[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dotknęła ręką tej twardej, muskularnej piersi. Pod jej dotykiem, lżejszym niż muśnięcie
ptasiego pióra, Chance zadrżał, a gdy dotarła do jego twardych brodawek, usłyszała cichy
pomruk.
 Jesteś delikatna jak anioł  powiedział, przywierając do niej jeszcze mocniej. Ich usta
znowu zetknęły się w pocałunku.
Jej piersi ocierały się o jego szorstki tors. Brooke oplotła go rękami. Pod palcami czuła
poruszające się sploty mięśni. Był taki silny, taki potężny, lecz Brooke miała niezachwianą
pewność, że wezmie ją delikatnie. Nie będzie myślał tylko o swoich pragnieniach, ale także o
niej. Dręczyło ją tyle wątpliwości, nie mogła więc zrozumieć, skąd bierze się jej wiedza, że
ich związek będzie przykładem wzajemnego oddania. I będzie rozkoszą.
Pragnęła go, och tak, pragnęła, by ją wziął. To będzie dalszy ciąg gwiazdkowego
prezentu. Będzie należał do niej, w tej wielkiej intymności między kobietą i mężczyzną. Jej
mężczyzna, jego kobieta, przedmiot nie kończących się pieszczot.
 Brooke, och, moja Brooke. Tak bardzo cię pragnę. Tak bardzo...
Brooke spojrzała w jego szafirowe oczy, teraz prawie szare z podniecenia. Widziała
napiętą twarz i czuła dreszcz przebiegający jego ciało. Starał się nie stracić kontroli nad sobą.
Zanim coś zdążyła powiedzieć, odwrócił się i usiadł na krawędzi łóżka. Oparł łokcie na
kolanach, zwiesił głowę i oddychał nierówno.
Brooke położyła mu rękę na plecach, lecz on gwałtownie się poderwał. Nie patrząc na nią
podał jej sweter.
 Okryj się  powiedział cicho.
 Dlaczego, Chance?
 Już nie mogę dłużej. Potwornie cię pragnę i jeżeli dotkniesz mnie jeszcze raz, nic mnie
nie powstrzyma. Powiedziałem, że cię nie uwiodę i nie zrobię tego, przysięgam. Lecz pragnę
cię aż do bólu. Idę do mojego pokoju. Dobrze się czujesz?
 Nie.
 Co się stało?  Mówiąc to, odwrócił się, by na nią spojrzeć.  Do diabła, jestem
mężczyzną, nie świętym.
 A ja jestem kobietą, a nie dzieckiem.
 Co to znaczy?
 Ciągle za mnie podejmujesz decyzje. Zwietnie, przecież jestem twoim świątecznym
prezentem. Ale do tej pory nie zrobiłam nic, poza tym, że powiedziałam, żebyś trzymał się z
daleka od tej rudej. Chance, czy będziesz czuł się zniewolony, jeżeli powiem, że chcę, żebyś
kochał się ze mną? Czy za dużo pragnę? Zrozumiem, jeżeli tak uważasz. Nie zmieni to
naszych stosunków, ale ja naprawdę pragnę ciebie i nawet nie wiem, czy mogę. Och,
kochany, rozpłaczę się za chwilę, więc powiedz  nie, i odejdz.
Brooke zwiniętym swetrem okryła piersi, zamknęła oczy i czekała ze ściśniętym gardłem.
Chance długo się nie odzywał. Czuła, że jest coraz bardziej napięty. Chciała zerknąć na niego
spod opuszczonych powiek, żeby zobaczyć jego twarz, sprawdzić, jakie wrażenie, zrobiły na
nim jej słowa, ale nie miała odwagi.
Nigdy dotąd nie zrobiła czegoś równie nieprzemyślanego. Chciała się kochać z
Chance em. Po prostu i zwyczajnie. Pragnęła go. I chyba umarłaby, gdyby ją odrzucił.
 Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz i robisz?  powiedział w końcu.
 Tak  odparła, powoli otwierając oczy.  Ale jeżeli ty nie...
 Ja cię nie chcę? Wiesz, że to nieprawda. I na pewno nie będę się czuł zniewolony.
Wprost przeciwnie, to zaszczyt dla mnie. Ale Brooke, jedno musisz zrozumieć. Możemy
oboje zdecydować się na ten krok i dzielić razem piękne, wspaniałe doświadczenie. Jednakże
nie możemy przewidzieć naszych reakcji, i każde z nas musi być odpowiedzialne za siebie.
Zgadzasz się?
 Tak.
 To da nam prawo, by myśleć o wspólnej przyszłości. Dlaczego mówię to wszystko?
Ponieważ mam się kochać z kobietą, która jest i będzie moją jedyną miłością. Nigdy, nigdy,
Brooke, nie zapomnę tej nocy.
Azy napłynęły jej pod powieki, gdy słuchała łagodnych słów Chance a. Jej serce
przepełniała miłość. Nie chciała myśleć o niczym poza tą chwilą, nie chciała analizować i
podawać w wątpliwość tego, co się tutaj działo. Nie było nic poza tym pokojem, nie było
jutra, żadnych zmartwień, wątpliwości czy lęków. Był tylko Chance i była szansa na... miłość.
Chance podniósł jej dłoń, ucałował z przejęciem i położył na sercu. Mijały długie
sekundy, a oni patrzyli na siebie, zanim znowu położył się na łóżku. Przyjęła go w objęcia,
odrzucając okrycie, by nic nie rozdzielało ich rozpalonych ciał. Jej piersi stwardniały, gdy
otarły się o szorstki zarost jego piersi. Wygięła się, by pełniej odczuwać każdą pieszczotę,
którą ją obdarzał.
Chance z niesamowitą, dręczącą powolnością całował ją i pieścił. Powoli, nie spiesząc się
zsuwał z niej spodnie, potem majteczki. Całował aksamitną gładkość ciała, które odsłaniało
się przed nim. Była coraz bardziej podniecona. Poruszyła się pragnąc jeszcze większej
podniety, lecz on ciągle zwlekał. Ramiona drżały mu z wysiłku, gdy utrzymywał nad nią
ciężar swego ciała.
 Jesteś taka piękna  powiedział, a jego oczy błądziły po jej błyszczącej, nagiej skórze.
 Chance, bardzo cię pragnę.
Odsunął się na chwilę, by pozbyć się resztek ubrania. W świetle lampy ujrzała jego
doskonale proporcjonalne ciało. Jego mocna męskość była gotowa, by ją posiąść, wypełnić ją,
a ona pragnęła spełnienia, które obiecywał.
 Proszę  szepnęła.
Pochylił się nad nią i złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Rękami błądziła po jego
barkach, czując siłę i sprężystość jego ciała. Rozsunął kolanem jej uda, by sięgnąć ku jej
kobiecości, lecz się zawahał.
 Brooke, powiedz to  poprosił zmysłowym głosem.  Powiedz, że mnie kochasz.
 Kocham cię, Chance. Naprawdę, kocham. I wtedy wszedł w nią.
Doznała tak cudownych wrażeń, o jakich nawet nie śniła. Chance przysunął się jeszcze
bliżej i wypełnił ją sobą. Ich ciała poruszały się zgodnie, przypływały i odpływały, szybciej,
mocniej, coraz zuchwałej, aż Brooke prawie utraciła świadomość i spazm rozkoszy przebiegał
przez jej ciało jak błyskawica.
 Chance  zawołała, ściskając jego ramiona.
 Tak, Brooke, tak  powiedział. Przez chwilę pochylał się nad nią, a potem opadł z
jękiem obok.
Po krótkiej chwili uniósł się znów i pocałował ją mocno, pytając:
 Nie sprawiłem ci bólu?
 Nie, nie, było cudownie.
 Tak, to było cudowne, ty byłaś cudowna. Kocham cię. Proszę, Brooke, błagam, nie miej
wyrzutów, że to się stało. Nie żałuj niczego. Niech to dla ciebie będzie czym chcesz, ale nie
żałuj niczego.
 Obiecuję. Nigdy nie będę żałować, Chance. Przygarnął ją do siebie i złożył delikatny
pocałunek na jej czole. Wkrótce równy oddech powiedział Brooke, że Chance zasnął, a ona
uśmiechała się w mroku do siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •