[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przemierzyła więc dzielącą ich przestrzeń i objęła Cage'a,
ośmielając się nawet wsunąć ręce pod jego dżinsową kurtkę.
- Witaj - szepnęła nieśmiało, kiedy już się cofnęła.
- Witaj - odparÅ‚ przeciÄ…gle. Bursztynowe oczy bacznie wÄ™­
drowały po jej twarzy. - Powiedz mi, co takiego zrobiłem, że
zasłużyłem na miłe powitanie, a zrobię jeszcze więcej.
- Jestem na ciebie zła.
- Bądz zła. Podoba mi się to. Obejmij mnie znów.
W OSTATNIEJ CHWILI 165
- Raz wystarczy.
- Ale ja mam zajÄ™te rÄ™ce i nie mogÄ™ siÄ™ zrewanżować, mu­
sisz więc uściskać mnie za nas dwoje.
To było czyste szaleństwo, jednak teraz miało dla niej sens.
Znów otoczyła go rękami w pasie, złączyła je na jego plecach,
odchylając głowę, żeby na niego spojrzeć.
- A teraz mi powiedz, dlaczego jesteś zła?
- Co będę robić z trzema telefonami?
- Zaoszczędzisz sobie wielu kroków. - Pocałował ją szybko.
- Ucieszył cię mój widok. Dlaczego?
- Przyniosłeś jedzenie - kluczyła, pokazując głową torby,
które trzymał w rękach.
- Lubisz cheeseburgery?
- Z cebulÄ…?
- Tak.
- Uwielbiam.
Lunch upłynął im w hałaśliwej, wesołej atmosferze.
- Myślę, że wy, chłopcy, zaplanowaliście to - powiedziała
podejrzliwie Roxy, wbijając zęby w złocistą frytkę.
- Ja tego nie planowałem - zaklinał się Cage, kładąc dłoń na
sercu.-A ty, Gary?
- Ja też nie - odparÅ‚ zagadniÄ™ty, zlizujÄ…c sól z palców. - Po­
daj mi jedną z tych małych przekąsek w keczupie, proszę.
- Roxy i ja mogÅ‚yÅ›my mieć inne plany w zwiÄ…zku z lun­
chem - powiedziała wyniośle Jenny.
Cage uśmiechnął się do niej szeroko, zadowolony, że teraz
z łatwością przychodzi jej żartować wraz z innymi.
- Założyliśmy, że nie macie.
- Założyliście, mówisz? Nie bądzcie nas tacy pewni -
ostrzegła Roxy. - Mam rację, Jenny?
- Tak.
Zamierzała właśnie ugryzć cheeseburgera, ale Cage pochylił
się i pocałował ją mocno w usta.
166 W OSTATNIEJ CHWILI
Jenny nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek była tak
szczęśliwa. I wolna. Mimo ciąży czuÅ‚a siÄ™ lekka jak ptak. Zosta­
wiła za sobą plebanię jak starą skórę. Całą sobą napawała się
nowym życiem.
Nie uchylaÅ‚a siÄ™ jednak od obowiÄ…zków parafianki. Regular­
nie chodziła na mszę, a Cage jej towarzyszył. Siadali z tyłu.
Bob, celebrujący nabożeństwo, jeśli nawet ich zauważał, nie
dawał tego po sobie poznać. Ze swego miejsca nie widzieli Sary,
która zawsze siedziała w drugim rzędzie.
Jenny i Cage wyczuwali ciekawe spojrzenia rzucane w ich
kierunku i słyszeli szepty za swoimi plecami, jednak rozmawiali
uprzejmie ze wszystkimi. Z Cage'em u boku łatwo było Jenny
trzymać głowę wysoko i chodzić z dumą.
Bardziej zaangażowaÅ‚a siÄ™ w pracÄ™ w biurze. Prócz odbiera­
nia telefonów i pisania listów z własnej inicjatywy zajęła się też
prowadzeniem kartotek i zbieraniem informacji.
- Zamęczasz się - powiedział pewnego dnia, kiedy wstąpił
do biura, by zostawić pocztę, i zastał ją przy pracy.
- Która godzina?
- Dawno minęła piąta.
- To jest takie ciekawe. Straciłam poczucie czasu.
- Nie spodziewaj się, że będę ci płacił za nadgodziny.
- Jestem ci winna ten czas. PoszÅ‚am dzisiaj do lekarza pod­
czas mojej godzinnej przerwy na lunch.
- Półtoragodzinnej.
- Nieważne. W każdym razie musiaÅ‚am dÅ‚ugo czekać i wró­
ciłam pózniej niż należało, więc przestań mnie rugać.
- Robisz się kłótliwa, panno Fletcher. Jeśli nie będziesz się
pilnować, zrezygnujÄ™ z pomysÅ‚u poÅ›lubienia ciebie i zacznÄ™ roz­
glÄ…dać siÄ™ za miÅ‚Ä…, posÅ‚usznÄ… dziewczynÄ…, która bÄ™dzie trakto­
wać mnie z szacunkiem, na jaki zasługuję.
Złożyła wykres.
- Gdybyś miał być traktowany tak, jak na to zasługujesz,
dostałbyś lanie.
W OSTATNIEJ CHWILI 167
- Hm, to brzmi... interesująco. - Zbliżył się, stanął za jej
plecami, otoczył jej talię rękami i ugryzł leciutko w szyję.
- Nie mów mi, że masz ochotę na odrobinę perwersji.
- Perwersji? - Oderwał usta od jej szyi i roześmiał się, ale
trzymał ją nadal w ramionach. - A co ty wiesz o perwersji?
- Dużo. Roxy ma książkę z dokładnymi instrukcjami.
- Roxy cię demoralizuje. Nie powinienem cię jej powierzać.
Nie zaglądaj więcej do jej książek.
- Nie musisz się martwić, że spodoba mi się coś z biczami
i łańcuchami. To wygląda na bolesne. Poza tym - zażartowała
- myślę, że te skąpe stroje z czarnej skóry nie wyglądałyby
najlepiej na mojej nowej figurze.
- Twoja nowa figura wyglądałaby wspaniale we wszystkim.
Uwielbiam jÄ….
Przez chwilę gładził jej brzuch, po czym przesunął dłonie
niżej i pieścił biodra przez spódnicę. Jenny pisnęła, usiłując się
odwrócić. Pozwolił jej na to, jednak znalezienie się z nim twarzą
w twarz nie pomogło jej się wyzwolić. A właściwie jej położenie
stało się jeszcze bardziej kłopotliwe.
- Muszę już iść, Cage.
- Pózniej. - Nosem odsunął jej włosy i zaczął pieścić ucho.
- Robi się pózno. Powinnam wracać do domu.
- Pózniej.
To słowo zostało wypowiedziane wprost w jej otwarte usta,
a kiedy zamknął na nich wargi, cały jej opór stopniał. Oparł
dłonie na kartotece i pochylił się, przyciskając Jenny swoim
ciałem. Odsunął się, po czym pochylił się znowu, i jeszcze raz.
Za każdym razem, gdy jego ciało ocierało się o nią, odnosiła
wrażenie, że przepływa przez nią prąd.
PrzesunÄ…wszy dÅ‚onie, objÄ…Å‚ jÄ…, pogÅ‚Ä™biajÄ…c przy tym po­
całunek.
- Cage, nie - protestowała bez przekonania, kiedy udało jej
się uwolnić usta. To był odbierający rozum pocałunek i czuła,
jak jej wola słabnie.
168 W OSTATNIEJ CHWILI
- Dlaczego nie?
- Bo to niezdrowe.
Poruszył się sugestywnie.
- Ośmielam się mieć inne zdanie.
- Nie powinniÅ›my... - PoruszyÅ‚ siÄ™ ponownie. JÄ™knęła mi­
mo szczerych chÄ™ci pozostania obojÄ™tnÄ…. - Nie powinniÅ›my ro­
bić tego tutaj, w twoim biurze.
- Co powiesz na mój dom?
- Nie.
- Twoje mieszkanie?
- Nie.
- A więc gdzie?
- Nigdzie. Nie powinniśmy tego nigdzie robić.
Ostatnio, za każdym razem, gdy ją całował, przypominała jej
się noc z Halem. Pocałunki Cage'a budziły zaskakująco żywe
wspomnienia. Bracia caÅ‚owali z podobnÄ… intensywnoÅ›ciÄ…, piesz­
czoty obydwu były równie podniecające. Ale, odpowiadając na
pocałunki Cage'a, miała wrażenie, że zdradza Hala. Czy w jego
ramionach drżała tak, jak drży za każdym razem, kiedy dotyka
jej Cage?
- Jenny, proszÄ™.
- Nie.
- Ja cierpię. Nie byłem z kobietą od... - O mały włos nie
powiedział:  Od nocy z tobą". - Od bardzo dawna.
- Czyja to wina?
- Twoja. Nie chcÄ™ nikogo innego.
- Idz do którejÅ› z twoich dawnych przyjaciółek. Jestem pew­
na, że znajdziesz jakąś chętną damę. - Umarłaby, gdyby to
zrobiÅ‚. Każdego dnia niemal wstrzymywaÅ‚a oddech, zastanawia­
jąc się, kiedy Cage zmęczy się jej towarzystwem i powróci do
dawnego, hulaszczego trybu życia. Coś jej jednak kazało igrać
z ogniem. -Albo wpadnij do supermarketu.
- ZaproÅ› mnie dziÅ› wieczorem.
- Nie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •