[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siedział głęboko zamyślony. Gdyby zbóje nadciągnęli za dnia, mógłby ich stąd zobaczyć, ale
żadnej nadziei na zaskoczenie. Wszczęta pod bramą bójka zwabi ludzi z gródka. Zbóje zresztą
będą woleli nie pokazywać się zbyt jawnie i zaczekają do ciemności. Wtedy łatwiej byłoby
ich zaskoczyć, ale na to musiałby Wojan czuwać pod samą bramą. Niewątpliwie zwęszą go
spuszczone psy, a gdy raz zdradzi swą obecność, przedsięwzięcie udać się nie może.
Położenie zdało się bez wyjścia. Wojana jednak zamiast zniechęcenia ogarnął gniew. Nie
namyślając się więcej, skoczył w siodło i ruszył wprost do gródka.
Przy bramie koń poczuwszy chowanego niedzwiedzia boczyć się zaczął. Wojan
przywiązał go do rosnącego opodal drzewka i ruszył do furty. Dostrzeżono go widocznie,
gdyż naprzeciw niego szedł już pachołek. Gdy się zbliżył, Wojan zapytał:
 Gospodzin doma?
 Doma. Kto i po co?
 Posłaniec od podsędka Rogali.
 Poczekaj!  powiedział i ruszył do dworca. Po dłuższej chwili wrócił i powiedział:
 Dziedzic czeka. Pójdz.
Radosław siedział w świetlicy i gdy Wojan wszedł, spojrzał na niego nieufnie i zapytał:
 Z czym cię pan podsędek przysyła?
 Wżdy wiecie, że nie z pozdrowieniami, takowy szmat drogi.
Radosław zmarszczył się gniewnie i rzekł:
 To wiem. Jeśli pojmał onego łotra, miał go do mnie odesłać.
 Iście tak, jeno nie darmo  odparł Wojan.
 I to wiem. Com przyrzekł, wypłacę, gdy tu będzie.
 A jak nie wypłacicie, pozew możemy wnieść do samego księcia  drwiąco odparł
Wojan.  Za mało nas, by samym sobie odebrać. Ja jeden, drugi jeńca pilnuje, a u was ludzi
kupa. Targ z ręki do ręki i ani wiedzieć chcemy, co z jeńcem uczynicie, ale może i wam nie
po myśli, by się rozniosło.
 Moja sprawa  warknął Radosław.  Czelnyś! Ja mam zawierzyć zbójom, że nie
jeno srebro chcą wyłudzić. Jaki dowód, że iście on Główka pojmany?
 Dowód? Może wam to starczy.
Spod kapoty wyjął tatarski jatagan i ciągnął:
 Sami rozumiecie, że nic nam po onym jeńcu. Cała sprawa pieńkiem cuchnie, a wyda
się, nie po sercu nam, by świadkowie byli, żeśmy do niej przyłożyli ręki. Nawet poręczenie,
by i tego świadka nie było, cośmy go przywiedli, ale co z nim uczynicie, to jeno na własny
poczet.
 Na onym drzewie każę go obwiesić, gdzie mi człeka ubił. Prawo mam  ze złością
powiedział Radosław.  Gdzie on jest?
 Nie za blisko i nie za daleko  odparł Wojan.  Zbóje nijakiego prawa nie mają i
taniej by wam przyszło siłą jeńca odebrać. Zabierzcie srebro i nikomu ni słowa. Koń mój
czeka pod bramą, każcie swego osiodłać i jadziem.
Widząc, że Radosław przypasuje miecz, a za pas zatknął nóż, dodał drwiąco:
 Wezcie i szłom. Zawżdy bezpieczniej. W takowym targu nikt drugiemu ufności
niedłużny.
Radosław nic nie odparł. Ze skrzyni wyjął trzos i zaklaskał, a gdy zjawił się pachołek,
rozkazał:
 Konia mi osiodłać.
Za chwilę obaj jechali, kierując się na wschód. Niebo wypogodziło się, łagodne słońce
jesienne przygrzało i złocić jęło świat. Milczenie przerwał Radosław:
 Daleko jeszcze?
 Spieszno wam? Ot, przystanęlibyśmy popatrzeć, jak pięknie słońce zachodzi. Człek
nigdy nie wie, zali je ujrzy jeszcze. On Główka młodzik, zda się, że żywot przed nim,
dziewka jakowaś czeka na niego pewnikiem, a kończyć mu przyjdzie. Nie żal wam go? Wżdy
za ubitego człeka grzywnę mógłby zapłacić, może z nagłości go ubił alibo w obronie.
 Cóże ty? %7łałujesz go? Dziesięć grzywien płacę, by go obwiesić, a sześć głównego
miałbym wziąć? Alboś głupi, albo drwisz.
 Iście żal mi go. Zwiat taki piękny, że się w człeku odezwie sumienie. Nawet bym
onych dziesięci grzywien nie żądał, a za niego poręczył, że główne zapłaci.
Radosław parsknął złym śmiechem:
 Wesołek z ciebie. Niechaj spać swemu sumieniu. A on sztylet musiałbyś w zastaw
oddać, bo cóże mi ze zbójeckiego poręczenia? Udał mi się iście i nawet bym go kupił.
 Nie na przedaj i prawdę rzec, nie ja go zrabowałem, jeno pan podsędek. Też mu się
udał, jeno nie wiedział, że niedługo się nim nacieszy.
W Radosławie teraz dopiero wstało podejrzenie: skąd zbój mógł wiedzieć, że on widział
ongiś u Jaśka tatarski jatagan, który okazał jako dowód pojmania Główki. Chwycił za miecz i
krzyknął:
 Gadaj mi zaraz, co to wszystko znaczy?
 A to, że jak radzicie, niecham spać swemu sumieniu. Pan podsędek wisi na bramie w
Szymonowej stróży, a wy jutrzejszego słońca już nie obaczycie.
Radosław sięgnął do miecza, ale Wojan przygotowany był na to. Chwycił go za rękę i
wbił w piersi jatagan po samą rękojeść. Radosław spadł z konia i drgał jeszcze przez chwilę,
ale zaraz się uspokoił. Wojan stał nad nim zamyślony. Potem zabrał trzos i miecz, konia
przywiązał do swego i ruszył na wschód.
W babińcu grabowieckiego dworca, przed płonącym na kominie ogniskiem, siedziała
stara Bogusława przędąc. Od czasu do czasu rzucała spojrzenie na Sławkę, której wpatrzone
w płomień oczy lśniły jakby od łez. Po długiej chwili stara przerwała milczenie:
 Znowu płaczesz, a nie wiesz nawet, zali jest o co. Pomnij, ile już łez wylałaś
czekając, a przyjechał ów Wojan z wieścią i wydało się, że darmo. Azy jako ta woda: wylane
nie wracają, a łacno nimi zgasić nadzieję. Bacz, by ci ich nie brakło, gdy iście płakać będzie o
co.
 Wiem, babko, żem niewesoła  szepnęła Sławka.  Wrócę ja do Staniątek i tam już
ostanę. Choć komu będę pożyteczna, a tu...
 Nie praw byle czego  przerwała stara.  Każda rana się zagoi, sama wiesz. Cały
żywot przed tobą, byś kiedyś nie żałowała pochopnego postanowienia. Serce jako korzeń u
młodej krzewiny: złamie się jeden pęd, inny wypuści.
Ale Sławka siedziała pochyliwszy głowę i stara wzięła się znów do wrzeciona, aż ciszę
jesiennego wieczoru zburzyło szczekanie psów, a potem głosy jakieś doszły z męskiego
skrzydła dworca. Bogusława powiedziała jak do siebie:
 Pewnikiem znowu Szymon Gozdawa. Uradzają z %7łegotą, co począć. Widno twego
Jaśka nie ma w Krakowie, bo byłaby już wieść od Ottona. yle się stało, że z Szymonem nie
przyjechał. Mógł, było, i onego Wojtałę zabrać. Ninie szukać go trzeba, a on tam może
jeszcze czeka na swego Wojana, ciebie, niebożę, ostawiając w niepewności.
 Nie mówcie, babko  odparła Sławka.  Wojan był mu jako brat najlepszy, a nawet
pożegnać się czasu im nie stało, gdy uchodzić musiał. Cóże to dziwnego, że się na spotkanie
zmówili u rycerza Szymona?
 No widzisz!  powiedziała Bogusława.  Tedy może jeszcze na niego czeka. Jeno
długo czekać może, skoro Wojan ukrywać się musi. Mogła go i przygoda jakowaś spotkać.
 Wojan z dawna poza prawem żywię, nieufny jest i ostrożny jak zwierz.
 Przeto właśnie. Darmo się domyślać, co pod Aukowem zaszło, gdy nie wiemy nawet,
co mężowie uradzili o parę łokci stąd. Pójdz dopilnować, by im wieczerzę zgotowano. Ni
%7łegota, ni Szymon nie myślą twego junoszki poniechać, tedy płakać po nim czas jeszcze.
Wstała, by wydać klucznicy zarządzenia, gdy w sąsiedniej izbie rozległy się kroki i w
drzwiach stanął %7łegota. Ale Sławka nie patrzyła na niego. Za nim wszedł ktoś drugi, nie był
to jednak Szymon Gozdawa. W niepewnym migotliwym świetle płomieni twarz trudno było
rozpoznać, ale postać była jej znana. Nie mogła oczom uwierzyć, ale wyszeptała przez
ściśnięte gardło:
 Wojan!
 Iście Wojan  potwierdził %7łegota  ale nikomu o tym ni słowa. Tu nam przynieś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •