[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stej. Nawet jeśli przeżyją, będzie chyba za pózno na ratowanie ich małżeństwa.
Olivia odnosiła wrażenie, że każdy jej oddech może być tym ostatnim. Wy-
znała Jackowi, że go kocha. Czy on nadal ją kocha?
- Siedem lat - odezwał się znów. - A wydaje się, jakby to było wczoraj. - Pal-
cem pogładził jej policzek. - A co sądzisz o Machu Picchu?
- Zawsze chciałam tam pojechać - odparła tęsknie. - Wyobrazić sobie, jak czuł
się Hiram Bingham, zdobywając ten szczyt w Peru w tysiąc dziewięćset jedena-
stym.
- Tak jak ja, kiedy się w tobie zakochałem - stwierdził z powagą Jack. - Od-
kryłem nowy świat.
- Może jednak powinniśmy raz jeszcze spróbować - powiedziała.
- Z dzieckiem?
- Nie - odparła. - Pewnie już nie dam rady. Jeśli tego chcesz...
- Nie chcę dziecka, chcę ciebie. Ale ja się nie zmienię. Pozostanę aroganckim,
zapatrzonym w siebie głupkiem, za jakiego mnie uważasz.
- A mnie nadal brak będzie wytrwałości.
- Mimo to zawsze będę cię kochał.
Wziął ją za rękę i ścisnął ją mocno.
- Nie nosisz obrączki.
Obrączki z wygrawerowanymi słowami Na zawsze" po wewnętrznej stronie.
- Przypominała mi o mojej porażce - odrzekła Olivia.
Może zbyt szybko przestała walczyć o swój związek.
- Tak, ponieśliśmy klęskę. To moja wina. Nie powinienem był cię zostawiać.
- Nie, to moja wina. Powinnam była z tobą wyjechać.
S
R
- Zdecydowałem się na tę ekspedycję, żeby cię przekonać, że jesteśmy sobie
przeznaczeni.
- I na pewno nie chcesz mieć dzieci?
- Nigdy niczego nie byłem bardziej pewny. Przeszkadzałyby nam tylko. Poza
tym nie chcę się tobą z nikim dzielić.
- Więc jeśli stąd wyjdziemy...
- Nie jeśli, tylko kiedy.
- Jack, bądz uczciwy. Ja to zniosę.
Nie odzywał się dłuższą chwilę.
- Nie jest dobrze - przyznał - ale to nie jest niemożliwe. Jeśli wytrzymamy do
jutra...
W tunelu z każdą minutą robiło cię cieplej i coraz bardziej duszno. Poziom
tlenu zbliżał się do zera. Jack starał się ją uspokoić. Nie pokaże mu, że to nie działa.
Musi udawać. Prawie się cieszyła, że latarka zgasła.
Przynajmniej nie widzi jego zatroskanej twarzy i otaczających ich ścian, sufi-
tu i ziemi pod nogami. Dzięki temu klaustrofobia mniej dawała jej się we znaki.
- Cokolwiek się stanie, cieszę się, że przyjechałam na Hermapolis - oznajmiła.
- A co do tej nocy w hotelu...
- Byłaś na mnie zła.
- Byłam zła na siebie, że ci uległam. Postanowiłam trzymać się od ciebie z da-
leka.
- Zauważyłem - odparł.
- Wiedziałam, że pod koniec lata rozstaniemy się na dobre. Podpiszesz papie-
ry rozwodowe i będziemy kwita. Uważałam, że jeśli spędzimy razem chociaż jedną
noc, znowu będę cierpiała. Ale dopiero kiedy do tego doszło, zrozumiałam napraw-
dę, że popełniłam straszny błąd.
- Nadal tak uważasz?
- Nie wiem, Jack. Nic na to nie poradzę, że cię kocham, ale...
S
R
- Powiedz mi tylko, że nie żałujesz tamtej nocy.
Olivia nie mogła wydusić słowa. Myślała o tym, jak przeszłość i terazniej-
szość zlały się w jedno, kiedy się kochali. Jak w końcu w jego ramionach poczuła
się znów spełniona i kompletna.
- Kto to powiedział, że nie należy żałować tego, co się zrobiło, tylko tego,
czego się nie zrobiło? - Wzięła go pod ramię.
- Co to było? Słyszałaś coś? - Jack się pochylił.
- Nie, nic.
Teraz dopiero się przeraziła. Jack ma halucynacje. Tak bardzo pragnął, by
ktoś ich znalazł, że zaczął słyszeć głosy.
- Cii, posłuchaj - rzekł Jack.
Dzwięk był bardzo słaby, ledwie słyszalny, ale prawdziwy. Serce zaczęło mu
walić jak szalone. Nadzieja mało go nie zadławiła. To był Stavros.
Głos strażnika przedzierał się przez blokujące tunel kamienie.
- Jack, jest pan tam?
Olivia poczuła łzy pod powiekami.
- To Stavros - powiedział Jack, chwytając ją za ramię i całując w policzek. -
Tutaj jesteśmy! - krzyknął. - Cali i zdrowi. Daleko jesteś?
- Na sześćdziesiątym metrze, słup dwunasty! - zawołał w odpowiedzi Stavros.
- W tym miejscu tunel jest zablokowany. Jesteście bezpieczni?
Jack odpowiedział mu twierdząco.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]