[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na małym stoliczku na kółkach, który sprawnie przysunął. Po
dziękowała, mówiąc, że niczego więcej jej nie potrzeba. Henry
zniknÄ…Å‚.
Zaczęła od filiżanki aromatycznej kawy. Kilka łyków posta
wiło ją na nogi. Ułamała kawałek świeżej bułki i zjadła nieco
doskonałej pieczeni, ale nieustannie wracała myślami do tego
samego obrazu, a jej serce przepełniał trudny do opisania
strach.
Wyszedł bez śniadania, a poprzedniej nocy pewnie też ni
czego nie jadł. Bez wątpienia oddał jej wszystko, co udało mu
się dostać w pociągu. %7łałowała, że się z nim nie podzieliła.
Wstała i zaczęła chodzić po pokoju, próbując pozbyć się stra
chu przed tym, co jeszcze miał przynieść ten poranek. Normal
nie pomyślałaby o przesłaniu wiadomości matce i bratu, ale
teraz nawet nie przyszło jej to do głowy.
Zciany były pomalowane na delikatny szarozielony kolor,
a powyżej gzymsu zdobił je leśny krajobraz z wodą, zieloną
trawą i niebem przezierającym przez splątane gałęzie. Przypo
mniało jej to małą wioskę, której się przyglądali o świcie z po
ciągu. Jaki cudowny dzień spędzili razem i jak całkowicie
zmienił się wtedy jej stosunek do mężczyzny, za którego
wyszła!
Nieliczne, ale dobre obrazy wisiały w starannie wybranych
miejscach. Przyjrzała się im bliżej i uznała, że ten, kto je kupił
i powiesił, jest prawdziwym znawcą. Nie zatrzymały jednak jej
uwagi, gdyż wciąż nie łączyła tego pokoju z człowiekiem, na
którego powrót czekała.
Pod oknem stało ładne mahoniowe biurko. Zainteresował ją
miniaturowy portret kobiety. Podniosła go i przyjrzała się twa
rzy. Była słodka i delikatna, z brązowymi, gładko zaczesanymi
włosami i oczami, które przypominały jej oczy męża. Czy
w takim razie jest to mieszkanie jakiegoś krewnego, do którego
przyjechali w odwiedziny na dzień lub dwa? Ale gdzie jest
gospodarz? Kobieta była ubrana w suknię sprzed ćwierćwie
cza, ale twarz miała młodą. Ciekawe, czyj to portret. Trosk
liwie odłożyła go na miejsce. Chciałaby poznać tę kobietę o tak
czułych oczach. Szkoda, że nie ma jej tutaj. Mogłaby podzielić
siÄ™ z niÄ… swymi obawami.
Jej wzrok padł na stos listów, w większości urzędowych.
Jeden czy dwa miały perfumowane koperty i adres wypisany
wysokim, kanciastym pismem. Wszystkie były adresowane do
pana Cyrila Gordona. Jakie to dziwne! Kim jest Cyril Gordon?
Co mają... co ma z nim wspólnego? Czy to przyjaciel, do
którego George... do którego przyjechali z wizytą? Nie mogła
znalezć odpowiedzi.
Nagle zadzwonił telefon.
Jej serce zabiło gwałtownie. Spojrzała na aparat, jak gdyby
przemawiał do niej ludzkim głosem, a ona nie była w stanie
odpowiedzieć. Co ma teraz zrobić? Odebrać? A może zaczekać
na służącego? Czy usłyszał dzwonek? A może spodziewa się,
że ona odbierze? A jeżeli pan Cyril Gordon... cóż, ktoś powi
nien odebrać. Rozległ się kolejny dzwonek, i jeszcze jeden.
A jeśli to on dzwoni? Może wpadł w kłopoty. Z tą myślą
pobiegła do aparatu. Zdjęła słuchawkę i zawołała:
- Halo! - jej własny głos zdawał się dochodzić z daleka.
- Czy to mieszkanie pana Gordona?
- Tak - odrzekła, spoglądając na stos listów.
- Czy pan Gordon jest w domu?
- Nie - odpowiedziała, odzyskując pewność siebie i żałując,
że odebrała telefon od kogoś obcego.
- Przed chwilą dzwoniłam do biura i powiedziano mi, że
właśnie wrócił - usłyszała władczy głos w słuchawce. - Czy na
pewno go nie ma?
- Z całą pewnością.
- Przepraszam, z kim rozmawiam?
- Słucham? - rzuciła Celia, chcąc zyskać na czasie. Nie
wiedziała, co odpowiedzieć. Nie była już panną Hathaway. Ale
kim była? Panią Hayne? Na tę myśl skuliła się z przerażenia.
- Z kim rozmawiam? - warknął głos po drugiej stronie.
- Czy to pokojówka? Jeżeli tak, proszę się upewnić, czy pana
Gordona nie ma. Mam do niego bardzo ważną sprawę.
Celia uśmiechnęła się do siebie.
- Nie, nie jestem pokojówką - odrzekła spokojnie - i jestem
pewna, że pana Gordona nie ma w domu.
- A kiedy wróci?
- Naprawdę nie wiem, sama przyszłam zaledwie przed chwilą.
- Czy dowiem się więc, z kim rozmawiam?
- Z... przyjaciółką - odpowiedziała, zastanawiając się, czy
to najwłaściwsze słowo.
- Och! - głos umilkł na dłuższą chwilę, jak gdyby coś roz
ważając. - Czy może pani w takim razie przekazać wiadomość
panu Gordonowi, gdy tylko wróci?
- Naturalnie. Kto mówi?
- Julia Bentley. On będzie wiedział - głos znowu zabrzmiał
rozkazująco. - Proszę mu powiedzieć, że spodziewam się go
dzisiaj na kolacji. Potrzebujemy jego obecności i nie może nas
zawieść. Wybaczę mu ten pospieszny wyjazd, jeżeli przyjdzie
wystarczająco wcześnie, żeby mi o nim opowiedzieć. Nie za
pomni pani, prawda? Pamięta pani nazwisko? Bentley,
B,E,N,T,L,E,Y. Przekaże mu pani, gdy tylko przyjdzie?
- Tak.
- Dziękuję. Przepraszam, jak pani nazwisko?
Celia odłożyła słuchawkę. Zdenerwowała ją ta rozmowa,
chociaż nie wiedziała dlaczego. %7łałowała, że odebrała telefon.
Co ma zrobić, jeżeli nagle pojawi się Cyril Gordon, ktokolwiek
to jest? Miała nadzieję, że nie będzie musiała przekazywać
wiadomości od tej pannicy. Dlaczego nie zapisać jej i nie
zostawić na biurku razem z listami? Tak zrobi. Przynajmniej
zajmie jej to kilka minut, które tak wolno się wlokły.
Usiadła i napisała: Panna Bentley pragnie zaprosić pana
Gordona na kolacjÄ™ dzisiejszego wieczora. Wybaczy jego
ucieczkę sprzed kilku dni, o ile dzisiaj przyjdzie wcześniej".
Położyła kartkę obok perfumowanych listów z kanciastym pis
mem i podeszła do krzesła, zbyt niespokojna, by odpoczywać,
ale też zbyt zmęczona, żeby stać.
Wyjrzała przez okno wychodzące na tył domu. Nad dachami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]