[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cie. A ty jesteś moim mężem, a dopiero potem najlepszym producentem win w całym
kraju.
- Jak zwykle, masz rację, kochanie - zgodził się Rocco.
Pomimo obecności Tina, Faith czuła się wśród Grisafich jak u siebie. W każdym
razie póki udawało jej się uniknąć bezpośredniej rozmowy z ukochanym, co w takim
małym gronie wcale nie było łatwe. Zwłaszcza że Tino specjalnie wciągał ją w rozmowę.
Najgorsze przyszło po kolacji, bo Agata i Gio jakby się zmówili, żeby zostawić Fa-
ith samą z Valentinem. Wprawdzie - oficjalnie - mężczyzni Grisafi zabrali ją na zwie-
dzanie winnicy, ale tak się jakoś składało, że Rocco i Gio wciąż zostawali w tyle, albo
wysuwali się do przodu, byleby tylko zostawić ich samych choć na chwilę.
R
L
T
- Nie udzieliłaś odpowiedzi na pytanie mojej mamy - zagadnął Tino w jednym z
takich momentów.
- Nie wiem, o jakie pytanie ci chodzi.
- Pytała, czego można we mnie nie lubić.
- Nie dopominała się o odpowiedz.
- Ale ja chciałbym wiedzieć.
- To twój problem Jestem dzisiaj gościem twojej mamy, nie twoim.
- Wiesz, że mama i Gio chcą nas ze sobą swatać?
- A ty wiesz, że nic z tego nie będzie.
- Wiem, ale chciałbym się dowiedzieć, czemu ty też tak uważasz.
Oszalał, pomyślała Faith. To on nie chce się ze mną żenić i to jest prawdziwy po-
wód, dla którego nic nie wyjdzie ze starań Agaty. A czy ja go lubię czy nie, nie ma tu
żadnego znaczenia.
- Nie powiedziałam, że cię nie lubię, Tino.
Faith nie tylko go lubiła. Faith go bardzo kochała.
Kochała go, tylko niektórych jego zachowań nie mogła znieść.
- Powiedziałaś, że nie chcesz mnie więcej widzieć - przypomniał - a mimo to jed-
nak tu przyszłaś.
- Przyszłam odwiedzić twoją mamę, nie ciebie. Uprzedzałam, że nie zamierzam
rezygnować z przyjazni z twoją mamą i z Giem.
- Chciałaś mnie zobaczyć, bo inaczej nie przyszłabyś tu dzisiaj - oznajmił z tą
okropną pewnością siebie i nawet pogłaskał Faith po policzku.
Odskoczyła, jakby to muśnięcie ją oparzyło.
- Nie mogłam odrzucić zaproszenia, bo twojemu synowi bardzo zależało na tym
spotkaniu, ale miałam nadzieję, że cię tu nie zastanę. W końcu mogłeś wyjść z domu pod
byle pozorem. Nikogo by nie zdziwiło, że znów pracujesz.
- Mogłem, ale nie chciałem.
- Dlaczego? Nie rozumiem.
- Przez cały tydzień nie odbierałaś telefonu.
- To powinno ci dać do myślenia.
R
L
T
- I dało. Coś się popsuło, a ja chciałbym wiedzieć co takiego.
- Przecież ci powiedziałam.
- Chcesz mieć wszystko albo nic?
- No właśnie.
- Ale ja nie mogę się z tobą ożenić, Faith.
- Zdziwiłbyś się, gdybyś wiedział, do czego byłbyś zdolny w pewnych okoliczno-
ściach.
- W jakich okolicznościach?
- Nie mówmy więcej o tym - ucięła Faith.
Nie mogła odżałować, że wyrwało jej się takie głupie zdanie.
- Mama mi powiedziała o twoim mężu i o tym, że straciłaś synka. - Valentino
spróbował zmienić temat. - Ogromnie ci współczuję.
- Masz swoją własną tragedię, z którą dotąd się nie uporałeś - mruknęła.
Na to nie zdążył odpowiedzieć, bo właśnie dołączyli do nich Gio i Rocco. Faith
wysłuchała pasjonującego wykładu na temat tego, co dzieje się z winnymi gronami, kie-
dy już zostaną zerwane. Niestety, niewiele z tego zrozumiała. Valentino był za blisko,
żeby mogła się skupić.
- Powiedziałeś, że wiesz o moim mężu od Agaty - zaczęła, gdy dziadek z wnukiem
znów zostawili ich samych. - Zapytałeś ją o to, czy sama ci powiedziała?
- Zapytałem.
- I co? Nie bałeś się?
- Czego?
- %7łe zacznie coś podejrzewać. No bo skoro pytasz o takie rzeczy, to znaczy, że się
mną interesujesz. Na pewno bardziej niż przelotnie.
- Zrobiłem coś znacznie gorszego - przyznał. - Powiedziałem mamie, że rozmawia-
liśmy o rzezbie, która stoi w mojej sypialni.
- %7łartujesz - stwierdziła Faith.
Nie mogła uwierzyć, że Tino aż tak się zapomniał.
- Czasami ciekawość bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. - Valentino wzruszył
ramionami.
R
L
T
- Na szczęście Agata jeszcze nie sporządziła listy gości, bo chyba tego najbardziej
się obawiałeś.
- Ale próbuje nas swatać. Choć muszę przyznać, że robi to z umiarem. Jak na nią to
nawet bardzo delikatnie.
- Nie niepokoi cię to?
- Dopóki subtelnie daje do zrozumienia, nie robi awantury ani nie wpada w histe-
rię, to nie.
- Czyli dopóki bez większego trudu unikasz tego, czego ona chce?
- Można to tak ująć.
Chwilę szli obok siebie w milczeniu.
- Chciałbym, żebyś do mnie wróciła - odezwał się Valentino.
- Do roli twojej kochanki.
- I przyjaciółki.
- Swojej mamie mówiłeś co innego.
- Już ci to wyjaśniłem.
- A mnie się to wyjaśnienie nie spodobało.
- Faith... - zaczął Valentino, ale właśnie przybiegł do nich Giosue i trzeba było na
tym skończyć rozmowę.
- Okropnie się guzdracie - powiedział Gio. - Nonna mi pozwoliła popływać. Czy
pani chce ze mną popływać, signora?
- Powinnam już wracać do domu - odparła Faith, podchodząc do chłopca, a tym
samym zwiększając dystans między jego ojcem a sobą.
Gio popatrzył na nią tym swoim błagalnym spojrzeniem, ale nawet nie próbował
jej namawiać, tylko skinął głową i wbił wzrok w ziemię. Okazało się to bardziej sku-
teczne niż jakiekolwiek prośby.
- No dobrze - powiedziała Faith, biorąc go za rękę - ale niedługo.
- Naprawdę, signora? - chłopczyk był w siódmym niebie. - Zagramy w piłkę wod-
ną. Zio Calogero przysłał mi nową siatkę.
- Wobec tego idziemy grać. - Tino wziął synka za drugą rękę. - Tata też chce się z
wami pobawić. Chyba że nie jestem zaproszony.
R
L
T
- Oczywiście, że jesteś, tatusiu!
Faith się wystraszyła, ale nie miała serca się wycofać. Pomyślała, że trzeba będzie
jakoś przetrwać najbliższe pół godziny, skoro już obiecała. Po raz pierwszy w życiu,
korciło ją, by nie dotrzymać słowa danego dziecku.
Minęło zaledwie dziesięć minut, a już pożałowała, że tego nie zrobiła. Pod pretek-
stem gry w piłkę wodną Tino co chwila dotykał Faith, aż w końcu musnął wargami
wrażliwe miejsce za uchem i szepnął, że bardzo jej pragnie.
Tego już było za wiele. Faith natychmiast wyszła z basenu.
- Dokąd pani idzie, signora? - spytał zdumiony Gio.
- Muszę wracać do domu - odparła, starając się nie okazać gniewu. Przecież to nie
była wina Gia, że jego ojciec zachował się niegodnie.
- Dlaczego? - Gio nie umiał tego pojąć. - Nie lubi pani grać w piłkę wodną?
- No właśnie - dodał Tino i puścił oko do Faith. - Przecież się świetnie bawimy.
- Tak sądzisz? - zwróciła się do Valentina. Tym razem nie musiała ukrywać nieza-
dowolenia. - Wobec tego bądz tak dobry i wytłumacz swemu synowi, czemu muszę już
teraz was opuścić.
Tym razem Tino zrobił głupią minę. Wyglądał dokładnie tak jak przed chwilą
Giosue.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]