[ Pobierz całość w formacie PDF ]
finalizacji umowy. Wagner zgodził się z Dragonem, że kwota tysiąca dwustu dolarów jest sumą do przyjęcia
i że wypłaci ją przy odbiorze kopii. Termin ustalą komunikując się telefonicznie. Gdy zbierali się do wyj-
ścia, milczący dotąd Braun zwrócił się do Dragona:
Czy panu coś bliżej wiadomo o obrazie, który nas interesuje?
Czy słyszał pan coś o Alfredzie Potockim? odpowiedział pytaniem na pytanie Dragon.
Gdybym był antykwariuszem, pewnie coś więcej bym wiedział na jego temat.
W takim razie słyszał pan już o mm odparł Dragon. Obraz, który panów interesuje konty-
nuował nie ma zbyt wielkiej wartości. Pewnie dlatego jest często wystawiany w wielu regionalnych mu-
zeach, gdzie nie ma należytego zabezpieczenia. Ale nie należy tego traktować jako regułę.
Chce pan powiedzieć, że muzeum w tym... jak mu tam...?
W %7ływcu.
O właśnie, w %7ływcu, nie ma należytego zabezpieczenia?
Tego nie twierdzę, w każdym razie nie ma zabezpieczenia elektronicznego.
O jakim zabezpieczeniu pan wie? spytał Braun.
Dragon nie miał już żadnych wątpliwości, że jego goście to wynajęci przez Getlera włamywacze, któ-
rym zlecił kradzież obrazu. Prawie w ogóle nie interesowali się oryginałem, niewiele wiedzieli o samym
obrazie. Interesowały ich przede wszystkim sprawy techniczne, choć i o te pytali jakby od niechcenia. I te-
raz to pytanie o zabezpieczenie! Dragon znał doskonale muzeum w %7ływcu, ale wolał nie poruszać tematów
związanych z samą technologią kradzieży. Do niego należało tylko dostarczenie kopii. Reszta nie powinna
go interesować, w jego dobrze pojętym interesie. Znał ludzi, którzy tak jak i ci grzeszyli zbytnią pewnością
siebie, a pózniej wpadali nie mogąc do końca zrozumieć, jak się to stało.
Pyta pan o zabezpieczenie odezwał się Dragon. Można mówić o tradycyjnym.
Co to znaczy tradycyjne? nalegał Braun.
Muzeum mieści się w starym zamku tłumaczył Dragon. Mury miejscami mają nawet metr
grubości, solidne kraty w oknach. Cóż więcej? rozłożył bezradnie ręce.
Tak, rozumiem pokiwał głową Braun. Jak na obraz bez większej wartości, to i tak dużo. .
To nie jest tak, jak pan myśli.
Czy dlatego, że Alfred Potocki już nie żyje?
To jest już bez znaczenia.
Co w takim razie ma znaczenie?
Nawet nie wiedzą, co kradną pomyślał Dragon. Bawiła go ta wymiana zdań, podczas ' której
.zdradzał" im rzeczy powszechnie wiadome, doskonale znane ludziom z jego środowiska.
Obraz jest częścią tryptyku, który przed wojną wisiał w zamku w Aańcucie kontynuował wyja-
śnienia Dragon. Gdy zbliżał się od wschodu front. Potocki korzystając z dobrych stosunków z hitle-
rowskimi dygnitarzami zapakował swój dobytek do specjalnego pociągu. Było tego podobno szesnaście
wagonów. Jak panowie si? domyślacie, wszystko robione było w niemałym pośpiechu. W takich właśnie
okolicznościach zginęło wtedy sporo cennych rzeczy. Komuś, kto pakował te rzeczy, wpadł w oko nie-
wielki obraz o tematyce religijnej. Najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy z jego wartości, ani z
tego, że jest częścią większej całości. Po prostu, był to deniego malunek, który będzie sobie mógł powiesić
w domu. Trudno mi powiedzieć, kiedy Muzeum' Narodowe weszło w posiadanie tego obrazu. Najprawdo-
podobniej ktoś znający się na rzeczy kupił to w terenie, by następnie spieniężyć w Desie.
Gdzie? zapytał Braun.
To są, tutejsze antykwariaty wyjaśnił Wagner.
Dla lego. kto jest w posiadaniu dwóch wywiezionych części tryptyku, ta trzecia to prawdziwy
skarb.
*
* *
O co mu chodziło z tym obrazem? zapylał Wagner, gdy wracali do hotelu.
Daj spokój, nie ma się czym przejmować bagatelizował sprawę Braun. Zwyczajna ludzka
ciekawość. Chce wiedzieć, kim jesteśmy. co robimy, dla kogo pracujemy. W grę schodzą duże pieniądze i
teraz, i na przyszłość. Im więcej będzie wiedział, tym bardziej wygórowane warunki będzie stawiał. Taka
jest reguła i trzeba się jej trzymać...
Bo...?
Bo wyjątki budzą wątpliwości odparował Braun. A co do tego obrazu, to oglądanie go tu, w
Warszawie, uważam za stratę czasu.
To jak ocenimy kopię?
Uważasz, że to konieczne?
Przecież od tego, między innymi, zależy powodzenie wszystkiego.
Rozumiałbym twoje obawy mówił Braun gdyby do nas należał wywóz obrazu przez granicę.
Ale przecież Getler wziął to na siebie. Jego sprawa. Może chciał zaoszczędzić trochę pieniędzy, może ma
własne kanały przesyłowe. Nie mieszam się w to.
Kurt! Ciągle się nie rozumiemy! Mnie też malo wzrusza przewóz tego obrazu przez granicę. Cho-
dzi jednak o nasze bezpieczeństwo. W miarę udana kopia w jakiś sposób nam to gwarantuje.
Nie bądz śmieszny. Otto. Gdybym miał na tym polegać, zaliczyłbym się do amatorów.
Z tego wynika, że planujesz skok w nocy.
Tego nie powiedziałem. W każdym razie wtedy, gdy muzeum będzie zamknięte.
Pod tym względem jesteśmy tradycyjni.
Niestety, tak. Ale są jeszcze szczegóły, które decydują o wszystkim.
Jeszcze ich nie znamy.
To kwestia kilku dni.
*
* *
Droga do %7ływca upłynęła im szybciej, niż myśleli. Jechali wygodną, szeroką drogą szybkiego ruchu;
dopiero za Bielskiem warunki jazdy wyraznie się popsuły. Coraz więcej tworzyło się korków, mijali całe
kolumny furmanek i sporo traktorów. Zatrzymali się w hotelu Orzeł" tuż przy dworcu kolejowym. Był to
stary, trzeciorzędny hotel, miał jednak tę zaletę, że blisko stąd było do zamku, w którym mieściło się mu-
zeum. O miejsce w reprezentacyjnym Beskidzie" było znacznie trudniej, a poza tym nie chcieli się tam
zatrzymywać, znając przyzwyczajenia Getlera, który wybierał zawsze najelegantsze hotele.
Po obiedzie poszli w kierunku muzeum. Już po kilku minutach dotarli do okazałego budynku stojące-
go w samym centrum miasta. Obeszli go dookoła, po czym wąską uliczką pnącą się w górę doszli przed
bramę. Stanęli przy dawnym murze obronnym. Z dołu dobiegał ich szum ulicznego ruchu.
A więc to tu zagadnął Wagner.
Kurt Braun stał w milczeniu, obserwując masywną brył? zamku. Najważniejsza część pracy zaczynała
się właśnie teraz. Zbieranie informacji, tysiące szczegółów, załatwianie najróżniejszych spraw często
niebezpiecznych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]