[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z ukłuciem zazdrości stwierdzam, że schudła. Rzeczywiście powinnam bardziej o siebie dbać i
mniej się objadać.
- Jestem o dwadzieścia lat za stara, aby to mogło być atrakcyjne.
- Nie wygłupiaj się. Jesteś piękna. Tylko ten siniak trochę cię oszpeca. Pomóc ci go zatuszo-
wać?
Delikatnie dotykam czoła, już prawie nie boli, ale pod palcami wyczuwam zgrubienie.
- Mówisz, że wyglądam, jakbym się starała o rolę w Nocy żywych trupów"?
Chloe obdarza mnie promiennym uśmiechem, po czym wykrzywia się szpetnie. Ma wspaniałe
długie rzęsy i piegi. Nie mogę zrozumieć, dlaczego jest sama. Każdy facet powinien marzyć o takiej
dziewczynie, o takiej żonie.
- Przyszłam prosto z pracy. Mam przy sobie wszystko, co potrzebne, i uwielbiam wyzwania.
- Nie wezmę tego za komplement - mówię i przysuwam sobie krzesło.
- Wyluzuj. Sprawię, że siniak zniknie szybciej niż jakikolwiek mąż. - Dolewa mi wina, po czym
zabiera siÄ™ do rozpakowywania kosmetyczki. Pewnie wybiera kosmetyki do charakteryzacji, a nie flu-
idy dla modelek o nieskazitelnej cerze.
- Tom uważa, że nie powinnam pić. Alkohol działa depresjogennie - odzywam się, sącząc wino.
- Powiedz mu, że jest lepszy niż psychotropowe zioła.
- Nie! Wyśle mnie na odwyk. Chloe szpera w swojej torebce.
- Dopóki pamiętam... Masz tu numer tej specjalistki od motywacji, którą malowałam w zeszłym
tygodniu. Napisała słynny poradnik o wiosennych porządkach w życiu albo jakiś tego typu nonsens.
Na gwałt potrzebuje florysty. Annette... Western, chyba. - Podaje mi karteczkę z imieniem i numerem
telefonu. - Nie wiem, czy przypadkiem dziwnym zbiegiem okoliczności nie ma czegoś wspólnego z
R
L
T
Andersonem. Nie powiedziałam jej, że jesteś żoną Toma, nie wiedząc, czy byś sobie tego życzyła.
Wspomniałam tylko, że znam geniusza od układania kwiatów.
- Dzięki. - Wpatruję się w kartkę. Annette. - To imię rzeczywiście brzmi znajomo. - Wsuwam
świstek do torebki. - Chyba nie powinnam przyjmować kolejnej klientki. Tom i tak już narzeka, że za
dużo na siebie biorę".
- Niech nie przesadza. - Chloe przewraca oczami. - To nadziana babka, doskonała klientka.
Z lubością popijam wino. Przepyszne.
- Może mogłaby mnie przerobić na idealną żonę za pomocą hipnozy. Wolałabym pójść na skró-
ty.
- Dobra, odchyl głowę, niech no ci się przyjrzę. - Chloe nabiera na pędzel gęsty beżowy pod-
kład i leciutko wciera go w siniec na moim czole. Zapada kojąca cisza. - Krzycz, jeśli zaboli.
- Auć!
- TrochÄ™ bólu nie zaszkodzi. À propos idealnych żon. Jak siÄ™ miewa moja stara psiapsióła Pam?
Widziałaś się z nią ostatnio?
- Z Perfekcyjną Pam? Tak, wpadłyśmy na siebie w przedszkolu Danny'ego. Jej syn, Ludo, też
tam chodzi. No i oczywiście, jako jedna z żon Andersona, była na przyjęciu w Ivy, o którym usiłuję
zapomnieć.
Chloe zaczyna chichotać. Wznieca chmurę pudru, od której zbiera mi się na kichanie.
- Ciągle zapominam, że się znacie.
- Od dawna. Kiedyś nie była nudną żoną z lat pięćdziesiątych.
- Obecnie smaży naleśniki, ma na podwórku ekskluzywne mebelki dla dzieci i nosi zakupy w
płóciennej torbie!
- Nawet mi nie mów. Obawiam się, że teraz, kiedy jesteś w mieście, nasze ścieżki znowu się
skrzyżują.
- Wspaniały pomysł! W przyszłą sobotę zaproszę was obie na herbatkę.
- Mam inne plany. - Zmieje się i kręci głową. - Będę myć włosy albo wybiorę się na zakupy.
Poszukam odpowiednich butów na gejowskie wesele na Ibizie.
Chloe często dostaje podobne zaproszenia. Ma więcej klasy w małym palcu niż ja w całym cie-
le.
- Zupełnie zapomniałam. A kieckę już masz?
- Kupiłam dziś po południu. W Matches. Złota. Do tego mocny makijaż. Dużo koloru, brokatu i
sztuczne rzęsy. I co z tego, że mam trzydzieści cztery lata?
- Też mi wiek.
- Otóż to! Rozwiedziona trzydziestolatka - dodaje gorzko, sięgając po swoją przepastną czer-
woną torebkę. Wyjmuje z niej coś złotego i błyszczącego jak papierek od cukierka. - Nie pozwolę się
R
L
T
żywcem pogrzebać. Odmawiam zmiany stylu na stonowaną elegancję tylko dlatego, że przekroczyłam
trzydziestkę. Patrz. - Potrząsa cekinami. Kreacja jest nieprzyzwoicie krótka.
- Gdyby Ikar był kobietą... - Wpatruję się w sukienkę jak zahipnotyzowana. Nigdy nie miałam
na sobie nic podobnego. - Może poćwiczysz na mnie ten wyzywający makijaż, korzystając z okazji, że
jestem odrobinÄ™ wstawiona?
- Odrobinę? Bełkoczesz, moja piękna.
- I dobrze! Biorę wolne od gotowania wykwintnych dań i prowadzenia bujnego życia towarzy-
skiego. Tom zapewne przyjdzie o dziesiątej tylko po to, żeby od razu położyć się spać. Nawet na mnie
nie spojrzy. Tak więc nie krępuj się, użyj mnie jako królika doświadczalnego. - Prostuję plecy i zamy-
kam oczy. - Wyobrażę sobie, że jestem Kate Moss w jej najbardziej dekadenckim wcieleniu. Przed-
stawienie czas zacząć!
- Nie pożałujesz. - Obie zaczynamy chichotać. Nastawiamy głośno muzykę. Chloe zabiera się
do pracy, wyjmuje najlepsze kosmetyki. Odsuwa na bok ciężkie podkłady i pudry. Na stole królują
teraz kolory. Połyskliwe zielenie, makowa czerwień, sztuczne rzęsy z brokatem na koniuszkach.
Otwieramy kolejną butelkę wina. Wreszcie Chloe odstępuje krok do tyłu, żeby podziwiać swoje dzieło.
- Wyglądasz zarąbiście! - śmieje się. - Teraz wkładaj kieckę. Chcę zobaczyć pełen efekt.
- No, nie wiem. - PatrzÄ™ z powÄ…tpiewaniem na skÄ…py ciuszek.
- Ubieraj się, do cholery. Muszę zobaczyć, jak makijaż komponuje się ze strojem. Nie marudz.
- Nie zmieszczÄ™ siÄ™.
- Zmieścisz się. - Nie zważając na protesty, podciąga do góry mój granatowy sweter.
Rezygnuję z oporu i zdejmuję dżinsy. Na szczęście sukienka jest dość elastyczna. Udaje mi się
w nią wcisnąć, choć nie noszę tego samego rozmiaru, co Chloe. Obciągam materiał na udach, ledwie
przysłania mi pośladki i eksponuje białe owłosione nogi.
- Boże, Chloe. Toż to obszyta cekinami chusteczka do nosa. Jesteś bezwstydną ekshibicjonistką.
- Nie. Po prostu singielką. Idz się przejrzeć w lustrze. - Ciągnie mnie do przedpokoju.
Wyglądam jak skrzyżowanie striptizerki z transwestytą.
- O Boże! - wrzeszczę.
- Mama! - rozlega się przerażony pisk z góry. Unoszę głowę. U szczytu schodów stoi zaspany,
wystraszony Danny.
- Gdzie jest mama? Mama? - szlocha.
- Skarbie, to ja - szczebioczę. - Obudziłyśmy cię? Przepraszam, słoneczko.
Zataczam siÄ™ w jego stronÄ™. Danny cofa siÄ™ ze strachem, szloch przechodzi w wycie.
Odwracam się na pięcie, słysząc zgrzyt klucza w zamku. Tom! Jeszcze na mnie nie patrzy, zaję-
ty rozmową. Boże. Goście. Dwóch mężczyzn w garniturach. Zamieram w bezruchu. Wszystko dzieje
R
L
T
się jakby w zwolnionym tempie. Tom odwraca się i wpada w osłupienie. Goście otwierają usta, ale nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]