[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cus nosił strój kancelisty, a Louise wyglądała jak jej
własna służąca, kiedy miała wychodne. W niczym nie
przypominała eleganckiej modiste, madame Felice.
WÅ‚ożyÅ‚a prostÄ… sukniÄ™ z jasnoniebieskiego wytÅ‚aczane­
go materiału, solidne czarne buciki oraz czepek z jasnej
sÅ‚omki, przywiÄ…zany niebieskÄ… wstążkÄ…. Na ramiona za­
rzuciła jedynie lekki szal; było babie lato i słońce nad
Londynem i okolicami przygrzewało jeszcze mocno.
- Nic mnie nie obchodzi, jakie jest twoje prawdziwe
nazwisko - oświadczył Marcus. - Dla mnie jesteś moją
drogą Louise i to mi całkowicie wystarcza.
- Ale mnie obchodzi - odparła z rozdrażnieniem. -
Nie potrzebujesz martwić się takimi sprawami. Jesteś
Marcusem Angmering, spadkobiercÄ… lorda, hrabiego
Yardleya, możesz wiÄ™c traktować takie sprawy z lekce­
ważeniem. Ja natomiast nie mam najmniejszego pojÄ™­
cia, czy jestem dzieckiem pochodzÄ…cym z legalnego
związku, czy nie i naprawdę wiele bym dała za to, by
wiedzieć, z jakiego rodu się wywodzę. Z dwojga złego
wolałabym nawet świadomość, że jestem nieślubnym
potomkiem-Cleeve'ów niż to ciągłe zastanawianie się,
czy jestem rybą, ssakiem, ptakiem, czy też smacznym
wędzonym śledziem.
Marcus wybuchnął śmiechem.
- To sÄ… wszystko moje ulubione potrawy, kochanie,
więc tym się nie martw. A teraz uśmiechnij się, złotko.
Dzisiaj mamy przed sobą tylko jeden cel - weselić się całą
duszą i nie myśleć o tym, co przyniesie następny dzień.
Wyobrażam sobie, że niewiele miaÅ‚aÅ› dotÄ…d okazji do za­
bawy, i moim zamiarem jest zapewnić ci w przyszÅ‚oÅ›ci ra­
dosne i ciekawe życie.
Twarz Louise rozjaśniła się na te słowa.
- Przepraszam, że jestem taka gderliwa - rzekła ze
skruchą. - Tak długo, jak Jackson dotrzyma obietnicy
i będzie dyskretny, będę twierdzić, że słusznie zrobiłeś,
zlecając mu wyjaśnienie zagadki mego pochodzenia.
Niewdzięcznica ze mnie, prawda?
- To zrozumiałe, biorąc pod uwagę okoliczności -
odparł wesoło Marcus. - A oto jesteśmy już na miejscu.
Co powiesz na to, abym zafundował ci wizytę u jednej
z tych wróżek? Ona lub on - sÄ… także i wróżbici - mo­
gÄ… rozwiÄ…zać w okamgnieniu wszystkie twoje proble­
my. Co wolisz: kryształową kulę, czytanie z dłoni czy
tarota? Jestem pewien, że one dysponujÄ… tymi wszystki­
mi narzędziami.
- No cóż - odparła sucho Louise - wróżba może
okazać się równie użyteczna jak to, co Jackson po tylu
latach ewentualnie odszuka. Zgadzam siÄ™ na to tak dÅ‚u­
go, jak zgodzisz się grać. Szukajmy  damy". W świetle
naszej sytuacji to określenie jest bardzo stosowne, nie
uważasz, panie Marksie?
- Doskonałe - odparł Marcus - ale nie oczekuj, że
karta bÄ™dzie mi szÅ‚a - szczęście już mi dopisaÅ‚o - znala­
złem miłość swego życia, a znane ci jest chyba przysło-
wie, że kto ma szczęście w kartach, ten nie ma go w mi­
łości i odwrotnie.
Louise rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ wesoÅ‚o, Marcus nigdy przed­
tem nie sÅ‚yszaÅ‚, aby jego ukochana Å›miaÅ‚a siÄ™ tak ser­
decznie. Ten śmiech był balsamem dla jego duszy. Na
dodatek, idÄ…c za przykÅ‚adem innych dziewczÄ…t na jar­
marku, spacerujÄ…cych w towarzystwie swoich kawale­
rów, wsunęła mu rękę pod ramię.
Myśl, że Marcus jest jej kawalerem, rozbawiła Louise.
Postanowiła mu o tym powiedzieć.
- Hm - odrzekÅ‚ z namysÅ‚em. - SÅ‚owo  kawaler" za­
wsze kojarzyło mi się ze wsią, z młodym wieśniakiem
żującym nieodłączne zdzbło słomy, a nie z kancelistą
przechadzającym się z .wolna pod ręką z damą swego
serca po jarmarku. Wydaje mi się, że o nich mówi się
raczej gryzipiórki.
Louise znowu wybuchnęła Å›miechem. Marcus ucie­
szył się. Zaczynał wierzyć, że wszystko wreszcie
dobrze się ułoży, skoro jego ukochana odzyskała humor
i zapomniała o swoich zgryzotach. Okazało się, że
Louise nigdy przedtem nie była na jarmarku, a Marcus,
jako pan Marks, również nigdy w nim nie uczestniczył.
PodobaÅ‚a mu siÄ™ rola, jakÄ… obecnie graÅ‚ - rola przeciÄ™t­
nego obywatela, nic nieznaczącej osoby, która spędza
solny czas w tłumie innych również nic nieznaczących
osób. Był jednak na tyle uczciwy, by przyznać przed
sobÄ…, że gdyby mu przyszÅ‚o przejść przez życie w cha­
rakterze zwykÅ‚ego pana Marksa, to nie byÅ‚by zachwy­
cony. Ta refleksja jeszcze bardziej zwiÄ™kszyÅ‚a jego uz­
nanie dla Louise. Nie mógł wyjść z podziwu, że tak
dzielnie poradziła sobie - z nikomu nieznanej ubogiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •