[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tu sześć. Po kolei... atak przez dysze... elementy manewru... naprzód.
Pluton Stena wypłynął na otwartą przestrzeń. Sten sprawdził odczyt i automatycznie wyrównał
kurs.
Dywersyjny ogień laserowy osłaniał ich od strony dwóch innych plutonów. Sten wprowadził
program nagłych zygzaków do komputera. Kontynuowali swoją drogę do statku.
Zanim zbliżyli się do jego burt, połowa plutonu pozostawała zawieszona bezradnie w przestrzeni.
Komputer uznał ich za zestrzelonych i rannych.
Sten obrócił wielki projektor należący do wyposażenia i ustawił go na właściwej pozycji.
Stwierdził, że spróbuje na chybił trafił i...
I został porażony wybuchem ognia prosto w oczy. Filtr hełmu pociemniał aż do czerni i Sten
zobaczył migający napis "ranny" na panelu kontrolnym kombinezonu.
Zdążył już przyzwyczaić się do bycia "zabijanym". Prawdę mówiąc, po raz pierwszy cieszył się z
tego. Nie spodziewał się, aby któryś z "rannych" musiał odbywać zwykłą porcję pracy przy szambie
po powrocie do bazy.
Lanzotta miał znacznie większą rybę na wędce. Albo może znacznie mniejszą, kto to wie.
Lanzotta stał bardzo sztywno, z kamienną twarzą. Sten zrelaksował się i patrzył na Gregora
kątem oka.
- Postępowałeś zgodnie z podręcznikiem, rekrucie komendancie kompanii?
- Tak jest, panie sierżancie.
- Czy zadałeś sobie trud, aby sprawdzić dokładnie tamten statek?
- Nie, panie sierżancie.
- Gdybyś to zrobił, zobaczyłbyś, że twój nieprzyjaciel przerobił te ekrany słoneczne na
projektory. Wycelowane dokładnie tam, gdzie normalnie są luki w obronie. Dlaczego tego nie
sprawdziłeś, rekrucie komendancie kompanii?
- Nie mam wytłumaczenia, panie sierżancie.
- Czy rozważałeś jakiś inny sposób dokonania szturmu?
- Nie, panie sierżancie.
- Dlaczego?
- Ponieważ... ponieważ tak właśnie podręcznik opisuje atak na statek klasy C, panie sierżancie.
- I gdybyś postępował niezgodnie z zasadami podanymi w książce, mógłbyś sobie narobić
kłopotów. Mam rację, rekrucie komendancie kompanii Gregor?
- No - o...
- ODPOWIEDZ NA TO CHOLERNE PYTANIE!
Sten i inni podskoczyli na metr w górę. Lanzotta krzyczał po raz pierwszy od początku szkolenia.
- Nie wiem, panie sierżancie.
- A ja wiem. Ponieważ zdawało ci się, że dopóki trzymasz się kurczowo książki, jesteś
bezpieczny. Nie ośmieliłeś się zaryzykować swoich naramienników. I w ten sposób zabiłeś połowę
kompanii gwardzistów. Mam rację?
Gregor nic nie odpowiedział.
- Zwiń swój materac, żołnierzu - powiedział Lanzotta. I zerwał odznakę rekruta Gwardii z
munduru Gregora. Potem odszedł.
Carruthers wystąpiła przed czoło kompanii.
- Przerwa na posiłek. Inspekcja kombinezonów za dwie godziny.
Nikt nie patrzył na Gregora, kiedy wracali do koszar. Stał samotnie na zewnątrz przez długi czas.
Ale zanim Sten i reszta wrócili z posiłku, Gregor i jego materac zniknęli, jakby ich nigdy nie
było.
- Pierwszy sierżant! Raportować!
- Sir! Kompanie szkoleniowe A, B i C gotowe, stan osobowy sprawdzony. Pięćdziesiąt trzy
procent obecnych, sześciu w szpitalu, dwóch wyznaczonych na testach.
Rekrut pierwszy sierżant zasalutował. Sten odsalutował, zwrócił się twarzą do Lanzotty i
zasalutował znowu.
- Wszyscy gotowi, stan osobowy sprawdzony.
- Teraz jest równo osiemnasta, kapitanie rekrucie. Masz objąć dowództwo nad swoją kompanią i
przemieścić ją drogą na Obszar Szkoleniowy Numer Szesnaście. Rozmieścisz swoich ludzi w
standardowym szyku obronnym. Pozycje mają zostać objęte do zmierzchu, to znaczy do godziny
dziewiętnastej siedemnaście. Jakieś pytania?
- Nie, panie sierżancie!
- Objąć dowództwo nad kompanią. Sten zasalutował i obrócił się znowu.
- KOMPANIA...
- Pluton... ton... ton - zaśpiewali dowódcy plutonów. - W prawo... patrz! Na ramię broń!
Naprzód... marsz. Długa kolumna wypełzła w zapadający zmierzch. Sten szedł sobie obok. Nauczył
się już do tej pory iść, maszerować, nawet biec - z otwartymi oczami, rozbudzony na siedemdziesiąt
procent - i głęboko spać. Lanzotta przesadził nieco mówiąc, że rekruci mają tylko cztery godziny na
sen w ciągu doby.
Może i tak było na początku. Ale w miarę postępowania szkolenia ustawiano poprzeczkę coraz
wyżej. Teraz spławiano mniej osób, ale łatwiej można było podpaść.
Lanzotta wyjaśnił to Stenowi, dając mu belki rekruta komendanta kompanii.
- Przez kilka pierwszych miesięcy próbowaliśmy złamać was fizycznie. Pozbyliśmy się
słabeuszy, przypadkowych ludzi i głupków. Teraz wyrównujemy szeregi. Błąd, który popełniasz
podczas szkolenia bojowego, może ciebie i twoich kolegów zaprowadzić prosto na cmentarz. Poza
tym nadal mamy zbyt wielu ludzi w tej turze. Zbyt wielu ludzi. Podsumowując proces selekcji
jednego ze stu tysięcy, trzy kompanie po stu ludzi każda zostaną obcięte do sześćdziesięciu jeden.
Niezła nadwyżka.
Nie wszyscy się wykruszyli. Zderzenie z wozem bojowym spowodowało śmierć czterech ludzi,
opady podczas treningu w górach zabiły dwóch rekrutów, a dziura w kombinezonie podarowała
jeszcze jednemu rekrutowi wielką, uroczystą ceremonię pogrzebową.
Lanzotta stwierdził, że wielkie wrażenie wywarło to, że rekrut został wcielony do pułku przed
pogrzebem. Sten myślał zaś, że to naprawdę maleńki, cholerny szczegół. Był całkowicie pewien
tego, że śmierć trwała bardzo długo i że pokarm dla robaków nie jest szczególnie zainteresowany
ceremonią.
No, cóż.
Do tej pory posuwali się od drużyny przez pluton aż do manewrów pełnej kompanii.
Sten zastanawiał się, jakie to radosne niespodzianki zaplanował na ten wieczór Lanzotta. A
potem zepchnął te przygnębiające myśli gdzieś głęboko. Potrzebował odpoczynku. Wyłączył mózg,
włączył stopy i zasnął.
Z zamkniętymi oczami Sten nasłuchiwał, co dzieje się dookoła szczytu wzgórza. Cztery minuty,
dwadzieścia siedem sekund. Wszystkie odgłosy nocnych zwierząt wróciły do normy. Wszyscy
żołnierze pozostawali na swoich pozycjach. Całkiem niezle.
Lanzotta podczołgał się do Stena i włączył światełko mapnika.
- W porządku. Są zupełnie przyzwoicie rozmieszczeni. Drugi pluton za bardzo trzyma się w
kupie. I zdaje mi się, że powinieneś ustawić nieco inaczej swój punkt dowodzenia. Ale... całkiem
niezle.
Sten natężył się. Lanzotta był bardzo uprzejmy. Teraz miał pewność, że ćwiczenie okaże się
mordercze.
- Podaję zadanie. Twoja kompania była pod intensywnym ostrzałem przez dwa lokalne dni.
Masz, zobaczmy, sześćdziesiąt sześć... około siedemdziesięciu pięciu procent rannych. Otrzymałeś
rozkaz zaatakowania broniącej się mocno pozycji nieprzyjaciela, tam!
Lanzotta wyjął z woreczka przy pasie mały pulpit kontrolny i nacisnął guzik. Na wzgórzu,
usytuowanym trochę na bok od ich stanowiska, zabłysło parę świateł.
- Niestety, pozycja była za mocno obsadzona i zostałeś zmuszony do wycofania się na szczyt [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •