[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pannę Meikle irytował śmiech dobiegający z gabinetu doktora
Oakleya i odetchnęła z ulgą, gdy dziwaczne trio wreszcie sobie
poszło. Zamknęła drzwi za Jamesem, który wychodził ostatni, i
wróciła do gabinetu Robina.
- Czy przyjmie pan teraz pacjentów, doktorze?
- Tak, jeśli muszę, panno Meikle.
Panna Meikle zacisnęła usta. Co w niego wstąpiło? To niewątpli-
wie wpływ tych okropnych typów, z którymi ostatnio się zadawał.
Zrobił się taki niesolidny.
- Pani Wentworth-Brewster - doktor Oakley zaraz paniÄ…
przyjmie, a te tabletki, które pani będą potrzebne na wyjazd do
Włoch, odbierze pani u mnie przed wyjściem.
Stephen wrócił do Kolegium Magdaleny, żeby odpocząć przez
kilka dni. Przystąpił do sprawy przed zaledwie ośmiu tygodniami i
oto już dwie operacje Zespołu powiodły się nadspodziewanie.
Uświadamiał sobie, że musi uwieńczyć dzieło wyczynem, który na
długo po jego wyjezdzie przejdzie do legendy Oksfordu.
Jean-Pierre wrócił do swej galerii na Bond Street. W Ascot miał
wygłosić tylko jedną kwestię, co nie było nadmiernym wysiłkiem,
ale za to do drugiej części mistyfikacji oksfordzkiej przygotowywał
się solidnie ćwicząc po nocach przed lustrem swoją rolę.
James zabrał Anne na weekend do Stratfordu nad Avonem.
Royal Shakespeare Company nie zawiodła dając olśniewający spek-
takl "Wiele hałasu o nic". Po przedstawieniu poszli na spacer brze-
giem Ävonu i James oÅ›wiadczyÅ‚ siÄ™ Anne. Tylko królewskie Å‚abÄ™-
dzie słyszały jej odpowiedz. Brylantowy pierścionek, jaki zauważył
na wystawie u Cartiera czekajÄ…c, kiedy Metcalfe zajdzie do galerii
Jean-Pierre'a, jeszcze piękniej wyglądał na jej smukłym palcu. Ja-
nzesowi nic więcej nie trzeba było do szczęścia. Gdyby tak jeszcze
wpaść na jakiś pomysł i zaimponować tamtym trzem. Tej nocy mó-
wili o tym z Anne rozważając nowe i wcześniejsze projekty, lecz
nic z tego nie wynikło.
Ale pewien pomysł zaczął świtać w głowie Anne.
XIV
W poniedziałek rano James przywiózł Anne do Londynu i prze-
brał się w swój najwytworniejszy garnitur. Anne musiała iść do
pracy i nie dała się przekonać Jamesowi, żeby towarzyszyć mu w
Ascot. Czuła, że jego przyjaciele byliby niezadowoleni i podejrze-
waliby, że ją wtajemniczył.
Wprawdzie James nie zdradził jej szczegółów operacji w Monte
Carlo, ale znała każde posunięcie w zamierzonej akcji w Ascot i wi-
działa, że jest zdenerwowany. Tak czy owak zobaczą się tego wie-
czoru i do tej pory dowie się najgorszego. James miał przegraną
I54 I55
minę. Anne mogła się tylko pocieszać, że w tej sztafecie pałeczkę
najczęściej dzierżył Stephen, Robin i Jean-Pierre - ale pomysł, ja-
ki się jej krystalizował w głowie, na pewno zadziwi wszystkich.
Stephen wstał wcześnie i z podziwem oglądał w lustrze swoją si-
wiznę. Był to wynik kosztownych zabiegów, jakim się poddał wczo-
raj u fryzjera w magazynie Debenham. Ubrał się starannie wkłada-
jąc swój jedyny przyzwoity szary garnitur i jaskrawy niebieski kra-
wat w kratę. Strój ten zarezerwowany był na specjalne okazje, po-
czÄ…wszy od spotkania ze studentami uniwersytetu w Sussex, na ko-
lacji u ambasadora amerykańskiego kończąc. Nikt mu nie powie-
dział, że kolory gryzły się ze sobą, a garnitur był niemodny, za sze-
roko skrojony w kolanach i łokciach; dla Stephena był to szczyt
elegancji. Z Oksfordu pojechał do Ascot pociągiem, Jean-Pierre
przyjechał z Londynu samochodem. Spotkali się z Jamesem o jede-
nastej przed południem w pubie "Belvedere Arms", prawie milę
od toru wyścigów.
Stephen od razu zadzwonił do Robina, aby potwierdzić, że
wszyscy trzej są już na miejscu, i poprosił o odczytanie tekstu tele-
gramu.
- Pierwszorzędny. Jedz teraz na Heathrow i nadaj go punktual-
nie o pierwszej.
- Powodzenia, Stephen. Zniszcz tego drania.
Stephen wrócił do Jamesa i Jean-Pierre'a i oznajmił, że u Robina
wszystko gra.
- Ruszaj, James, i zawiadom nas natychmiast, gdy Harvey zja-
wi siÄ™ na horyzoncie.
James dopił butelkę Carlsberga i wyszedł. Kłopot polegał na
tym, że co krok spotykał znajomych i nie bardzo umiał im wytłu-
maczyć, dlaczego nie może się do nich przyłączyć.
Harvey zajechał na parking klubowy tuż po dwunastej swym bia-
łym Rollsem, który Iśnił jak reklama proszku "Persil". Bywalcy
wyścigów spoglądali na samochód z angielską wzgardą, którą Har-
vey brał za podziw. Poprowadził towarzyszących mu gości do swo-
jej loży. Uszycie jego najnowszego garnituru wymagało od Bernar-
da Weatherilla najwyższej sztuki krawieckiej. Czerwony gozdzik w
butonierce i kapelusz maskujący łysinę zmieniły Harveya nie do
poznania i James by go przeoczył, gdyby nie biały Rolls-Royce. Ja-
mes postępował w bezpiecznej odległości za małą grupką, póki
I56
Harvey nie znikł w drzwiach z napisem "Pan Harvey Metcalfe i
goście".
- Wszedł do loży - powiedział James.
- Gdzie jesteś? - spytał Jean-Pierre.
- Tuż pod nim, na dole, koło tego machera Sama O'Flaherty.
- Nie czepiaj się Irlandczyków, James - skarcił go Jean-Pier-
re. - Za minutkę będziemy u ciebie.
James spojrzał w górę na ogromne białe trybuny, które mogły
wygodnie pomieścić Io ooo widzów i skąd doskonale było widać
tor wyścigowy. Trudno mu się było skoncentrować na swym zada-
niu, gdyż przede wszystkim musiał unikać spotkania z krewnymi i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •