[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przecież wiem, co ona do ciebie czuje. Ona cię kocha. Poza
tym, będzie tu wkrótce. Dzwoniła do Karen z lotniska w Los
Angeles, tuż przed wylotem.
Bóg jeden wie, jak bardzo chciał uwierzyć Grady'emu.
Chciał wierzyć, że nie zawiodła go intuicja. Niestety, trzeba
było spojrzeć prawdzie w oczy. Lauren Winters okłamała go
jak wszyscy łydzie z pieniędzmi, począwszy od jego bogate
go tatusia, który nigdy nie uznał go za syna.
Zdrada Lauren ugodziła go jednak znacznie boleśniej,
gdyż od ojca niczego nie oczekiwał, a po Lauren spodziewał
się tak wiele. Zaczął już nawet liczyć na to, że uda im się
zbudować wspólną przyszłość.
Na myśl o skromnym pierścionku, którego omal nie kupił,
z brylancikiem, śmiesznie małym w porównaniu z klejnotami
zdobiącymi włosy Lauren na zdjęciu, zachciało mu się płakać.
Jednak rozpacz niczego tu nie zmieni. Po co Grady ma
wiedzieć, jak dotkliwie został zraniony? Pomyślał, że zbyt
długo nie pamiętał o swojej dumie. Teraz nie pozostało mu
już nic prócz dumy.
- Powiedz jej, że nie chciało mi się czekać na kolejną
porcję jej kłamstw - powiedział Grady'emu.
- A konie? - zapytał Grady, gorączkowo szukając pretek
stu, by go zatrzymać. - Masz przecież prawo do części nasze
go stada. Poczekaj jeszcze dzień czy dwa, a znajdziemy ja
kieś sensowne wyjście.
- Nie chcÄ™ od was niczego. WezmÄ™ tylko Molly, a reszta
koni jest twoja. Jak już się gdzieś zaczepię, możesz mi przy
słać czek.
- Wade, proszę cię. Przemyśl to sobie. Poczekaj na Lau
ren. Na pewno dojdziecie do porozumienia. Jestem o tym
przekonany.
Niestety, Wade był absolutnie pewny, że nie chce jej już
więcej widzieć. Bez słowa odwrócił się i odszedł. Teraz
chciał już tylko jednego - znalezć się jak najdalej od Lauren
Winters i rancza Blackhawków. %7łycie po raz kolejny pokaza
ło, że miał jednak rację. Nie został stworzony do żadnych
stałych układów. Był głupi, że przez chwilę pozwolił sobie
myśleć inaczej.
ROZDZIAA 14
Podróż powrotna była ucieczką z piekła. Jason pod jednym
względem się nie pomylił - media wpadły w amok. Mylił się
natomiast, sądząc, że zadowolą się jedną konferencją pra
sowÄ….
Ktoś, nie wiadomo skąd, dowiedział się, że Lauren przyla
tuje wyczarterowanym samolotem. Na lotnisku czekała na
nią horda reporterów. Odmawiając odpowiedzi na ich pyta
nia, przedarła się przez tłum do limuzyny, którą przysłał po
niÄ… Jason.
Zadowolona, że udało jej się uciec przed natarczywością
prasy, nie była przygotowana na kolejny atak kamer i mikro
fonów przed bramą jej willi, położonej na wzgórzach nad Los
Angeles. Nikt nie pomyślał o tym, by zadzwonić do agencji
i poprosić o dodatkową ochronę. Dopiero po dwóch godzi
nach wzmocnionym siłom porządkowym udało się usunąć
reporterów, którzy zdołali wślizgnąć się na teren posiadłości.
Lauren spędziła noc niczym w oblężonej twierdzy. Tele
fon nie przestawał dzwonić ani na chwilę. Strażnikom przy
bramie zapowiedziała, że nie wolno jej niepokoić. Mają mó
wić, że panna Winters nie życzy sobie widzieć nikogo.
W nocy zadzwoniła, do Karen, i potem jeszcze raz rano,
przed wyjazdem do biura Jasona, ale Wade'a wciąż nie było
na ranczu. Nie zastała go również pózniej, gdy konferencja
prasowa dobiegła końca, a Lauren, bliska załamania, sprag
niona była dobrego słowa od kogoś, kto przypomniałby jej,
co czeka na niÄ… po powrocie.
Zgodnie z przewidywaniami, konferencja prasowa nie za
dowoliła nikogo. Dziennikarze zażyczyli sobie dodatkowych
wywiadów. Jason oraz rzecznik prasowy próbowali ich spła
wić, ostrzegli jednak Lauren, że jeśli się nie zgodzi, musi się
liczyć z tym, iż tłumy reporterów pojadą za nią do Winding
River.
Następnego dnia, od rana, odpowiadała w sali konferen
cyjnej wciąż na te same pytania, bliska obłędu. Przy życiu
trzymała ją tylko myśl o Wadzie, choć brak kontaktu napawał
jÄ… niepokojem.
Co gorsza, gdy zadzwoniła z pokładu samolotu, Karen nie
potrafiła powiedzieć jej nic na jego temat. Coś było nie tak.
Wyraznie nie tak. Podpowiadała jej to intuicja.
- Powiedz mi szczerze, co się dzieje - poprosiła Karen.
- Coś mu się stało?
- Nie, w każdym razie nie tak, jak myślisz - enigmatycz
nie odparła Karen.
- Jak mam to rozumieć?
- Porozmawiamy po twoim powrocie. Wyjedziemy po
ciebie.
Powinien to być sygnał ostrzegawczy, że stało się coś
naprawdę złego. Dlaczego oni, a nie Wade? Czy nie stęsknił
siÄ™ za niÄ… tak bardzo, jak ona za nim?
Myślała o tym, siedząc w kuchni na ranczu, podczas gdy
Karen podejrzanie długo parzyła herbatę, a Grady miał minę,
jakby chciał zapaść się pod ziemię.
- Powiedzcie wreszcie, o co chodzi - odezwała się
w końcu. - Gdzie Wade? Dlaczego zachowujecie się jak na
pogrzebie?
Karen postawiła przed nią filiżankę herbaty, a potem wy
prostowała się i powiedziała:
- Wade'a już nie ma, kochanie.
Przez jedną straszliwą sekundę myślała, że umarł albo
miał wypadek.
- Nie żyje? - wyszeptała przez ściśnięte gardło.
- O Boże, nie! - przeraziła się Karen. - Przepraszam,
wyraziłam się nieprecyzyjnie. Pamiętam, że kiedy zmarł Ca-
leb, wszyscy tak ostrożnie dobierali słowa i chodzili koło
mnie na palcach. Nie, to na szczęście nie to. Chciałam powie
dzieć, że Wade wyjechał.
- Jak to wyjechał? - powtórzyła, wstrząśnięta, wodząc
wzrokiem od Karen do Grady'ego. - Dlaczego? I dokÄ…d?
- Kiedy nie doczekała się odpowiedzi, łamiącym się głosem
zapytała: - Rzeczywiście wyjechał? Jesteście tego pewni?
Grady ze współczuciem pokiwał głową.
- Tak mi przykro - powiedział. - Sam widziałem, jak
spakował rzeczy i odjechał. Próbowałem go zatrzymać, ale
on był głuchy na głos rozsądku. Nie udało mi siego namówić,
by poczekał na twój powrót.
- Ale wyjechał tylko na kilka dni, prawda? W pilnej spra
wie jak ja? Może zachorowała jego matka? - pytała, rozpacz
liwie czepiając się resztek nadziei, choć wnioski nasuwały się
same, skoro zlikwidował swoje gospodarstwo
- Zabrał Molly - powiedział cicho Grady. -
Lauren wciąż nie chciała uwierzyć w to, co się stało.
- Dlaczego? - powtórzyła, choć odpowiedz wydawała się
oczywista. Na kuchennym stole leżała zmięta gazeta. Wygła
dziła ją, popatrzyła na pierwszą stronę i zamarła. Po raz
pierwszy miała okazję się przekonać, jak jej zniknięcie zosta
ło rozdmuchane przez media. Artykuł, napisany jeszcze przed
konferencją prasową, pełen był niedomówień i insynuacji.
Już samo jej zdjęcie mogło okazać się dla Wade' a wystarcza
jącym powodem, by zniknąć z jej życia. Stało się dokładnie
tak, jak to przewidziała Emma. Wade poczuł się nikczemnie
oszukany.
- O mój Boże! - wyszeptała, gdy wyobraziła sobie, co
musiał poczuć, kiedy to zobaczył.
- Co się stało? - Karen zajrzała jej przez ramię. - O, do
licha!
Grady pokiwał głową.
- Teraz już wszystko jasne. Nikt nie lubi być oszukiwany.
Lauren, kocham cię jak siostrę, ale co ty sobie właściwie
wyobrażałaś?
- To moja wina - wtrąciła się Karen. - To ja poradziłam
Lauren, żeby zataiła przed nim, kim jest.
- Ty? - Grady spojrzał na nią z niedowierzaniem. - Dla
czego? Przecież tak bardzo cenisz sobie uczciwość.
- Och, dobrze wiesz dlaczego - zirytowała się Karen.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]