[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dojść do poważnych ekscesów.
Zafrasowany komendant podrapał się w głowę.
Rozumiem doskonale, że przy pomocy wojska nastąpiłby od
razu spokój. Ma się rozumieć, że pragnąłbym pomóc panu. Ale
niech pan pomyśli, jakie koszta powstaną, gdy zmobilizuję oddział
ludzi: Musimy przecież wysłać co najmniej trzy samochody ciężaro-
we i uzbroić je odpowiednio...
Ludwik wiedział, że ta sprawa będzie kosztować pieniądze, toteż
spytał bez ogródek:
Panie komendancie, na jaką sumę mam wystawić czek?
Komendant uśmiechnął się z zadowoleniem i wymienił po krót-
kim namyśle sumę. Ludwik wystawił czek na trochę wyższą kwotę.
Proszę bardzo. Reszta ma stanowić drobną gratyfikację dla
żołnierzy. Składam tę sprawę w pańskie ręce i liczę na to, że wyru-
szymy jak najprędzej.
Teraz wszystko już poszło gładko. Wkrótce trzy samochody cię-
żarowe pod wodzą oficera były gotowe do drogi.
Ludwik tymczasem posilił się już w swoim samochodzie. Pedro
zapakował mu obfitą przekąskę. Wyruszono do Armady. Tym ra-
zem nie w tak szybkim tempie; samochody ciężarowe jechały bardzo
powoli. Pan Ludwik poprosił młodego oficera, aby wsiadł do jego
auta. Po drodze udzielał mu rozmaitych wskazówek. Dał mu przy
176
176
tym do zrozumienia, że chętnie okaże mu swoją wdzięczność, jeżeli
sprawa obejdzie się bez rozlewu krwi.
Zapadał już zmrok, gdy samochody zaczęły się zbliżać do
Armady. Ludwik pojechał naprzód i zatrzymał się na folwarku. Ku
swemu przerażeniu zastał tern Pedra, który opowiedział mu, co się
stało.
Wczoraj wieczorem podpalili jeszcze garaż i dom służby. Cała
służba schroniła się na folwarku i opowiedziała mi o tym. Nie
potrzebujesz się jednak, panie, obawiać o pannę Dolores i młodego
panicza. Oni przebywają w chacie górskiej, tam są zupełnie bez-
pieczni zakończył Pedro swój raport.
Ludwik zwrócił się do oficera:
Widzi pan, że pomoc wojska była konieczna. Uprowadzono
nawet przemocą moją córkę, aby ją trzymać jako zakładniczkę.
Pedro opowiedział w dalszym ciągu, że w kopalni panuje zupełny
spokój. Ludzie nie przystąpili wprawdzie do pracy, ale tylko dlatego,
że nie mogą się jakoś zdecydować na pierwszy krok. Agitatorzy
chcieli jeszcze sprzedawać robotnikom wódkę w butelkach, lecz nie
doszło do żadnej transakcji. Administrator folwarku był dziś w ko-
palni i opowiedział mu wszystko.
Tych dwóch łajdaków trzeba koniecznie zaaresztować. Tak
samo szofera oraz sprawców porwania mojej córki. Muszą otrzymać
porządną nauczkę. Poza tym jednak przebaczę robotnikom, bo prze-
cież zostali tylko podburzeni przez tamtych. Ty, Pedro, możesz na
razie z twoją rodziną pozostać na folwarku. Gdy się wszystko uspo-
koi, przyślę po ciebie.
Panie, pozwól mi iść z tobą, może będę ci potrzebny po-
prosił Pedro.
Dobrze, chodz ze mną.
Samochody ruszyły w dalszą drogę i zatrzymały się dopiero
u wejścia do kopalni. Wszędzie panował, spokój, nie było widać
nikogo, tylko wszystkie lampy paliły się jeszcze. Urzędnicy z praw-
dziwą ulgą wyszli teraz ze swej kryjówki. Usłyszawszy gwizd syreny,
wszyscy posłusznie stawili się do kopalni. Nie było tylko Tommy'ego
i agitatorów. Norris i Durano znali jednak ich kryjówkę i powiedzie-
li panu, gdzie ich szukać. Ukrywali się oni w jaskini wyżłobionej
177
177
w skałach, a znajdującej się w pobliżu kopalni. Tam zaaresztowano
szofera i obydwu agitatorów. W jaskini znaleziono wielkie zapasy
alkoholu.
Pan Ludwik zaczął się dowiadywać, kto brał udział w porwaniu
i uprowadzeniu jego córki. Wymieniono mu nazwiska sprawców.
Zaaresztowano więc również tych ośmiu ludzi, w tej liczbie i Sama.
Sam nie powiedział ani słowa na swoją obronę. Wiedział, że mała
pani potrafi więcej zdziałać w jego sprawie niż on sam. Pozostali
robotnicy poprosili o przebaczenie i przyrzekli, że jutro rano stawią
się do pracy. Wszystko zostało więc załatwione pomyślnie i bez
rozlewu krwi.
Ludwik poprosił oficera, aby pozostał w jego domu; Pedo zaj-
mie się nim i jego ludzmi. On sam pragnie się dowiedzieć, co się
dzieje z jego córką i siostrzeńcem. Oficer zaproponował, że da
mu eskortę złożoną z kilku żołnierzy, lecz pan Ludwik podziękował
za to.
Niech pan pozwoli się wyspać swoim ludziom. Będę jednak
bardzo rad, jeżeli po powrocie zastanę pana u siebie.
Oficer przyrzekł mu to, a pan Ludwik ruszył w drogę. Zapadła
już noc, on jednak znał dobrze drogę, a przy tym dręczył go niepo-
kój o Janka i Dolo.
*
Młodzi narzeczeni spędzili dzień w dobrym nastroju. Janek i Do-
lo wyliczyli, że dopiero następnego wieczoru mogą się spodziewać
wiadomości. Oszczędzali swoje zapasy, aby im wystarczyły na dłużej.
Byli tak pochłonięci swoim szczęściem, że wystarczały im skromne
posiłki. Lękali się tylko bardzo o pana Ludwika.
O zmroku Janek przygotował dla Dolo posłanie z leśnej trawy.
Musiała się położyć i wyspać. Janek położył głowę na stole i chciał
czuwać, lecz i jego wkrótce zmorzył sen.
Tak zastał ich pan Ludwik, gdy przybył o brzasku do chaty.
Zajrzał przez okno do wnętrza, a na twarzy jego ukazał się uśmiech
ulgi. Chwała Bogu, są tutaj, nic im się nie stało. A więc jednak
Janek uwolnił Dolo.
178
178
Nie chciał im przeszkadzać. Sam czuł się również zmęczony
uciążliwą drogą i wszystkimi przejściami. Położył się więc przed
chatą na miękkiej trawie i po chwili zasnął.
Zbudziły go dopiero głosy w chacie. Z uśmiechem począł na-
słuchiwać. Usłyszał następującą rozmowę.
Dzień dobry, Dolo, czy dobrze spałaś?
Tak, Janku. Robię sobie nawet wyrzuty, że mogłam tak moc-
no spać, podczas gdy mój biedny Luteczek na pewno martwi się
o nas. Czy też powrócił już do Armady? I czy wszystko pomyślnie
załatwił?
Miejmy nadzieję, Dolo. Na wuja Ludwika można się zdać.
A jak ty spałeś, Janku? zapytała po chwili Dolo.
Doskonale. Nie spodziewałem się nawet, że będę spał tak
dobrze na twardej ławce. Teraz tylko bolą mnie trochę kości. A przy
tym jestem głodny jak wilk. Wstań moja mała, zabierzemy się do
śniadania.
Pan Ludwik zaśmiał się w duchu. Jak to dobrze, że Pedro
[ Pobierz całość w formacie PDF ]