[ Pobierz całość w formacie PDF ]

palisadę. Ta ostatnia była zbudowana z grubo ciosanych pni drzew, tak jak wszystkie budowle
fortu łącznie z górującym nad nim donżonem, w którym mieściły się kwętery gubernatora. Za
rzeką rozciągał się gęsty jak dżungla las dochodzący do samego brzegu. Dzień i noc zbrojne
straże pilnowały fortu, bacznie obserwując zieloną ścianę puszczy. Czasem widzieli
pojedyncze sylwetki, ale dobrze wiedzieli, że są nieustannie śledzeni przez ukrytych w
gąszczu, bezlitosnych nieprzyjaciół. Las za rzeką wydawał się pusty i wymarły, lecz były to
tylko pozory. Oprócz ptaków, gadów i zwierząt kryły się tam też najniebezpieczniejsze z
drapieżników  ludzie.
Za rzeką kończył się cywilizowany świat. Fort Tuscelan był ostatnim przyczółkiem
cywilizacji, najdalej na zachód wysuniętym punktem hyboriańskich dominiów. Za rzeką
barbarzyństwo królowało pod cienistym sklepieniem drzew, w chatach z oblepionych błotem
gałęzi, gdzie wisiały szczerzące zęby czaszki, huczały bębny i płonęły ognie, a ciemnoskórzy
ludzie o zmierzwionych włosach i bezlitosnych oczach ostrzyli swoje włócznie. Ich
spojrzenia często kierowały się na fort po drugiej stronie rzeki. Niegdyś wznosili swoje chaty
tam, gdzie teraz stał fort, tak, i wznosili je też tam gdzie teraz rozpościerały się pola uprawne
jasnowłosych osadników, aż za Velitrium  tym nędznym, pogranicznym miastem nad Rzeką
Gromu  i dalej, po granice Bossonii. Pózniej przybyli kupcy, a za nimi bosonodzy kapłani
Mitry, którzy przyszli z pustymi rękami i prawie wszyscy zginęli straszną śmiercią  ale za
nimi ciągnęli żołnierze oraz ludzie z toporami w dłoniach i ich rodziny w ciągniętych przez
muły wozach. Masakrowani Piktowie wycofali się za Rzekę Gromu a potem aż za Czarną
Rzekę, opuszczając swoje ziemie. Jednak nigdy nie zapomnieli, że Conajohara niegdyś
należała do nich. Strażnik przy wschodniej bramie głośno okrzyknął nadchodzących. Przez
drewnianą kratę okienka sączyło się migotliwe światło pochodni, odbijając się w stalowym
hełmie i podejrzliwych oczach pod jego okapem.
 Otwieraj bramę  warknął Conan.  Chyba widzisz, że to ja?
Dyscyplina wojskowa doprowadzała go do szału.
Brama uchyliła się nieco i obaj kompani przeszli przez nią, dzwigając nosze. Balthus
zauważył, że po obu stronach bramy wznosiły się wieże, których wieżyczki górowały nad
ostrokołem. Dostrzegł też wyciosane w nich strzelnice dla łuczników.
Strażnicy jęknęli ze zgrozy widząc ponure brzemię. Pośpiesznie zamknęli wrota.
 Nigdy nie widzieliście człowieka z odrąbaną głową?  spytał dociekliwie Conan.
W świetle pochodni ich twarze były białe jak kreda.
 To Tiberias  wykrztusił jeden z żołnierzy.  Poznaję po lamowanej futrem tunice.
Valerius jest mi winien pięć luna. Wrony krakały, gdy wyjeżdżał dziś rano z fortu. Miał takie
szkliste spojrzenie. Założyłem się, że wróci bez głowy.
Conan mruknął coś pod nosem, po czym gestem pokazał Balthusowi by postawił nosze na
ziemi i razem z nim poszedł w kierunku kwatery gubernatora. Rozczochrany Aquilończyk
towarzyszył mu jak cień; rozglądając się z ciekawością wokół, podziwiając rzędy baraków,
stajnie, małe stragany kupców, wysoki blokhauz i inne budynki otaczające mały plac, gdzie w
dzień ćwiczyli żołnierze, a teraz płonęły ogniska i leniuchowali mieszkańcy. Tłumek
zgromadzony wokół zwłok kupca przy wschodniej bramie rósł z każdą chwilą. Smukli
Aquilończycy mieszali się w nim z niższymi, bardziej krępymi łucznikami z Bossonii.
Balthusa nie zdziwił specjalnie fakt, że gubernator przyjął ich osobiście. Autokratyczne
społeczeństwo z jego sztywnymi podziałami kastowymi pozostało daleko na wschodzie.
Vallanus był młodym jeszcze mężczyzną o szlachetnych rysach, lecz na jego twarzy widać
było już ślady pozostawione przez trudy i odpowiedzialność.
 Powiedziano mi, że opuściłeś fort przed świtem  powiedział do Conana.  Zacząłem
się obawiać, że Piktowie dostali cię w końcu.
 Kiedy będą wędzić moją głowę  odparł Cymmerianin  dowie się o tym całe
dorzecze. Płacz piktyjskich kobiet opłakujących mężów słychać będzie aż w Velitrium&
Poszedłem na zwiady. Nią mogłem dziś zasnąć. Przez całą noc słyszałem dudnienie bębnów
za rzeką.
 Słychać je każdej nocy  zauważył gubernator. W jego oczach pojawił się niepokój.
Nieraz już przekonał się, że nie należy lekceważyć instynktu barbarzyńcy.
 Tej nocy brzmiało to zupełnie inaczej  warknął Conan.
 Wciąż to samo, od kiedy Zogar Sag umknął za rzekę.
 Powinniśmy go wtedy obdarować i odesłać do domu, albo powiesić  westchnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •