[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrobione wszystko, co w tych okolicznościach jest możliwe. Lecz teraz proszę cię, Mubir Ben
Safa, o odpowiedz na bardzo ważne pytanie: gdzie się podziały rzeczy tego zabitego?
Koń jego znajduje się w naszym tabunie, broń zabrał kolorasi. Zresztą, kazałem mu ją
odebrać. Mogę wam ją pokazać, a nawet darować.
A reszta rzeczy? Nieboszczyk posiadał jeszcze wiele innych przedmiotów, a więc
pierścionki, zegarek, rozmaite przybory potrzebne w podróży, a przede wszystkim dowody
osobiste. Tego nie widzę przy trupie. Zapewne zabrał je kolorasi?
Nic o tym nie wiem.
Nie? zapytałem zdumiony. Wszak powinieneś wiedzieć. Czy odebrałeś od
kolorasiego wszystko, co miał przy sobie?
Zabrałem jego broń, albowiem jest uwięziony i nie powinien jej posiadać, ale nie
zaglądałem Kalafowi do kieszeni. Zabroniłem nawet zabrać mu cokolwiek.
Dlaczego?
Na mocy umowy, zawartej między nami przy kapitulacji, musiałem kolorasiemu
przyrzec, że uszanuję jego własność.
A zatem ma jeszcze przy sobie rzeczy nieboszczyka?
Na pewno, gdyż jestem przekonany, że nikt z moich wojowników nie śmiał go ograbić.
Dobrze, zobaczymy. Chodzmy więc!
Tak, chodzmy! Co zrobicie z kolorasim i jego własnością, o to mnie głowa nie boli, ja
muszę się tylko wywiązać z przyrzeczenia, ale tego wcale nie przyrzekałem, abym go miał
wobec was bronić. Od czasu jak go wydałem, przestał mnie obchodzić i wolę z nim nie
rozmawiać ani zajmować się jego osobą.
Istotnie, kiedy wróciliśmy do obozu, szejk odłączył się od nas pod jakimś pozorem.
Zrozumieliśmy, że nie ma chęci pokazać się człowiekowi, który był jego sojusznikiem w
walce z nami. Krüger bej musiaÅ‚ zaÅ‚atwić pewne sprawy wojskowe, wiÄ™c tylko we trzech
udaliśmy się do namiotu Meltona. Zastaliśmy go mocno skrępowanego i przywiązanego do
pala pod strażą dwóch żołnierzy. Kiedy nadeszliśmy, szybko odwrócił głowę na znak, że nie
chce nas widzieć.
Mister Melton rzekłem przyszliśmy zadać panu kilka pytań. Sądzę, że rozsądek
nakaże panu odpowiedzieć.
Milczał, nie odwróciwszy głowy.
Pierwsze pytanie rzekłem kim jest cudzoziemiec, który przyjechał z panem z
Tunisu?
Nie odezwał się ani słowem. Zwróciłem się więc do jednego z żołnierzy:
Przyprowadz bastonadżiego! Może przywróci temu osobnikowi utraconą mowę.
Melton obrócił się szybko i krzyknął:
Nie waż się mnie uderzyć! Nie jestem tak bezsilny, jak myślisz. Dziś ja pod wozem,
jutro ty. Pamiętaj!
Niech się pan nie ośmiesza! Czy widział pan już kiedyś tego człowieka, który stoi przy
mnie?
W odpowiedzi zaklął siarczyście.
W każdym razie słyszał pan zapewne o Winnetou, wodzu Apaczów?
Powtórzył przekleństwo.
To, że obaj oglądamy pana, może panu przypomni niewyrównany rachunek w Stanach
jednoczonych. Ale o tym pózniej! Tymczasem radzę panu udzielić mi odpowiedzi. Widzi,
master, oto już nadchodzi bastonadżi z pomocnikami. Daję panu słowo, że najmniejsza
zwłoka będzie pana kosztować dziesięć cięgów po gołej pięcie. A więc, kim jest
cudzoziemiec, o którego pytałem?
Przeszył mnie takim spojrzeniem, jak gdyby usiłował odgadnąć i przejrzeć moje myśli, po
chwili zaś odpowiedział:
Dlaczego pan pyta o niego?
Ponieważ się nim interesuję.
Chce mnie pan złapać, tak, złapać na wędkę? Znamy się na tym. Kto wie, jakie plany
snują się w pańskiej głowie.
Chętnie panu powiem. Mam niezłomny zamiar kazać pana wysmagać, jeśli natychmiast
nie uzyskam odpowiedzi. No, kim jest cudzoziemiec?
Bastonadżi czekał tylko na moje skinienie. Melton, świadomy tego, co go czeka,
zdecydował się odezwać:
To mój syn.
Pański syn? Ach! Zadziwiające! Czyż nie przedstawiał go pan Uled Ayarom jako
przyjaciela?
Czy syn nie jest przyjacielem?
Hm. To oczywiście zależy od pana, jak przedstawiać syna. Grunt, że znikł nagle. Gdzie
siÄ™ teraz znajduje?
Niech pan nie udaje! Wie pan doskonale, że umarł, Beduini poinformowali już pana,
czyż nie tak?
Ale dlaczego syn pański targną się na własne życie?
Melancholia, znudzenie.
I po to, aby popełnić samobójstwo, przybył z Ameryki do Tunisu? Chciał panu sprawić
przyjemność, pozwalając asystować przy swej śmierci. Wynika z tego, że darzył pana
niezwykle ogromną miłością.
Niech pan nie szydzi! Czy ja odpowiadam za głupie pomysły melancholików?
Zdaje się, że niewiele pana obchodzi śmierć syna. Nie znać przynajmniej po panu
zbytniego zmartwienia. Ale mimo to, współczuję panu. Słyszałem, że zastrzelił się w pańskiej
obecności?
Tak. Ze swego rewolweru.
A więc nie z pańskiego?
Co za głupie żarty! Nie posiadam rewolweru. Kolorasi tuniski nie nosi przy sobie
rewolweru.
A jakże mógł pański syn strzelać z rewolweru, skoro był zraniony i nie władał ręką?
Ponieważ jest pan tak przebiegły, że nie ma rzeczy, o której by pan nie wiedział,
powinien pan także wiedzieć, że tylko lewą rękę miał unieruchomioną.
Ach tak! Przypuszczam, że pan dziedziczy po zmarłym?
Obejrzał mnie znów przenikliwie, pragnął bowiem odgadnąć, do czego zmierzam.
Wreszcie, na powtórne zapytanie, odezwał się:
Oczywiście, o ile pan myśli o tym, co syn mój miał przy sobie.
To mnie cieszy niezmiernie, gdyż chętnie obejrzę dziedzictwo. Ponieważ nie potrafi pan
sięgnąć do kieszeni, więc oszczędzę panu wysiłku.
Sięgaj pan!
Powiedział to wściekłym głosem, a jednak nietrudno było wychwycić w nim nutę
szyderstwa i złośliwości. Wypróżniłem Meltonowi kieszenie i przeszukałem starannie odzież,
ale niestety, znalazłem tylko przedmioty, które, jak się okazało, należały do kolorasiego. Nie
było tu nic z własności Smalla Huntera.
Co teraz pan powie, wielce szanowny panie? kpił. Gdyby się pan teraz widział w
lusterku& Mógłbym śmiało przysiąc, że jest sir najdowcipniejszym człowiekiem na świecie.
A ja, głupi osioł, uważałem pana za i największego durnia. Widzi pan, jak można się mylić!
Spostrzegł moje rozczarowanie. Opanowałem się jednak i rzekłem spokojnie:
To jest wszystko, co pan i pański syn posiadaliście?
Tak kiwnÄ…Å‚ z nie ukrywanym szyderstwem.
Ubolewam nad panem. Tuniski kolorasi nie jest wszak świętym tureckim, a co się tyczy
pańskiego syna, to widać, że nie mógł się pochwalić oszczędnościami.
Z czego miał oszczędzać?
Z majÄ…tku Smalla Huntera.
Do wszystkich diabłów! Small Hunter! Co pan wie o Smallu Hunterze
Wiem, że jest miłym młodzieńcem, który dla przyjemności zwiedza Wschód.
Wschód?
Tak. Wiem również, że nie podróżuje sam, lecz w towarzystwie nie mniej ciekawego
młodzieńca. Jeśli mnie pamięć nie myli, nazywa się ten drugi Jonatan Melton.
Nie rozumiem, o czym pan mówi.
Ja sam chwilami nie pojmuję. Myślałem, że obaj, Small Hunter i Jonatan Melton
przebywają w Egipcie, a teraz ku wielkiemu zdumieniu dowiaduję się, że Jonatan Melton był
tutaj i zastrzelił się na pańskich oczach.
Prześwidrował mnie spojrzeniem po raz trzeci. Zrozumiał wreszcie, że moja obecność tutaj
nie jest dziełem przypadku i że wiem więcej o jego zamiarach, niż by to pozornie mogło się
wydawać.
Czy chciałby mi pan to wyjaśnić? spytałem.
Niech pan się sam domyśli! warknął.
Dobrze, usłucham pańskiej rady. Po namyśle dochodzę do wniosku, co najmniej na
pozór dziwacznego wniosku, iż pomylił się pan co do osoby własnego syna.
Ojciec miałby się pomylić?
A dlaczego by nie? Przypuśćmy na przykład, że zachodzi wypadek ogromnego
podobieństwa. Czy jest to w ogóle nieprawdopodobne?
WybuchnÄ…Å‚:
Przeklęte niech będzie pańskie przeciąganie, rozciąganie i wyciąganie! Dokąd pan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]