[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Corinne, przestań wreszcie myśleć o swoich ro-
dzicach. Twój dziadek te\ du\o podró\ował.
- Ale w sprawach słu\bowych.
- A twój Corey nie?
- Ja... przewa\nie chyba tak.
-Twój dziadek był wyjątkowym człowiekiem -
powiedziała Elizabeth w zamyśleniu. - Mo\e nie zbił
wielkiego majątku, ale nie musieliśmy oszczędzać na
150 f& PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... _____________
jedzeniu i od czasu do czasu mogliśmy sobie pozwolić
na drobne luksusy. Twoja matka tego nie doceniała.
Chciała wcią\ więcej i więcej. Była bardzo młoda.
Obawiam się, \e do tej pory jeszcze nie dorosła.
- Co czułaś do dziadka? Opowiedz mi.
- Gdy się w sobie zakochaliśmy, równie\ byliśmy
młodzi, ale \yliśmy w zupełnie innych czasach. W cza-
sie wojny i po wojnie musieliśmy pokonać wiele
trudności. Gdy kupiliśmy ten dom, wydawał się nam
pałacem. Byliśmy dumni z siebie nawzajem. Theodore
wcią\ powtarzał, \e nie miałby sił pracować tak cię\ko,
gdyby nie wiedział, \e zawsze czekam na niego w do-
mu. Potrafił pięknie mówić. Nawet gdybym ju\ nie
kochała go do szaleństwa, nie potrafiłabym się oprzeć
poezji jego słów. Nie słowa jednak były najwa\niejsze,
lecz ukryte w nich uczucie. Theodore niczego nie
udawał - kochał mnie równie mocno, jak ja jego.
Corinne miała wielką ochotę spytać o ich \ycie
intymne, stwierdziła jednak, \e to nie jej sprawa. Corey
miał rację, Cerise nie powstała z powietrza.
- Czy... czułaś się z nim jakoś szczególnie?
- O, tak. - Krótka, ale jak\e pełna treści odpo-
wiedz. Po raz pierwszy, odkąd Corinne pamiętała, głos
babci zadr\ał.
- Ja siÄ™ tak czujÄ™, gdy jestem z Coreyem.
- Tak powinno być. Mę\czyzna ma wzbudzać w
swojej kobiecie uczucia, jakich nie wzbudza nikt inny.
- Jak zatem wytłumaczysz przypadek moich ro-
dziców?
- Nie potrafiÄ™. Mo\e ciÄ…gnie ich do innych part-
nerów, poniewa\ nie znajdują zaspokojenia ze sobą?
- Jeśli jednak się kochają...
___________ PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... » 151
- Ale ka\de na swój samolubny sposób. Cerise
przede wszystkim kocha siebie. Zaryzykowałabym
twierdzenie, \e Alex równie\. W ka\dym razie nie ma
to nic wspólnego z taką miłością jak moja do
Theodore'a.
- To znaczy jakÄ…?
- AbsolutnÄ…. BezinteresownÄ…. WiecznÄ…. Jak sÄ…-
dzisz, dlaczego nie wyszłam ponownie za mą\? Byłam
przecie\ młoda, gdy Theodore zmarł.
- Och, babciu, tak mi przykro.
- Czemu? Miałam cudownego mę\a, nawet jeśli
tylko przez krótki czas. Czy on ci się oświadczył?
- Corey? - spytała Corinne, mrugając.
- A czy jest jakiś inny mę\czyzna, za którego chcesz
wyjść za mą\?
- Nie powiedziałam, \e chcę wyjść za Coreya.
- Czy poprosił cię o rękę? - ponowiła pytanie
Elizabeth.
Przez chwilę Corinne zastanawiała się, czy nie
skłamać, odrzuciła jednak ten pomysł, nie chciała
bowiem kończyć jeszcze rozmowy. Zale\ało jej na tym,
by spojrzeć na własną sytuację oczyma babci.
- Tak.
- A ty mu odmówiłaś. Cieszę się.
- Cieszysz się? - spytała ze zdumieniem Corinne.
Elizabeth najwyrazniej przeczyła sama sobie.
- Decyzji o mał\eństwie nie podejmuje się w po-
śpiechu. Zakładam, \e Corey cię kocha.
- Tak mówi.
- A ty wcią\ nie jesteś pewna. Mogę spytać dla-
czego?
- Mo\esz - odpowiedziała Corinne, chichocząc
nerwowo - ale nie jestem pewna, czy znam odpowiedz
na to pytanie.
152 f& PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ...
- Spróbuj ją znalezć.
- Mówiłam ci o wielu sprawach - powiedziała Co-
rinne po chwili namysłu - ale jest te\ druga strona
medalu. Corey to antyteza mę\czyzny, którego bym
wybrała. Ma reputację playboya, choć przysięga, \e te
czasy dawno minęły. Obraca się w świecie biznesu,
inwestuje na giełdzie, jak gdyby to była zabawa, choć
przysięga, \e instynkt go nigdy nie zawiódł. Traktuje
\ycie tak... lekko.
- Czy tak właśnie traktuje ciebie?
- Nie. A przynajmniej nie sÄ…dzÄ™. Czy mogÄ™ jednak
na nim polegać?
- Być mo\e ten lekki stosunek do \ycia to tylko
przykrywka czegoś wręcz przeciwnego?
- A te jego szkła kontaktowe... Zadzwonił do mnie
przera\ony któregoś ranka, uprzedzając, \e się spózni,
poniewa\ zgubił jedno...
- Miał prawo się zmartwić. Z tego, co słyszałam,
kosztujÄ… majÄ…tek.
- Są ubezpieczone, ale nie w tym rzecz. Przeszukał
Å‚azienkÄ™ centymetr po centymetrze po to, by siÄ™ w
końcu zorientować, \e soczewka przez cały czas
tkwiła na swoim miejscu. To idiotyczne!
- Raczej zabawne - nie zgodziła się z jej opinią
babcia.
- Chyba masz rację - uśmiechnęła się nieśmiało
Corinne. - On jest czasami tak cudowny, \e miałabym
ochotę go udusić.
- Wygląda mi na to, \e trafił ci się skarb, nie mę\czy-
zna. Pracowity, oddany. Ma swoje wady, ale ma te\ du-
szę. No, kochanie, powinnam się poło\yć. Pójdę ju\...
- Ale, babciu, nic jeszcze nie postanowiłyśmy! -
wykrzyknęła Corinne.
________ PRZECIWIECSTWA SI PRZYCIGAJ... f& 153
- My? Decyzja nale\y do ciebie, kochanie, to ty
będziesz \yła z tym człowiekiem przez wiele lat, jeśli
zdecydujesz się za niego wyjść.
Corinne odprowadziła Elizabeth do schodów.
- Nie mo\esz teraz pójść sobie, babciu.
- MogÄ™ i muszÄ™. Wiesz, \e potrzebujÄ™ du\o snu, a ty
masz wiele do przemyślenia.
- Ale Corey mieszka w Południowej Karolinie.
Jeśli za niego wyjdę, będę musiała się przeprowadzić. -
Sądziła, \e ten argument zrobi na babci wra\enie, ale
się przeliczyła.
- Są samoloty - odpowiedziała Elizabeth, schodząc
po schodach. - Jeśli Corey zamierza kupić hotel w
Baltimore, będziesz tu częstym gościem.
- Nie będziesz za mną tęskniła?
- Oczywiście, \e bęcfę, Corinne. - En\a&etń przy-
stanęła i uśmiechnęła się ciepło do wnuczki. - Aje nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •