[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głęboko, nieświadom, co się z nim dzieje.
- Nawet nie wiesz, synu, jaki z ciebie szczęściarz! - mruknął Guy,
odgarniając mu włosy z czoła. - Poszukam Beth i powiem jej, że musimy
przewiezć Jacksona do innego szpitala.
- A ja przekażę Jacksona kolegom, którzy zaczynają dyżur. Zaraz wychodzę
do domu.
- Jak się czuje Beth? - zapytała Guya jakiś czas pózniej. Właśnie przekazała
swej zmienniczce pager oraz klucze do magazynu leków, i była gotowa do
wyjścia.
- Kiepsko - odparł przygnębiony. - Powiedziałem jej, że skoro Jackson
doznał tak silnej reakcji alergicznej, musi zacząć nosić przy sobie adrenalinę.
Biedna Beth jest przerażona. Nie pojmuję, jak szkoła mogła dopuścić do
czegoś takiego.
- Przecież to nie wina szkoły, że kolega, z którym siedzi Jackson, akurat
miał kanapkę z masłem orzechowym - stwierdziła. - Ludzie nie zdają sobie
sprawy, jak niebezpiecznym alergenem są orzechy. Pomyśl tylko, co musi
teraz przeżywać nauczycielka Jacksona albo matka, która dała swojemu
dziecku tę nieszczęsną kanapkę?
- Założę się, że nigdy więcej tego nie zrobi.
- Ja też nie. W życiu nie dam Emily do szkoły kanapki z masłem
orzechowym. A teraz muszę już iść.
- Ja też wychodzę. - Stłumił ziewnięcie. - Nie ukrywam, że chwilowo mam
dość. Możemy wyjść razem?
Była już w drzwiach i nie widziała go, ale i tak domyśliła się, że podobnie
jak ona, wstrzymuje oddech. Odczekała chwilę, a potem się odwróciła i skinę-
ła głową.
- Jasne. Będzie mi miło - powiedziała, w pełni świadoma, że właśnie
zrobiła najodważniejszy krok w życiu.
Zaraz też przekonała się, że kiedy Guy mówi Już wychodzę", oznacza to co
najmniej pół godziny. Mniej więcej tyle zajęło mu załatwienie wszystkich
spraw i telefonów, które musiał wykonać przed pójściem do domu. Wiedziała,
że w tej sytuacji powinna powiedzieć, iż nie może tak długo czekać. A jednak
czekała, choć było to dla niej krępujące. Dlatego odetchnęła, gdy wreszcie
wyszli ze szpitala.
- Jak się udała wizyta u osobistej trenerki? - zapytał z wyczuwalną ironią w
głosie.
RS
64
- Pogoniłam ją - odparła wesoło. - Kiedy mówię pogoniłam", mam na
myśli, że podziękowałam jej za dotychczasową pomoc.
- Madison...
- Moja decyzja nie miała żadnego związku z tym, co mi powiedziałeś.
Prawda jest taka, że w pewnym momencie życia potrzebowałam właśnie
takiej pomocy, jaką mogła zaoferować mi Kerry.
- A teraz? - Ponieważ długo nie odpowiadała, zadał jej jeszcze jedno
pytanie: - Czy mógłbym dziś do ciebie przyjść? Tylko żeby porozmawiać. O
sprawach, które wczoraj zostawiliśmy niedopowiedziane.
- Dobrze, to niezły pomysł. - Nie wierzyła własnym uszom. Tak po prostu
zgodziła się, by do niej przyszedł. - Problem w tym, że dziś to niemożliwe, bo
obiecałam koleżance, że zajmę się jej synem.
- A jutro?
- Jutro też bawię się w opiekunkę do dzieci. Chcę się zrewanżować Helen
za opiekę nad moją córką. Nie wiem, jak bym sobie bez niej poradziła w tym
tygodniu. Poza tym mam wątpliwości, czy to dobry pomysł, żebyś do mnie
przychodził. Nie chcę, żeby Emily pomyślała...
Umilkła. Nie miała pojęcia, jak wytłumaczyć mężczyznie tak beztroskiemu
jak Guy, że to, co dla niego jest tylko niewinną kolacją, dla niej może mieć
bardzo poważne konsekwencje. Przecież Emily może sobie pomyśleć, że
Madison się z nim spotyka, a to przecież jest nieprawda. A z drugiej strony,
jak ma zacząć się spotykać, skoro nawet nie chce zaprosić go do siebie na
kolację?
- Jeśli chcesz, przyjdę z neseserem - zażartował, a widząc jej zaskoczoną
minę, wyjaśnił: - No wiesz, będziemy udawali, że to kolacja służbowa.
Zresztą naprawdę chciałbym omówić z tobą parę spraw. Powiesz córce, że
wpadnie do was twój kolega z pracy i tak zupełnie przy okazji przyniesie coś
do jedzenia, na przykład chińszczyznę, i butelkę dobrego wina.
- Nie ma mowy! Nie możemy...
- Chcesz powiedzieć, że nie możemy zrobić tego na podłodze w twoim
salonie? - zapytał ze śmiertelną powagą, którą zachował nawet wtedy, gdy
Madison zaczerwieniła się po uszy. Mimo zawstydzenia była mu wdzięczna,
że nazwał rzecz po imieniu i potraktował z żartobliwym dystansem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]