[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I dobrze.
Nie chciała wspominać, jak bawił się z Charliem na podłodze, jak opowiadał mu bajkę i z błogim
uśmiechem brał go na ręce. Wolałaby nie pamiętać, z jaką dumą patrzyła, jak odbiera nagrodę za
projekt skrzydła szpitala, z jakim zainteresowaniem słuchała, co go zainspirowało, jak doskonale
rozumieli się nawzajem. Mimo że dokładała wszelkich starań, żeby nie myśleć o Aleksie, jej myśli
wbrew woli wciąż krążyły wokół jego osoby.
Założyła kurtkę, wzięła torbę i ruszyła w stronę parku. Może po zakończeniu sesji zdjęciowej
u Josie pójdzie na łyżwy i pozna mężczyznę swego życia?
Marzenie ściętej głowy! Czy doświadczenie niczego jej nie nauczyło?
Josie przyjęła Daisy z otwartymi ramionami, rozradowana i zawstydzona, że odciągnęła ją od
rodziny w święta.
To jedyny okres, kiedy mogę zebrać wszystkie cztery pokolenia razem usprawiedliwiała się
wcześniej, kiedy zadzwoniła z prośbą o wykonanie rodzinnych fotografii.
To dla mnie żaden kłopot. Cała przyjemność po mojej stronie zapewniła Daisy.
Z chęcią fotografowała siedmioro małych kuzynów rodziny Costello przy świątecznym stole,
dziadka krojącego indyka, chłopców grających w szachy przy kominku, dziewczęta w przebraniach,
które jedna z nich dostała na Gwiazdkę, i ich ojców oglądających mecz. Zawsze marzyła o takich
gwarnych, rodzinnych świętach dla siebie i dla Charliego.
Pózniej zabrała ich do parku. Fotografowała lepienie bałwana i śniegowych aniołków, bitwę na
śnieżki, gonitwy chłopców i zabawy w śniegu. Jakże im zazdrościła rodzinnej atmosfery, wspólnych,
beztroskich chwil! Zamrugała powiekami, żeby powstrzymać łzy napływające do oczu. W tym
momencie go zobaczyła.
Stał w oddali, w cieniu drzew, z ciemnymi włosami, rozwianymi przez wiatr, w takich samych
dżinsach i kurtce, jaką ostatnio widziała u Alexa. Przekonana, że wyobraznia płata jej złośliwego
figla, zrobiła jeszcze kilka ujęć.
Jednak kiedy ponownie zerknęła w tamtą stronę, nadal stał w tym samym miejscu. Wycelowała
w niego obiektyw i nastawiła zbliżenie. Dopiero wtedy zyskała pewność, że to rzeczywiście Alex.
Skinął jej głową, ale nie podszedł. Stał oparty o drzewo, jakby czekał na autobus.
Zmarzły ci palce? wyrwał ją z zamyślenia głos Josie. Chyba pora wracać do domu. Pójdziesz
z nami? Zrobimy kakao dla najmłodszych i coś mocniejszego na rozgrzewkę dla dorosłych.
Daisy najchętniej przyjęłaby zaproszenie, ale po namyśle doszła do wniosku, że i tak nie uniknie
konfrontacji z Alexem. Skoro ma jej coś do powiedzenia, wcześniej czy pózniej do niej zawita.
Lepiej wysłuchać go teraz, pod nieobecność Charliego.
Dziękuję za wspaniałą zabawę, ale wrócę do domu. Pod koniec tygodnia dostaniesz wywołane
zdjęcia.
Cudownie! Nigdy ci tego nie zapomnę.
Po serdecznym pożegnaniu z Josie i wszystkimi jej krewnymi Daisy zaczęła powoli pakować
sprzęt. Nie podniosła wzroku nawet na stłumiony dzwięk kroków na śniegu, lecz jej serce
przyspieszyło rytm. Dopiero gdy Alex zawołał ją po imieniu dziwnie schrypniętym głosem, zwróciła
ku niemu twarz.
Z zaczerwienionymi, podkrążonymi oczami, co najmniej jednodniowym zarostem i niepewną miną
w niczym nie przypominał pewnego siebie przystojniaka, jakiego pamiętała. Gdy napotkał jej
zdumione spojrzenie, nerwowo oblizał wargę, a potem zacisnął usta. Dość długo stali naprzeciwko
siebie w milczeniu, zanim przemówił:
Miałaś rację.
Zanim zaskoczona Daisy zdążyła zapytać, w jakiej kwestii, uzyskała odpowiedz:
Do niedawna faktycznie odtrącałem ludzi. Nie chciałem nikogo kochać& przerwał, wziął
głęboki oddech.
Daisy wytężyła słuch w oczekiwaniu na słowa, których nigdy nie wypowiedział. W napięciu
czekała na dalszy ciąg, zanim dokończył po chwili przerwy:
& ponieważ myślałem, że zabiłem mojego ukochanego brata.
Daisy nie wierzyła własnym uszom.
Co takiego?!
Gdy miałem osiem lat, pobiliśmy się o samochodzik-zabawkę. Rozbiłem mu nos. Bardzo długo
krwawił. Po dokładnych badaniach lekarze stwierdzili białaczkę. Twierdził, że to nie moja wina&
To przecież oczywiste! wtrąciła Daisy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]