[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Doważyła Wdowa pięć deka cukru. Dziękuję, mówi Amerykanowa, przepraszam za kłopot, ale jeśli
coÅ› ma ważyć kilogram, to musi ważyć kilo¬gram, prawda? Bo ja pÅ‚acÄ™ za kilogram, a nie za
dziewięćdziesiąt pięć deko.
Yyyy, wielkie mecyje, pięć deko! mówi na głos Ciućkowa.
Takie grosze, dodaje Frycenkrakerowa.
Amerykanowa uśmiecha się grzecznie, całkiem nie jest zawstydzona, na te parę groszy, mówi, też
trzeba zapracować.
Yyyy. mówi Ciućkowa.
Widać, że pani bogata, pani Ciućkowo, mówi grzecznie Amerykanowa. Ciućkowa czerwieńsza od
Wdowy siÄ™ robi. Ale:
yyyy. mówi.
Pięciu groszy reszty nie mam, mówi Wdowa.
To ja dam pani pięć, a pani wyda mi dziesięć, mówi AmerykanowÄ…. I już w portmonetce grze¬bie,
pięciu groszy szuka, istna sensacja! Jeszcze coś takiego u nas się nie zdarzyło, żeby się kto o pięć
groszy upomniał! Ożesz!
Pięć groszy wreszcie wygrzebaÅ‚a Amerykano¬wÄ…, podaje Wdowie. Wdowa dziesiÄ…taka rzuca na
ladę. Ożesz! Nic dziwnego, że taka czerwona, aże ją mało apopleksja nie trafi! Widać, każdą tytkę
AmerykanowÄ… na wadze sprawdzaÅ‚a i co rusz kazaÅ‚a sobie doważać, to pięć deko, to dwa, a mo¬Å¼e
i pół. Jeśli o pięć groszy się targuje? A co to komu szkodzi, kiedy Wdowa pięć deko nie do-waży,
albo piÄ™ciu czy nawet dwudziestu groszy nie wyda? Nie oszukuje Wdowa za dużo, czÅ‚o¬wiek z
tego krzywdy nie ma, a Wdowa do pensji doskłada. Bo też jej płacą, uśmiać się można. Za to, co jej
płacą, dwoje dzieciów nie wychowa. A tu taka przychodzi, dularowa Amerykanową, złotem
obwieszona, bezwstydnica taka, najgorsza z najgorszych, taka przychodzi, co zdrowy dom, dobry,
zadbany, najlepszy dom marnuje bez mrug¬niÄ™cia okiem, żeby swoim widzimisiom sprostać, a o
pięć groszy siÄ™ upomina! Ożesz! Zwiat siÄ™ chy¬ba przewraca do góry nogami, czy co? PiÄ™kne
sÄ…¬siedztwo trafiliÅ›my, jeszcze jaka kara boska spa¬dnie na wszystkich.
Do widzenia, mówi Amerykanową, Amerykan siatki z lady zabiera, wychodzą.
Wdowa osuwa się na krzesełko. Płacze.
Ożesz tych Amerykan!
O tym, że Amerykany kąpią się dzień w dzień
Ciućkową na własne oczy widziała!
Trzy miesiÄ…ce dopiero minęły, jak siÄ™ Amery¬kany po zÅ‚odziejsku wprowadziÅ‚y do domu Kula¬sa, i
już tam cały środek w domie wyburzyły, po swojemu, po amerykańsku. Kurna! Ile naspro-wadzali
majstrów, a ilu pomocników dla maj¬strów, ożesz! bogate te Amerykany jak cholera, żeby tylu
majstrom i tylu pomocnikom płacić dniówki! Tempo wzięli iście amerykańskie! Trzy miesiące! A
już kuchniÄ™ majÄ… nowÄ…, a wszystkie cztery Å›ciany w tej kuchni biaÅ‚ymi kafelkami ob¬Å‚ożone, i
meble też biaÅ‚e. No, to każdy brud bÄ™¬dzie widoczny, na biaÅ‚ym przecież brud widać doskonale, kto
to sobie białe meble do kuchni, gdzie najbrudniej, sprawia? Albo białe ściany? Kuchnie to my
malujemy na ciemno, i drzwi w kuchni na ciemno, myć nie trzeba i brudu nie widać. No, to będzie
ta kuchnia u Amerykan za trochę wyglądać, szkoda, że jeszcze białej podłogi nie ułożyli, ale nie:
uÅ‚ożyli sobie podÅ‚ogÄ™ w kuch¬ni granatowÄ…, z takich kamyczków malutkich. Ożesz, i tacy myÅ›lÄ…,
że pięknie mają? Czy widział kto gdzie taką podłogę?
A ten wielki pokój, ten, jak Ciućkową nazywa po amerykańsku: liwinrum, to jak stodoła. I jak taki
pokój ogrzać? I wiecie co? PÄ™c ze Å›miechu! Oni tam stawiajÄ… komin z cegłów! Jak Boga ko¬cham:
z cegłów! Widać doskonale ze szosy, bo majstry wybili wielkie okna, i ten komin mu¬rujÄ…. Po co w
pokoju komin z cegłów? Czy te ce¬gÅ‚y niby takie piÄ™kne? WedÅ‚ug Amerykan piÄ™kne,
bo te rowki, co między cegłami się robią, jeden majster na biało szpachluje.
Zima zelżała już w styczniu, wiosna się widać wczesna zapowiada, sójki do lasu odleciały, a jak
sójki odlatujÄ…, to znaczy, że mrozy puszczÄ…, sój¬ka w lesie siÄ™ wyżywi, i rzeczywiÅ›cie, sÅ‚onko
grzeje, ale ślicznie, z dachów kapie, odwilż na całego, tylko jezioro całkiem zamarznięte, dzieci się
Å›lizgajÄ…. A że odwilż, to Amerykanom majstry wodÄ™ do domu ciÄ…gnÄ…. Boryna gada, że też bÄ™¬dzie
na wiosnę wodę ciągnął. Patrzcie, jak to Amerykan małpuje. Ja tam, gadał, piwo w sklepie
popijając, Smolarek, nawet jakbym dulary miał, wody bym nie ciągnął. Bo i po co? Bydlątka
wio¬snÄ…, latem, jesieniÄ… w jeziorze siÄ™ pojÄ…. A zimÄ…, od czego mam dzieciaki? Wiaderko do studni
spu¬szczÄ… i wodÄ™ raz dwa wyciÄ…gnÄ…. I za darmo. Po co pieniÄ…dz bezużytecznie marnować? Czy
taka woda na siebie zarobi, zwróci się?
Pewno, że siÄ™ nie zwróci! A co ze studni wo¬dÄ™ ciÄ…gnąć, to niewygodnie? za ciężko? Temu za
ciężko, komu za ciężko, Borynie też za ciężko ko-niami pole orać, nabrał tego pola, nabrał,
hekta¬rów nakupowaÅ‚ jak gÅ‚upi, szaÅ‚u dostaje, jak mu Borynowa jaÅ‚oszkÄ™ rodzi, ale! syna siÄ™ tam
nie doczeka, bÄ™dzie miaÅ‚ szesnastÄ… dziewuchÄ™, szesna¬stÄ… jaÅ‚oszkÄ™, chociaż do Wasylichy co
tydzień na odczynienia chodzą, Boryna z Borynową, dużo im tam Wasylicha pomoże, Borynowa
tylko do ro¬dzenia jaÅ‚oszek zdolna, ot, żeby Borynowa krowÄ… byÅ‚a, toby byÅ‚a dobra krowa, ale baba
z niej żad¬na, czegoÅ› jej brakuje, a może to Borynie brakuje? może mu za maÅ‚o staje, może ma
przykrótkie albo przycienkie? durny ten Boryna, ciemny, czytać nie umie, pisać nie umie,
pozapominał lite-rów, ale siedzi i słucha, co tam telewizja chłopo-wi radzi, i we wszystko wierzy,
co telewizja ra¬dzi; ciÄ…gnik sobie kupiÅ‚, konie sprzedaÅ‚, ciÄ…gni¬kiem orze, kto tam by u nas
ciągnikiem orał? W Kółku dwa są, ale stoją, rdzewieją, kto tam będzie z Kółka do orania ciągnik
brał i płacił, jak można za darmo końmi zaorać, pieniądz sam nie wpada, na pieniądz trzeba ciężko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]