[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przed nim cała sterta. Nigdzie nie dostrzegłem gazet, ani jednej.
Poczułem nagły chłód. Coś było bardzo nie tak.
Palmu jednak powitał mnie wesoło:
- Dobry, panie kierowniku, widzę, żeś się wyspał. Czyste sumienie
to najlepsza poduszka, co?
- Dziękuję - odrzekłem uszczypliwie, kiedy mimo wszystko usunął
się na bok i wpuścił mnie na moje własne krzesło. - Co jest, zostało ci
jeszcze coś do wyjaśnienia?
W kącie stał pognieciony karton. Palmu powiódł wzrokiem za moim
spojrzeniem.
- Rzeczy chłopaka - wyjaśnił. - Tahtinen przyniósł. Cały doczesny
dobytek Yillego Yalkonena. Nie chcą go więcej widzieć w domu. Okrył ich
tylko hańbą i tak dalej. Chuligan i nicpoń, zarabiać nie chce nawet na
siebie, stara śpiewka.
- Wkrótce państwo będzie go karmić - pocieszyłem go. - No,
znalazły się te jego właściwe buty?
- Ville miał na nogach jedyne buty, jakie posiada - odrzekł cierpko
Palmu. - Siedzieli w laboratorium do póznej nocy. Z czystej ciekawości. W
końcu to wielka sprawa.
- I na czubkach butów znalezli włókna z ubrania starego
Nordberga? - dopowiedziałem z nadzieją w głosie.
- Ani na lekarstwo - zmiażdżył ją Palmu. - Na butach Ariego też nic.
Tak że jeśli zamierzasz trzymać chłopaka dalej pod kluczem, to mądrzej
byś zrobił, gdybyś nie wysyłał tych butów do laboratorium. Mają tam,
bracie, taki sprzęt i mikroskopy, że...
Nie dokończył zdania, tylko spokojnie usiadł i zaczął nabijać tę
swoją obrzydliwą fajkę.
- Co ty w zasadzie chcesz przez to powiedzieć, Palmu? - spytałem
znużonym głosem. - Chyba ci rozum odebrało.
- Pan kierownik wykonał wczoraj mistrzowskie posunięcie - odrzekł
spokojnie komisarz. - Wywiódł w pole całą helsińską prasę, dzięki czemu
choć raz będziemy mogli w spokoju robić swoje, nie słysząc na każdym
kroku wściekłego ujadania psów. To bardzo ważne, mamy bowiem do
rozwiązania nadzwyczaj trudną sprawę.
Skoczyłem na równe nogi. Brakło mi tchu.
- Spiłeś się czy co?! - parsknąłem nietaktownie. - Na cyku od
samego rana?! Tego już za wiele, Palmu, nawet jak na ciebie!
Komisarz spokojnie zapalił fajkę. Kiedy ją wreszcie porządnie
rozbuchał, powiedział wolno:
- Mówisz poważnie, szefie? A już prawie uwierzyłem, że celowo im
podsunąłeś ten fałszywy trop. Bo to chyba jasne, że trzeba wreszcie zacząć
szukać prawdziwego mordercy. W czym nikt nam nie będzie już teraz
przeszkadzać.
9.
Opadłem bezwładnie na krzesło. Z rozdziawionymi ustami.
Siedziałem tak dłuższą chwilę. Palmu mówił poważnie. Wcale nie
żartował. Ani nie był pijany. Spojrzał na mnie z politowaniem.
- Naprawdę nie wyczytałeś od razu z twarzy Villego, że nie jest
mordercą? - spytał komisarz. - Przecież wystarczyła jedna rozmowa
telefoniczna, by zdmuchnąć ten twój domek z kart.
Zlepiłem przed siebie niewidzącymi oczami.
- Gdzie zatelefonowałeś? - spytałem lodowatym głosem.
- Nawet nie musiałem tego robić osobiście - odrzekł Palmu. -
Zleciłem to Tahtinenowi. Zatelefonował do kierownika biura loterii
pieniężnej, gdzieżby indziej? Do domu.
- No i co? - indagowałem, wciąż nic nie pojmując.
- Główną wygraną w sierpniowej loterii wylosowano w Rovaniemi -
odpowiedział Palmu niewinnym głosem. - Czyli to nie stary Nordberg ją
dostał. I nie zniknęły mu żadne pieniądze. A zatem w grę wchodzą
zupełnie inne kwestie.
- Ale przecież stary Nordberg dostał pieniądze - sprzeciwiłem się. -
Dziewczyna mówiła. Widziałem zresztą książeczki bankowe na własne
oczy. Ciągle są w naszym sejfie, sam je tam wczoraj wsadziłeś. Nie próbuj
mnie rolować.
- Oczywiście, że stary Nordberg dostał pieniądze - przystał
pojednawczo Palmu. - Za coś je dostał. Tylko za co? Kiedy wymyślił
dziewczynie tę główną nagrodę w loterii? Trzy dni po tym, jak mu
powiedziała o ciąży. Szybko się uwinął, co? Wzbogacił się nagle i
nieoczekiwanie. Chociaż o tych trzech dniach wiemy jedynie ze słów
dziewczyny. Ale to nic, panny Pohjanvuori o nic nie podejrzewam.
Mój rozum zaczął się buntować.
- Ale Ville się przyznał - wałkowałem swoje. - Do wszystkiego. Nie
pamiętasz?
- Ville wcale się nie przyznał do popełnienia tej zbrodni. Sądzę, że
chyba wiem, o co mu chodziło. To bardzo sumienny chłopak. Bierze sobie
wszystko do serca. Ale chodzmy do niego, zapytamy go. Wszystko się
wtedy wyjaśni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •