[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jestem sobą, Kristine. A następnym razem, gdy zagoją
się twoje rany, będę czuł się jeszcze bardziej wolny.
- Następnym razem? - zachichotała. - Ledwie zjedliśmy
obiad, a ty już myślisz o kolacji?
Ucałował ją w czoło i przytulił. Oparła mu głowę na
ramieniu i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła, za oknem
świeciło słońce. Upewniwszy się, że nie śni, przeciągnęła się i
zagadnęła kokieteryjnie:
- Nie przyniesiesz mi kawy do łóżka?
- Za chwilę. Najpierw daj całusa.
- Zgoda - odparła, prężąc się jak kotka.
- Zrób tak jeszcze raz, a będziesz miała kłopoty.
Niewiele myśląc, wyprężyła się z jeszcze bardziej
prowokującym wdziękiem. Lars zapomniał o kontrolowaniu
samego siebie, a Kristine o porannej kawie.
Tydzień minął im w prawdziwie idyllicznej atmosferze.
Kristine była roześmiana. wiczyła swój norweski. Po
siniakach nie pozostał nawet ślad. Lars gotował wyszukane
potrawy i naprawiał pomost nad jeziorem. Nigdy dotąd nie
widziała, by tyle się śmiał.
Kochali się codziennie, raz miłością, dziką i szaloną,
innym razem zaspokajając potrzebę czułości i delikatności.
Kochali się za dnia i przy świetle świec, leżąc w hamaku i
wsłuchując się w szum wiatru wśród drzew. Kristine
wiedziała, że nigdy nie zapomni człowieka, który nauczył ją
kochać i być kochaną.
Obserwując Larsa, z radością zauważyła pogodną stronę
jego duszy. Wygłupia! się i dowcipkował. Doskonale się
razem bawili. Była pewna, że jej rodzicom nigdy nie było
dane przeżyć niczego podobnego. Czuła ponadto, że Lars
powoli wyzwala się spod władzy dręczących go demonów
przeszłości.
- Opowiedz mi coś o sobie - poprosiła pewnego dnia przy
kolacji. - Wiem, że jezdziłeś na nartach, startowałeś w
zawodach, a teraz zajmujesz się majątkiem babci. Ale musisz
przecież robić coś jeszcze.
- Zawsze marzyłem o zdobyciu licencji pilota. - Utkwił
zamyślony wzrok w kieliszku wina, obserwując odblask
świecy, tańczący po jego szklanych ściankach. - Po śmierci
Anny i Elisabet zapisałem się na kurs. Gdy wylatałem
odpowiednią liczbę godzin, pojechałem za ocean i zatrudniłem
się w małej firmie przewozowej, specjalizującej się w
dostarczaniu żywności uchodzcom wojennym i ofiarom susz.
Często latałem w niebezpiecznych misjach i bardzo mi to
odpowiadało. Nie podejmowałem niepotrzebnego ryzyka, gdy
miałem ludzi na pokładzie, ale gdyby mnie zestrzelono...
chyba nie miałbym im tego za złe.
- O rany, a pomyśleć, że gdy się poznaliśmy, miałam cię
za bezczynnie czekającego na spadek lowelasa!
- Po pewnym czasie zaproponowano mi pracę w firmie
inżynieryjnej, która zajmowała się rozwojem Trzeciego
Zwiata. Mieli bardzo rozsądne projekty, które dawały szansę
rzeczywistej poprawy warunków życia. Z Malezji przeniosłem
się do Brazylii. Właśnie kończyliśmy pracę nad kolejnym
projektem, gdy bestemor dostała wylewu. Wróciłem do domu,
a w niecały miesiąc pózniej poznałem ciebie.
- Zamierzasz wrócić do Brazylii?
- Starałem się o pracę przy ONZ i dostałem ją. Czeka
mnie mnóstwo podróżowania. - Posłał Kristine pełne ciepła,
poważne spojrzenie. - Spodobałoby ci się.
Nie była pewna, co Lars ma na myśli. Nagłe dotarło do
niej, że prędzej czy pózniej będą musieli przerwać trwającą od
przeszło tygodnia idyllę. Wstała z ponurą miną.
- Zebrałam trochę poziomek, chcesz spróbować?
- Znów uciekasz.
- Nie, po prostu póki mogę, wolę żyć terazniejszością.
- Musimy kiedyś porozmawiać o przyszłości - nie
ustępował.
- Ale nie teraz. Jeszcze nie - rzuciła, znikając za
kuchennymi drzwiami.
Wiedziała, że przyszłość coraz natarczywiej puka do ich
drzwi. Za dzień, dwa przyjedzie tu brat Larsa i będą musieli
opuścić chatę. Fjaerland, przypomniała sobie. Muszę tam
pojechać i dowiedzieć się, czy dziadek zechce ze mną
rozmawiać. Jeśli nie, będę musiała wrócić do Oslo, a to nie
będzie proste. Nie mam samochodu ani pieniędzy, a nie
zamierzam pozostać na utrzymaniu Larsa.
Mimo iż Lars zajął się sprawą należnego odszkodowania
za samochód, Kristine nie liczyła na dużą sumę. Musiała
znalezć pracę lub wrócić do domu.
Kątem oka zobaczyła, że Lars idzie w jej stronę.
- Zawieziesz mnie do Fjaerland? - zapytała, zanim zdążył
się odezwać.
- Kiedy?
- Jutro.
- Nie musimy jeszcze wyjeżdżać.
- Muszę się dowiedzieć, czy dziadek będzie chciał się ze
mną zobaczyć, czy nie. - W jej głosie zabrzmiał tak dobrze mu
znany, uparty ton.
- A jeśli poprosi, abyś została u niego na miesiąc?
Oczekujesz, że grzecznie się pożegnam i wrócę do Oslo,
napominając o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło?
- Lars, nie złość się. Było cudownie, ale przecież nic nie
trwa wiecznie. Muszę tam pojechać. Zrozum...
- Ależ rozumiem doskonale - wycedził przez zaciśnięte
zęby. - Zawiozę cię, lecz nie mogę, obiecać, że wrócę do Oslo,
kiedy tylko przestanę ci być potrzebny.
- Przestań! - głos Kristine załamał się. - Zupełnie
opacznie interpretujesz moje słowa. Jesteśmy przyjaciółmi i
wcale nic zamierzam znikać z twojego życia.
- Jesteśmy kochankami, Kristine.
- Tak, jesteśmy! Ale twój brat wkrótce przyjeżdża, a ja
muszę jechać do Fjaerland. I kłócimy się po raz pierwszy od
prawie dwóch tygodni... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •