[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Masz jeszcze więcej uroku niż kiedyś - powiedział, objąwszy ją w talii. - O wiele
więcej, Samantho. Jesteś teraz kobietą. Nie mogę oderwać od ciebie oczu.
Czuła dotyk jego dłoni. Czuła żar ciała, chociaż dotykał jej tylko dłońmi. Miała
wrażenie, że jest przez niego osaczona. Lionel pozbawił ją powietrza. Uśmiechnęła się z
najwyższym trudem.
- Dziękuję - powiedziała krótko. Starała się rozglądać na boki, by umknąć spod jego
władzy, ale wszędzie dostrzegała zaintrygowane spojrzenia.
- Wróciłem do domu - oznajmił. - Musiałem wrócić.
- Człowiek zwykle tęskni, jeśli przez kilka lat jest za granicą - zauważyła. - To
zupełnie naturalne.
- Tęskniłem - potwierdził, prawie niezauważalnie zwiększając nacisk dłoni na jej
68
plecy. - Ale bardziej do ludzi niż do miejsc. Szczególnie do jednej osoby, którą
potraktowałem w niewybaczalny sposób. Nie powinienem był dopuścić do tego, by spadła na
nią część mojej niesławy. O tej osobie nie zapomniałem ani na chwilę, Samantho.
Spojrzała mu w oczy wstrząśnięta, na moment nawet przestała się uśmiechać. Jego
włosy siwoblond zdawały się jeszcze gęstsze i bardziej lśniące niż zwykle. Dopiero teraz
zauważyła, że Lionel ubrał się w błękit, srebro i biel, wygląda więc jak książę z bajki. Ale
słowa, które przed chwilą padły i ich oczywiste znaczenie rozwiały czar, który Lionel rzucił
na nią swym niespodziewanym nadejściem. Z zadowoleniem powitała budzącą się w niej
furię. Znów się uśmiechnęła.
- Jakże zaszczycona będzie ta osoba, milordzie - powiedziała. - Naturalnie jeśli jest w
stanie panu wybaczyć i jeśli od dawna o panu nie zapomniała.
Spojrzał na nią prawie ciepło.
- Ojej. - To słowo zabrzmiało prawie jak pieszczota. - Naprawdę dorosłaś, Samantho.
Miałem nadzieję, że tak się stało. Jesteś zagniewana i niewzruszona, to mnie cieszy. Nie
powinnaś mi łatwo wybaczyć.
- A w ogóle powinnam? - spytała z błyskiem w oku.
Odwzajemnił uśmiech, choć w dniach, gdy widywała go w roli narzeczonego Jenny,
uśmiechał się rzadko. Poczuła zdradziecki przypływ pożądania. I falę trwogi. Czy zdaniem
Lionela jest tak naiwna, że znowu wpadnie w jego sieć? Wiedziała wszak, jaki potrafi być
okrutny, nieczuły i egoistyczny. Czyżby traktował ją teraz jak wyzwanie? I czy miał szansę
na zwycięstwo? Przeszedł ją zimny dreszcz.
Tańczyli w milczeniu jeszcze przez nieskończenie długie dwadzieścia minut. Lionel
wyśmienicie radził sobie z walcem, nie mylił kroku i zręcznie omijał inne tańczące pary.
Wciąż wirowali po obwodzie parkietu. Trzymał jej dłoń w pewnym uścisku. Ramiona miał
muskularne, wokół niego unosił się dyskretny i niezwykle męski zapach wody kolońskiej.
Przypomniała sobie pocałunek, pierwszy w jej życiu, namiętny, wprawny, zniewalający.
Lionel był jedynym mężczyzną, który pieścił ją nie tylko wargami, lecz również językiem.
Stary uwodziciel. Czy można się dziwić, że zakochała się w nim na zabój, a gdy ją odepchnął,
że omal nie pękło jej serce? Była przecież tylko naiwną i niedoświadczoną dziewczyną. Ale
to się skończyło.
Tańczyła i uśmiechała się. I starała się myśleć o swoich zalotnikach i przyjaciółkach, o
Jenny, o jej upragnionym trzecim dziecku, którego oczekiwała teraz wraz z Gabrielem, i o
69
lady Sophii, której noga po rozpoczęciu sezonu zaczęła się goić w cudownym wręcz tempie -
było wszak mnóstwo do zobaczenia i zrobienia poza domem. Próbowała też pomyśleć o
Highmoor i widoku ze wzgórza na dwór, psutym przez jedno jedyne drzewo na stoku.
Przypomniał jej się pan Wade, ale szybko odepchnęła od siebie jego wyobrażenie, a w
każdym razie usiłowała to zrobić.
Przez cały czas jednak ulegała pociągowi do Lionela. Wiedziała, że go nienawidzi i
nim pogardza, pogarda obudziła się w niej na nowo po krótkiej wymianie zdań na początku
walca. Lecz jednocześnie fascynowało ją, choć i napełniało lękiem, pytanie, jakie wrażenie
zrobiłby teraz na niej jego pocałunek. I jak czułaby się w jego objęciach. Była przecież
bardziej doświadczona niż wówczas. I jej ciało wiedziało już więcej, choć tylko odrobinę. Jak
na kobietę w swoim wieku Samantha tonęła w żałosnej ignorancji. Zastanawiała się... nie,
wcale nie. Nad niczym takim się nie zastanawiała. Nie wolno jej było dopuścić do siebie
lubieżnych myśli.
Zastanawiała się, czy ten walc wreszcie się skończy. Skończył się, ale w ostatnich
minutach Samancie zabrakło tchu, do tego czuła się skrzywdzona, oszołomiona i
nieszczęśliwa. Potwornie nieszczęśliwa. Do oczu cisnęły jej się łzy. Lionel odprowadził ją do
towarzystwa, skłonił się nad jej dłonią, podziękował za zaszczyt i odszedł. Ciotka Aggy cały
ten czas spędziła w sali karcianej, już od dawna nie czuła bowiem potrzeby bycia gorliwą
przyzwoitką.
Francis wydawał się półprzytomny z wściekłości, okazał jednak dobre wychowanie i
powstrzymał się od komentarzy, które wyraznie cisnęły mu się na usta. W czasie tamtej
katastrofy był przecież dobrym przyjacielem Gabriela. Dopiero pózniej wstąpił do orszaku
Samanthy, prawdopodobnie tylko dlatego, że można z nią było bezpiecznie flirtować i od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]