[ Pobierz całość w formacie PDF ]

198
 Ano, niech siedzi!  rzekł Bard.  Szaleniec zasłużył sobie na głodową
śmierć.
 Słusznie  odparł Bilbo.  Rozumiem wasz punkt widzenia. Ale zima nad-
ciąga wielkimi krokami. Lada dzień zaczną się śnieżyce i tak dalej, a wtedy na-
wet elfom, jak sądzę, trudno będzie poradzić sobie z dostawami. Powstaną rów-
nież inne trudności. Słyszeliście chyba o Dainie i jego krasnoludach z %7łelaznych
Wzgórz?
 Kiedyś słyszeliśmy coś o nich. Ale cóż to ma do rzeczy?  spytał król.
 A więc przewidziałem słusznie! Widzę, że nie wiecie o pewnych wydarze-
niach, które są mi znane. Mogę wam powiedzieć, że Dain jest o niespełna dwa
dni marszu stąd i prowadzi co najmniej pięciuset bitnych krasnoludów; wielu
z nich przeszło zaprawę w okrutnych wojnach między krasnoludami a goblinami,
o tym z pewnością słyszeliście. Może dojść do poważnych kłopotów, kiedy Dain
tu nadciągnie.
 Dlaczego nam o tym mówisz? Czy zdradzasz swoich przyjaciół? Czy chcesz
nas wystraszyć?  spytał posępnie Bard.
 Drogi Bardzie!  pisnął Bilbo.  W zbyt gorącej wodzie jesteś kąpany!
Nigdy nie zetknąłem się z tak podejrzliwymi ludzmi. Przecież ja usiłuję właśnie
oszczędzić kłopotów obu stronom. Posłuchajcie, co wam chcę zaproponować.
 Mów!  odpowiedzieli.
 Spójrzcie  rzekł Bilbo.  Ofiarowuję wam to!  i wyciągnąwszy z kiesze-
ni Arcyklejnot, wyłuskał go ze szmatki.
Nawet król elfów, choć oczy jego przywykły do wszelkich cudownych i pięk-
nych rzeczy, osłupiał z zachwytu. Nawet Bard umilkł i patrzał na klejnot w olśnie-
niu. Jakby kula pełna księżycowego blasku zawisła przed nimi w sieci utkanej
z promieni mroznych gwiazd.
 To jest Arcyklejnot Thraina  powiedział Bilbo.  Serce Góry, a także serce
Thorina. Ceni ten kamień wyżej niż całą rzekę złota. Daję go wam. On wam po-
może w rokowaniach z Thorinen.
I Bilbo, nie mogąc opanować drżenia i żałośnie żegnając wzrokiem cudowny
kamień, wręczył go Bardowi, który jakby urzeczony trzymał chwilę klejnot na dło-
ni.
 Jakie masz prawo nim rozporządzać? Czy jest twoją własnością?  spytał
wreszcie, wyraznie zdobywając się na wysiłek.
 No, prawdę mówiąc  rzekł hobbit zakłopotany  nie jest, biorąc rzecz ści-
śle, moją własnością, ale, widzicie, gotów jestem w zamian za niego zrzec się
udziału w łupach. Może jestem włamywaczem  tak przynajmniej nazwały mnie
krasnoludy, bo osobiście nigdy się nim naprawdę nie czułem  ale włamywa-
199
czem mniej więcej uczciwym, jak mi się zdaje. W każdym razie wracam teraz,
niech krasnoludy zrobią ze mną, co zechcą. Mam nadzieję, że mój dar okaże się
pożyteczny.
Król elfów z nowym podziwem przyglądał się hobbitowi.
 Bilbo Baggins!  rzekł.  Jesteś bardziej godzien zbroi księcia elfów niż
niejeden elf, który by w niej okazalej wyglądał. Wątpię jednak, czy Thorin będzie
także tego zdania. Lepiej chyba od ciebie znam krasnoludy. Radzę ci, zostań z na-
mi, a doznasz w tym obozie tylko szacunku i najżyczliwszej gościnności.
 Bardzo dziękuję, szczerze jestem wdzięczny  odparł Bilbo z ukłonem.
 Ale nie wypada mi w ten sposób opuścić przyjaciół, z którymi tyle wspólnie
przeżyłem. Zresztą obiecałem grubemu Bomburowi zbudzić go o północy. Do-
prawdy, muszę już iść, i to szybko.
Nic nie wskórali dalszą namową, przydzielili więc hobbitowi eskortę, a zarów-
no król, jak Bard zasalutowali mu z szacunkiem na pożegnanie. Kiedy szli przez
obóz, spod progu któregoś namiotu podniósł się starzec w ciemnym płaszczu
i podszedł do Bilba.
 Brawo, panie Baggins!  rzekł klepiąc hobbita po ramieniu.  Jak zawsze,
więcej umiesz zdziałać, niżby się można po tobie spodziewać.
Był to Gandalf. Po raz pierwszy od wielu dni Bilbo naprawdę się czymś ucieszył.
Nie miał jednak czasu wypytać czarodzieja o wszystko, czego był ciekawy.
 Przyjdzie na to pora  rzekł Gandalf.  Jeśli się nie mylę, wasza wyprawa
dobiegnie wkrótce końca. Na razie masz przed sobą przykre chwilę, ale nie trać
ducha! Kto wie, może wyjdziesz cało z tej przygody. Szykują się nowiny, o których
nawet kruki nic jeszcze nie wiedzą. Dobranoc!
Zaintrygowany, lecz także pocieszony, Bilbo ruszył w drogę. Wskazano mu wy-
godny bród i przeprowadzono suchą noga na drugi brzeg, tam pożegnał się z el-
fami i ostrożnie pomaszerował w górę. Ogarnęło go wielkie znużenie, lecz zdą-
żył dobrze przed północą wspiąć się na mur po linie, którą zastał tak, jak ją zo-
stawił. Odczepił linę, zwinął i schował, po czym siadł dumając z niepokojem, co
będzie dalej.
O północy zbudził Bombura i z kolei sam ułożył się do snu w kąciku, nie słu-
chając podziękowań  wcale przecież niezasłużonych  którymi obsypywał go
stary krasnolud. Wkrótce zasnął mocno i do rana nie pamiętał o swoich zmar-
twieniach. Zniły mu się jajka smażone na boczku.
CHMURY PKAJ
azajutrz od świtu w obozie zagrały trąby. Wkrótce krasnoludy ujrzały sa-
Nmotnego gońca spieszącego wąską ścieżką pod górę. Przystanął w pew-
nym oddaleniu od Bramy i zaczął nawoływać pytając, czy Thorin nie zechce teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •