[ Pobierz całość w formacie PDF ]

napotykacie tam tylko ogień i lód, pyl i gwiazdy. Ponieważ nie
chcecie uwierzyć, że przestrzeń jest cechą ducha."
- Tak jak czasoprzestrzeń? - zapytałem, ale przerwałem z
egzaltacją: Zmieniać! Powołaniem człowieka jest zmieniać i
tworzyć!
"I to zrozumieliście błędnie - odpowiedział. - Wy, tak jak my,
możemy zmieniać i tworzyć tylko siebie samych. Tak robią
wszystkie rozumne istoty we Wszechświecie, bo on sam bez
przerwy tworzy siebie. A wy zajęliście się tym, żeby przystosować
materię do swoich ciał i wyobrażając sobie, że jest to
przetwarzanie, nie zauważacie, że duch wasz pozostaje ten sam, że
umierają w nim te siły, z których wyłączną pomocą można
przeniknąć w rzeczywisty Wszechświat. Chociaż, pojedynczy
ludzie wiedzą o tym i spotykaliśmy ich między gwiazdami..."
- Nie wierzę! - krzyknąłem jeszcze była to moja ostatnia prawdo,
ale poczułem, że nic innego poza moim głosem we mnie nie
zaprzecza.
"Pozostawmy ten spór! - odezwał się drugi delfin: - Czy nie
znudziło się wam przebywanie na tym nędznym padole,
przyjaciele? Chodzcie, przespacerujemy się. Popatrzcie, jaka
piękna noc!".
- Myślę, że to ryzykowne, żeby jechał z nami już pierwszego
dnia powiedział tamten człowiek.
- Nie wierzę! - krzyknąłem jeszcze głośniej i otworzyłem oczy,
aby zobaczyć noc.
Ocean wdarł się z rykiem w moją międzygalaktyczną
nieskończoność, połknął ją i znów ogłuszony zostałem jego
rykiem i oślepiony blaskiem drogi do Księżyca.
- Wierzy Pan - powiedział człowiek, który stał na skale,
opromieniony blaskiem gwiazd.
Stał na krawędzi skały, a żywa masa, nie mająca początku i
końca przypłynęła do niego i leżała pokornie u jego stóp
- Teraz już uwierzy Pan do końca powiedział i ruszył w stronę
wody. Pózniej schylił się i usiadł.
Ukląkłem i rozpoznałem pod nim długie jak torpedy, lśniące
czernią ciała delfinów.
- Zaraz wrócę - powiedział.
Zamknąłem oczy i zacisnąłem pięści, ale w dalszym ciągu
czułem tylko chłód i twardość kamienia pod kolanami. Znów
spojrzałem. Tamten człowiek siedział z królewskim spokojem,
machał do mnie ręką i posuwał się jak Posejdon, z szybkością
torpedy, po białej drodze do Księżyca albo do Słońca, albo do
środka Wszechświata. Po białej drodze która łączyła obie części
oceanu.
- Nie wierzęęę! - wykrzyknąłem i pognałem w przeciwnym
kierunku, w stronę równiny, w stronę ciemności. Nie wierzęęę!
I biegłem, i krzyczałem, aż wybiegłem na szosę, po której
przyjechaliśmy. Była to twarda i nieruchoma jak skała szosa ludzi.
I prowadziła da blasku neonów, od którego jarzyło się niebo tam,
gdzie niżej leżało miasto...
Na drugi dzień, kiedy właśnie się obudziłem I pytałem sam
siebie, czy to możliwe, żeby czuć się tak zmordowanym od takich
snów, do pokoju wślizgnęła się ta ślicznotka, pokojówka, która
zaraz, jak tylko zatrzymałem się w hotelu, powitała mnie
niedwuznacznie obiecującym uśmiechem. Ale zdecydowałem, że
pokojówki z pewnością nie rozdają hotelowym gościom swych
względów bezpłatnie i dlatego z ważną miną odrzuciłem jej próby
spoufalania się ze mną.
- Ten list zostawił jakiś pan dzisiaj rano - zaćwierkała familiarnie
i wesoło. - A Pan ciągle śpi i śpi.
- My, turyści, zawsze jesteśmy bardzo zmęczeni - warknąłem.
- Tak, wy, turyści; zawsze jesteście bardzo zmęczeni - roześmiała
się. Chciałem jej odpowiedzieć coś nie grzecznie, ale zauważyłem
firmową kopertę hotelową i zawołałem zaniepokojony:
- Niech mi to Pani da!
Palce ledwo zdołały ją otworzyć tak mocno drżały, bo kto w tym
nieznanym mieście mógł do mnie pisać i kto wiedział, że jestem w
tym hotelu? Pózniej, po przeczytaniu, widocznie otworzyłem usta
lub musiałem sprawiać wrażenie przerażonego, bo dziewczyna
zapytała
- Co się stało? Zła wiadomość? Nie mogłem wydobyć z siebie
głosu, aby jej odpowiedzieć, tylko machnąłem ręką, żeby odeszła,
i zapamiętałem, że ona wyszła tak, jak wychodzi się z pokoju
śmiertelnie chorego. Znów przeczytałem list, który brzmiał:
"Drogi przyjacielu, dlaczego Pan nie zaczekał, bardzo się bałem
o Pana. Ale jak się teraz dowiedziałem, że Pan śpi, odetchnąłem.
Czy przypadkiem nie zrozumiał mnie Pan zle? Chciałem Panu dać
tylko oczywisty dowód na to, w co już Pan przedtem uwierzył.
Niech Pan teraz dobrze odpocznie, a jutro wieczorem znów
przyjdę, aby Pana zabrać do naszych wspólnych przyjaciół. Bo oni
mają Panu do powiedzenia tak dużo rzeczy! Pozdrawiam. Pański
X."
Wyskoczyłem jak oszalały z łóżka. Pański X! Pański X! Do
diabła, czyżby to wszystko było prawdą? Pozostałem oszołomiony
kilka sekund, potem skoczyłem do rzuconych na fotel spodni i
wyjąłem portfel. Było w nim jeszcze kilka banknotów, które z
trudem mogły starczyć na zapłacenie hotelu. Wyjeżdżać
natychmiast! Nawet bez podarunków dla żony! Natychmiast,
dopóki nie opanowało mnie całkiem jego szaleństwo!
Przeliczyłem je jeszcze raz i jeszcze raz. I liczyłem je, wymyślając
sobie:
- Kretyn skończony! Idiota! Naiwniak! Z tej idiotycznej historii
nie będziesz mógł nawet wycisnąć pieniędzy, które wydałeś na
taksówkę! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •