[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mi się wydaje.
- Tak ci się wydaje?
Mark wyglądał na rozczarowanego, \e musi przyznać się do niewiedzy w
jakiejś dziedzinie:
- Nie jestem specem od medycyny. Nie mogę być całkowicie pewien, co tu
właściwie widzę. Niektóre substancje chemiczne wykorzystywane przez Roddy'ego
mają molekularną masę kilku tysięcznych.. . - Pokręcił głową. - Jednak bez względu
na wszystko, sprawa nie kończy się na Alainie. Nie opracowałby tego wszystkiego dla
jednego \artu. - Pomachał ręką w stronę ogromnej plątaniny nitek, wijących się
pomiędzy bierkami reprezentującymi konwencjonalny kod. - Mamy tu do czynienia
z jakąś większą, powa\niejszą sprawą. Mo\e nawet niebezpieczną.
Maja zadr\ała.
- Chodz - powiedział Mark. - Spadajmy stąd. Dostaję tu gęsiej skórki.
Maja cieszyła się, \e nie musiała sama tego powiedzieć. Zaczęli wędrówkę
powrotną. - Więc co teraz zrobimy? - spytała. - Winters będzie chciał dostać raport.
- Poczeka - powiedział Mark. - Nie mamy jeszcze wystarczających danych.
- Będziemy musieli tu wrócić? - Nie była zachwycona taką perspektywą.
Zazwyczaj twierdziła, \e nic w Sieci nie jest za trudne, ale tu, z niewiadomych
przyczyn, ogarniał ją lęk.
- Przynajmniej jeszcze raz - powiedział Mark. - Zabierzemy ze sobą eksperta
od medycyny. Znasz Charlie'ego Davisa? To te\ Zwiadowca. Mieszka w
Waszyngtonie i studiuje na Bradford. Cię\ki przypadek miłośnika medycyny. Mo\e
nam pomóc.
- Brzmi rozsądnie - powiedziała Maja. Zaczynała powa\nie zastanawiać się
nad całą sytuacją. Jeśli Roddy zrobił coś takiego Alainowi, trudno przewidzieć, komu
jeszcze zechce zaszkodzić w ten sposób. Na kogo jeszcze jest zły? Czy wystarczy mu
skrzywdzenie tej osoby, czy będzie chciał zemścić się na jej otoczeniu? Rodzice Mai?
Jej brat? Siostrzyczka?
- Znajdzmy go i przyprowadzmy od razu tutaj - powiedziała.
Przeszli z powrotem przez miękką ścianę. Otworzyła na oście\ drzwi do
swojej willi i w pośpiechu weszła do środka, lekcewa\ąc zdziwione spojrzenie
Marka.
Drzwi zamknęły się za nimi. Mark odetchnął głęboko.
- No dobrze - powiedział. - Chcesz, \ebym odszukał Charlie'ego i przyszedł z
nim do ciebie?
- Nie, idę z tobą.
- W porządku.
Razem ruszyli do wyjścia. - Ale powiedz mi jedno - odezwała się Maja po
drodze. - Co miałeś na myśli, mówiąc Mam lepszy pomysł ?
Mark uśmiechnął się, przybierając prawdziwie szatańską minę.
- Byłaś w samym sercu jego symulacji, miałaś kod dostępu, umo\liwiający
zrobienie wszystkiego, co dusza zapragnie, łącznie z całkowitym zniszczeniem tej
symulacji... i niczego takiego nie zrobiłaś. Niech spróbuje rozwikłać tę zagadkę.
Maja wzruszyła ramionami. - Pomyśli, \e jestem cienka i tyle. - O, nie. Ju\
nie. Dowie się, \e tam byłaś... i to go doprowadzi do szału. - Uśmiech Marka stał się
jeszcze bardziej szatański, choć Maja nie sądziła, \e to mo\liwe. - A jeśli chodzi o
Roddy'ego... dla niego stałaś się niebezpieczna.
Kiedy minęli jej drzwi wyjściowe , kierując się do wirtualnej przestrzeni
Marka, Maja złapała się na tym, \e zastanawia się, czy to tak do końca dobrze...
Maja i Mark odnalezli wreszcie Charlie'ego w jego wirtualnym miejscu pracy,
gdzie przygotowywał się do egzaminów. Normalnie, nie wzbudziłoby to \adnych
komentarzy, ale jego VR okazała się główną salą wykładową Królewskiego Koled\u
Medycznego - pokrytą boazerią ze starego drewna i wyposa\oną w antyczne ławki,
ustawione półkolem pod nobliwą, szklaną kopułą. Tam właśnie, na samym środku,
siedział Charlie, otoczony ksią\kami, dokumentami, wydrukami i nośnikami danych,
rozło\onymi na stole do sekcji zwłok. Podniósł głowę, kiedy weszli i powiedział: -
Mark? - We własnej osobie, \e się tak wyra\ę.
- Wydawało mi się, \e się zarzekałeś, \e nigdy tu nie wrócisz - powiedział
Charlie, obrzucając go nieco szyderczym spojrzeniem.
- No tak, có\, mam interes - odparł Mark.
Maja rozglądała się z podziwem po pięknym wnętrzu. - Dlaczego nie chciałeś
tu wrócić?
- Pokazał mi, co tu się swego czasu działo we wtorki i czwartki - powiedział
Mark, celowo omijając wzrokiem stół do sekcji zwłok. - Coś takiego nie powinno się
przytrafić psu.
- Ale się przytrafia - odpowiedział Charlie. - I to niestety często. - Odsunął na
bok ksią\ki i wskazał im dwa stojące obok krzesła. Chippendale, pomyślała Maja,
oceniając oparcia. Jej matka oddałaby wszystko, \eby dostać takie w oryginale. -
Mów, co jest grane - odezwał się Charlie.
Opowiedzieli mu całą historię. Charlie wpatrywał się w stół niewidzącym
wzrokiem, który zdaniem Mai oznaczał, \e próbuje szybko poskładać w całość wiele
zaskakujących informacji.
- No dobrze - powiedział. - Uwa\acie, \e Roddy znalazł sposób
przekazywania infekcji przez Sieć?
- Być mo\e - powiedziała Maja.
- Albo mo\e doprowadzać do ich powstania - równie\ przez Sieć.
- Coś w tym stylu - potwierdziła Maja.
- Strasznie jesteś dziś ostro\na - prychnął Mark.
- Lepiej uwa\ać, co się mówi - powiedziała Maja.
- Nie, dziewczyna ma rację - powiedział Charlie.
- Trudno będzie ustalić coś na sto procent bez większej liczby danych. Lepiej
pójdzmy zobaczyć się z tym klientem.
- Klientem?
- Alainem. A z kim? Chocia\ niewykluczone - dodał Charlie - \e to nie jedyny
przypadek chorobowy. Maja, mo\esz się z nim skontaktować?
- Dobre pytanie. Nie wiem, czy ktokolwiek to potrafi - powiedziała Maja. -
Sprawdzmy, czy jest u siebie.
- Dobrze. Wywołanie - powiedział Charlie. - Maja, podaj kod.
Maja wyrecytowała szereg cyfr i liter, umo\liwiający jej dostęp do ksią\ki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]