[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czuł się koszmarnie.
Wyjął Django i przytulił go do twarzy.
- Wiesz, co mi kiedyś powiedział jeden kumpel? Jak poczujesz się samotny, to spraw
sobie szczura. Ech, Django, on miał chyba rację. - Włożył okulary.
Dziewczyny rozmawiały nieopodal. Wyglądały na całkiem spokojne. Być może Asi
chciała sobie na niego tylko ponarzekać. Pewnie ta historia w jej pokoju także dla
niej była czymś przykrym.
Zorro musiał skręcić sobie papierosa. Włożył Django z powrotem do kieszeni bluzy.
Nie chciał mieć ich ciągle przed oczami. Tytoń wysypywał się z bibułki. Ręce trzęsły
mu się jak liście topoli. Kłania się Muhammad Ali. I kto tu jest nienormalny?
Z dziewczynami zaczynało dziać się coś niedobrego. Asi złapała Joe za rękę. Joe
krzyknęła coś. Asi ściągnęła jej z palca obrączkę i cisnęła o ziemię. Joe przydeptała
ją butem. Asi kopnęła obrączkę. Obie spojrzały na Zorro i wolnym krokiem ruszyły
w jego stronę. Widział wszystko jak w zwolnionym tempie - zaciekłe twarze były
niemal nieruchome. Wydawało się, że unoszą się nad ziemią.
Zorro stał jak wryty, z opuszczonymi rękami. Asi była przy nim pierwsza. Kopnęła
go, aż zgiął się wpół. Joe walnęła go pięścią w twarz. Nawet nie próbował się
zasłaniać. Bez słowa protestu. Zewsząd gapili się lumpy, ćpuny i dworcowi
policjanci. Wszyscy zrywali boki ze śmiechu.
W pewnej chwili Zorro zawołał:
- Zabijecie Django!
Natychmiast przestały. Chwilę wpatrywały się w niego -
121
1
"
stał bez ruchu, jak wbetonowany. Widział rozmytą twarz Joe. Nieskończenie
zawiedzioną twarz z poruszającymi się ustami, jakby chciały pewiedzieć:  Zorro, ty
podły łajdaku". Zorro stał tam jeszcze jakiś czas, gdy ucichły już ostatnie śmiechy i
komentarze. Nic do niego nie docierało. Kompletnie się w sobie zasklepił. Ciągle
miał przed oczami zawiedzioną twarz Joe.
Ociężałym krokiem ruszył do wyjścia. Wszyscy zachowywali się, jakby nic się nie
wydarzyło - ćpuny, alfonsy, dealerzy, pijaki, psy.
Zorro powlókł się przed siebie. Kopnął po drodze w jakiś samochód. Wyjął Django z
kieszeni i wtulił weń twarz. W końcu zaczął płakać.
Django nie przeżył ataku. Wyglądał żałośnie z futrem mokrym od łez Zorro,
wygiętym grzbietem i martwym spojrzeniem.
Zorro uniósł pokrywę studzienki ściekowej. Jeszcze raz pocałował Django i wpuścił
go do otworu kanalizacyjnego.
- Do zobaczenia, stary.
Poczłapał ulicą przed siebie. Przystanął przed witryną tureckiego sklepu. Za oknem
stała lalka ubrana w suknię ślubną i gapiła się nań idiotycznie. Zaczął z wściekłością
kopać w szybę. Ustąpiła za trzecim razem. Ogromne szklane płaty z hukiem
rozpryskiwały się na chodniku. Zorro rozbijał nogą ocalałe fragmenty. Potem
potoczył się dalej. Głębokiej rany na nodze nawet nie zauważył.
Chcąc znów przejść na drugą stronę ulicy, zderzył się z przejeżdżającym rowerzystą.
Ten upadł.
- Człowieku, pijany jesteś?! - krzyczał tamten, zanim się jeszcze podniósł.
Zorro zaczął kopać jego rower. Rowerzysta podniósł się natychmiast i ruszył na
niego. Chłopak uderzył błyskawicznie i tamten znowu leżał na ziemi. Zorro kopnął
go.
122
Potem jeszcze raz. Powlókł się dalej. Jakaś kobieta zaczęła gonić go z krzykiem.
Zorro przystanął. Poczekał, aż się zbliżyła, i dał jej z łokcia w twarz.
Wokół coraz więcej migających na niebiesko świateł. Coraz więcej policjantów
wysiadało z samochodów. Popędził w dół ulicy i wspiął się na nasyp kolejowy. Stanął
przed torem. Nadjeżdżał pociąg. Wpatrywał się w rosnącą szybko lokomotywę.
Poczuł czyjś żelazny uścisk na szyi. Ledwo mógł oddychać. Czyjeś kolano na krzyżu.
Czyjś but pod kolanem. Jeszcze stał. Potem upadł wolno jak ścięte drzewo. Bronił się
wściekle. Kopał, uderzał, gryzł. Przygnietli go do ziemi. Leżeli na nim, trzech,
czterech, na nogach, na głowie. Ktoś wykręcił mu ręce do tyłu. Nadgarstki paliły z
bólu. Biały kitel. Strzykawka. Zamazana twarz Joe. Koniec.
19 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •