[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przez długą chwilę przyglądała mi się w milczeniu, jakbym ją niezwykle intrygował;
potem nachyliła się powoli i pocałowała w usta, budząc w moim ciele bolesny dreszcz
fizycznego podniecenia.
I znowu zasnąłem.
Nie pojawiły się żadne sny.
Wydawało się, jakbym zawsze był człowiekiem i nigdy nie miał innego ciała. Jakże
byłem wdzięczny za to miękkie, ciepłe posłanie.
Popołudnie. Drzewa na tle błękitnego nieba.
Niby pogrążony w transie, przyglądałem się, jak Gretchen rozpala ogień. Obserwowałem
blask płomieni tańczący na jej gładkich bosych stopach. Mojo jadł cicho i ze skupieniem, z miski
ustawionej pomiędzy jego łapami, od czasu do czasu podnosił na mnie oczy. Na szarym futrze
psa topniały płatki śniegu.
Moje ociężałe ludzkie ciało wciąż było rozpalone, jednak gorączka już nieco opadła, ból
w piersiach osłabł, dreszcze minęły. Ach, dlaczego robiła dla mnie to wszystko? Dlaczego?
Zastanawiałem się, co ja mógłbym dla niej uczynić. Nie bałem się już, że umrę. Ale kiedy
pomyślałem o tym, co czeka mnie w najbliższej przyszłości - trzeba schwytać złodzieja ciał -
poczułem ukłucie paniki. A do tego jeszcze przez następną noc będę zbyt chory, by opuścić to
miejsce.
Znowu drzemaliśmy wtuleni w siebie. Na dworze zapadał zmierzch, nic oprócz
pracowitego sapania Mojo nie mąciło ciszy. W kominku płonął niewielki ogień. Ciepło i spokój.
Cały świat zdawał się wypełniony ciepłem i spokojem. Zaczął sypać śnieg; powoli opuszczała się
na nas bezlitosna ciemność nocy.
Gdy patrzyłem na pogrążoną we śnie twarz Gretchen i myślałem o wyrazie roztargnienia
w jej oczach, ogarnęła mnie fala opiekuńczości. Nawet jej głos przepełniała melancholia. Coś
nieuchwytnego w jej sposobie bycia zdradzało głęboką rezygnację. Cokolwiek się zdarzy, nie
odejdę, dopóki nie dowiem się, w jaki sposób mógłbym się odwdzięczyć. Poza tym podobała mi
się. Lubiłem ciemność, którą w sobie nosiła, jej skrytość, prostotę słów i gestów, szczere
spojrzenie.
Kiedy obudziłem się następnym razem, obok łóżka stał lekarz - ten sam młody facet o
niezdrowej cerze i zmęczonej twarzy. Teraz jednak wyglądał na nieco bardziej wypoczętego,
miał na sobie świeżo wyprany i wyprasowany biały fartuch. Przyłożył do mojej piersi kawałek
chłodnego metalu i najwyrazniej próbował wyczytać z pracy serca, płuc albo jakiegoś innego
hałaśliwego organu potrzebne informacje. Dłonie ukrył w obrzydliwie gładkich gumowych
rękawiczkach. Najwyrazniej ignorując moją obecność, półgłosem rozmawiał z Gretchen o nie
kończących się kłopotach w szpitalu.
Gretchen włożyła prostą niebieską sukienkę przypominającą zakonny habit, tylko krótszą,
i czarne pończochy. Jej włosy, w cudownym nieładzie, proste i czyste, przywiodły mi na myśl
słomę, z której księżniczka z bajki O złośliwym karle Rumpebtiltskinie uprzędła złote nici.
Znowu powróciło wspomnienie mojej matki, Gabrielle, z niesamowitego, koszmarnego
okresu po tym, jak uczyniłem z niej wampirzycę. Jej żółte włosy, które obcięła wtedy, odrosły do
pełnej długości w ciągu jednego dnia spędzonego w krypcie grobowej, przespanego snem
podobnym do śmierci. Nieomal oszalała, gdy to odkryła. Pamiętam, jak krzyczała i krzyczała bez
końca, nie można jej było uspokoić. Nie mam pojęcia, dlaczego o tym pomyślałem. Uwielbiałem
włosy Gretchen. W niczym nie przypominała Gabrielle. W niczym zupełnie.
Wreszcie doktor zakończył to swoje osłuchiwanie i opukiwanie i wyszli się naradzić do
drugiego pokoju. Mimo to wiedziałem na pewno, że jestem prawie wyleczony. I kiedy lekarz
wrócił, by mi powiedzieć, iż wszystko będzie w porządku i potrzeba mi teraz tylko kilku dni
odpoczynku, odrzekłem cicho, że to zasługa opieki Gretchen.
Za całą jego odpowiedz musiało mi wystarczyć wymowne kiwnięcie głową i seria
niezrozumiałych pomruków. Doktor wyszedł w śnieżną zawieję. Usłyszeliśmy słaby, zgrzytliwy
warkot samochodu, ruszającego z podjazdu.
Czułem się tak zdrowy i rześki, że miałem ochotę się rozpłakać ze szczęścia. Zamiast
tego wypiłem następną porcję wyśmienitego soku z pomarańczy i pogrążyłem się w rozmyślaniu
i wspomnieniach.
- Muszę cię zostawić na chwilę. - Gretchen przerwała milczenie. - Trzeba pojechać po coś
do jedzenia.
- Dobrze, ale ja płacę - powiedziałem, obejmując dłonią jej nadgarstek. Mój głos wciąż
jeszcze był słaby i chrapliwy.
Wyjaśniłem jej, w którym hotelu się zatrzymałem, i że pieniądze są w kieszeni płaszcza.
Musi je wziąć, wystarczy, żeby zapłacić za opiekę i zakupy. Klucz do pokoju powinien być
gdzieś w moim ubraniu.
Znalazła go bez trudu w koszuli, którą wraz z resztą moich rzeczy powiesiła na wieszaku.
- Widzisz? - uśmiechnąłem się. - Wszystko co ci mówiłem to prawda.
Odpowiedziała mi uśmiechem, na jej twarzy malowała się czułość. Obiecała, że pojedzie
do hotelu i wydostanie moje pieniądze, jeżeli polezę grzecznie w łóżku. To nie najlepszy pomysł,
żeby zostawiać je na wierzchu, nawet w porządnym hotelu.
Byłem zbyt senny, by mówić dalej. Przyglądałem się przez małe okienko, jak idzie
poprzez śnieg w stronę swojego samochodziku. Patrzyłem, jak do niego wsiada. Cóż za
wspaniała kobieta, o silnych członkach, gładkiej skórze i miękkim ciele. Przyjemnie na nią
patrzeć, a jeszcze przyjemniej trzymać ją w ramionach. A jednak byłem przerażony widząc, że
odjeżdża.
Kiedy znowu otworzyłem oczy, stała przy łóżku z moim płaszczem przerzuconym przez
ramię. Mnóstwo gotówki, powiedziała. Pierwszy raz widzi tyle pieniędzy, w plikach i zwitkach.
Cóż za dziwny człowiek ze mnie. Jest tu jakieś dwadzieścia osiem tysięcy dolarów. Zapłaciła
rachunek za hotel. Martwili się o mnie. Widzieli, jak wybiegłem na śnieg. Kazali jej podpisać
pokwitowanie odbioru wszystkich rzeczy. Wręczyła mi ów kawałek papieru, jakby to było coś
ważnego. Przywiozła resztę mojego bagażu, a także kupione przeze mnie ubrania, wciąż jeszcze
zapakowane w torebki i pudełka.
Chciałem jej podziękować. Na cóż jednak komu słowa? Wyrażę jej wdzięczność, kiedy
powrócę w moim własnym ciele.
Odłożywszy na bok cały ten majdan, Gretchen zabrała się za przygotowanie prostej
kolacji, złożonej z bulionu, chleba z masłem i butelki wina. Wypiłem znacznie więcej, niż
uważała za dopuszczalne. Muszę przyznać, że ów chleb z masłem i wino to bodaj
najwyborniejsze ludzkie jedzenie, jakiego dotąd kosztowałem. Powiedziałem jej o tym. I
chciałbym jeszcze trochę wina, jeśli można. Uczucie upojenia jest absolutnie fantastyczne.
- Dlaczego mnie tutaj zabrałaś? - zapytałem.
Siedziała na brzegu łóżka, wpatrzona w ogień i bawiła się włosami. Nie chciała na mnie
spojrzeć. Zaczęła mówić od nowa, o przepełnieniu w szpitalu, o stanie epidemii.
- Ale dlaczego to zrobiłaś? Przecież było tam tylu innych chorych.
- Ponieważ różnisz się od wszystkich ludzi, których kiedykolwiek spotkałam -
odpowiedziała. - Przypominasz mi przeczytane dawno temu opowiadanie... o aniele zmuszonym,
by zszedł na ziemię w ciele człowieka.
Pomyślałem o tym, jak Raglan James powiedział mi, że wyglądam jak anioł.
Wspomnienie to wywołało nagły przypływ rozpaczy. Moje własne potężne ciało wędruje gdzieś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]