[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy pytałem professora, co się z Angelem stało, odpowiedział:
Nemezys go dosięgła umarł w samą porę. Mówił to z takim
niedobrym uśmiechem, że mróz mi przeszedł po kościach. Pytałem w
duszy ze drżeniem, czy ta śmierć nie przypadła jakoś nadto w porę i czy
nie mistrz sam podjął się roli Nemezys? Może go posądzam
najniesłuszniej... może umyślnie rzucił podobne półsłowo, ażeby tylko
mnie nastraszyć? Bądz co bądz, takim to sposobem Hallucini uratował
swój sekret, a stracił reszty swojej swobody i ufności.
Ale proszę pana zapytałam dlaczegóż Hallucini sam nie wydał
dzieła o swoim odkryciu? Byłby tym sposobem najlepiej ugruntował
swoje prawa, jeżeli notabene je posiadał, bo i on może otrzymał ten sek-
ret od innych?
Nie myli się pani, otrzymał go od innych i wcale się z tym wyznaniem
nie taił. Czy go wyczytał w starych księgach, czy posłyszał od mistrzów,
co go sobie ustną tradycją podawali, tego nie określał wyraznie, ale nigdy
odkrycia nie podawał za własne i owszem bardzo szeroko się rozwodził
nad jego historią, bo ten wynalazek ma całą historię i dawne wieki
doskonale go znały, chociaż pod różnymi zasłonami.
Powiadasz pan przerwała pani Marta że dawne wieki to
wiedziały? Czemuż jednak, aż do dnia dzisiejszego, nigdy o czymś
podobnym nie słyszano?
Przepraszam panią, i bardzo słyszano. A czymże były magiczne
zwierciadła ?
Aha, prawda! zawołałyśmy obie z przyjemnym uczuciem osoby, co
w ciemnym labiryncie na koniec trafia na wyjście.
Ja jednak po chwili dodałam:
Ale tym sposobem to każde zwierciadło może być magiczne?
A, ma się rozumieć! potwierdził pan Cezary. Dawniejsi uczeni,
czyli, jak ich wówczas nazywano, czarnoksiężnicy, czarodzieje, dla
utrzymania sekretu pletli tłumom niestworzone bajki, tłumaczyli, że
zwierciadło powinno mieć takie a takie kształty, przejść przez różne
zaklęcia, ale między sobą śmieli się z tych fałszowanych recept i wiedzieli
doskonale, że magia leży nie w zwierciedle, ale w mechanicznym
przyrządzie, który na nie działa.
I dlaczegóż zagadnęła pani Marta ukrywali rzecz tak
nieszkodliwą a dla nauki użyteczną? Cóż im z tego ukrywania przyszło?
Bardzo wiele. Najprzód aureola nadprzyrodzonej potęgi, potem zysk
pieniężny. Wezmy nawet prostych kuglarzy, na czymże zależy ich
powodzenie? Na znajomości różnych drobnych sekrecików, których całą
wartość stanowi tajemnica. Gdyby publiczność raz się ich dowiedziała,
nikt by już nie chciał patrzeć ani, co gorsza, płacić za wejście do sali. Tak
samo z sekretem zwierciadlanym; gdyby raz go wprowadzono w
dziedzinę poważnej nauki, stałby się własnością wszystkich, każdy
mógłby sobie wywoływać przeszłość, odkrywać rzeczy ukryte, a wtedy już
po całej magii! Dopóki zaś spoczywa tylko w ręku wybranych jednostek,
cóż to dla nich za olbrzymie pole do wyzyskiwania ludzkiej ciekawości,
namiętności i uczuć! Od wieków, po wszystkich krajach zawsze słychać
było o guślarzach, czarownicach, znachorach, co umieli odnajdywać
rzeczy zaginione, odkrywać tajemnice familijne i polityczne, pokazywać
na żywe oczy nieboszczyków. Te wszystkie podania uchodzą dziś u ludzi
naukowych za baśnie, a jednak stare książki tak są nimi przepełnione,
tak solennie i urzędownie je stwierdzają, że człowiek rozsądny pyta w
końcu: czy podobna, aby całe wieki dały się oszukiwać? Otóż wynalazek
zwierciadlany pokazuje, że to wcale nie były oszukaństwa ani czcze
fantasmagorie, dziś widzimy, że można odnajdywać rzeczy zaginione, jak
Hallucini odnalazł testament, że można pokazywać nieboszczyków, jak
Hallucini
pokazał mi opiekuna i tylu innych, że można podpatrzyć tysiąc tajemnic,
których znajomość pozornie wygląda na czary...
Tak, moje panie, czarów nie ma, a raczej wszystkie czary są, ale
wszystkie dadzą się wytłumaczyć środkami czysto przyrodzonymi. Toteż
ludzie prawdziwie rozumni, ludzie genialni o niczym nie śmieją osta-
tecznie wątpić. Mędrek w swojej pysze kręci głową i mówi: Ponieważ nie
rozumiem, jakim sposobem to się mogło zrobić, więc nie mogło się
zrobić. Stój, mędrku! Zwiat się nie kończy na tobie. Czego ty ani twój
wiek nie rozumiecie, to może dla innych wieków stanie się tak jasnym i
powszednim, że każdy żak będzie to pojmował. O! człowiek wyższy bywa
zawsze pokornym; w granicach swojej wiedzy rozbiera i sądzi, ale poza
tymi granicami zawiesza sąd i czeka. Taki na przykład Goethe, który
przecież należy do najtrzezwiej szych myślicieli, i który pół życia
poświęcił naukom przyrodniczym, z jakąż on oględnością, z jakim
uszanowaniem wyraża się, ile razy przyjdzie mu potrącić o magię...
No, proszę pana przerwała pani Marta on przecie wiersze pisał,
to jemu wszystko wolno.
Tak, pani; ale w tych wierszach, w tej poezji czujemy wyraznie, że
czary nie są przedstawione jako proste zmyślenia; czujemy, że poeta do
pewnego stopnia sam w nie wierzy i tym najwięcej nas oczarowywa. Nie
próżno on do swego Fausta naczytał się tylu ksiąg magicznych; umysł
tak wielki nie mógł przeoczyć prawd, co się tam kryją pod rebusami i
allegoriami; jako wieszcz prawdziwy umiał zgadywać s e n s u k r y t y ,
nie wypowiedziane dopowiedzieć, a nawet zdaje
mi się, że więcej wiedział, niż powiedział... On i zwierciadlanej zagadki
się domyślał...
Skądże to pan wnosisz? zapytałam niepomału zdziwiona.
Z kilku obrazów zawartych w Fauście, w tej przepaścistej księdze, o
której sam Goethe mówił, że ludzie będą musieli dużo się namordować,
nim odgadną wszystkie sekreta, jakie tam pozamykał. Otóż najprzód, w
jaskini u Czarownicy, podczas kiedy Mefistofeles przyrządza ze starą
wiedzmą napój odmładzający, Faust zatrzymuje się przed wiszącym na
boku zwierciadłem i spostrzega w nim postać kobiecą; ta postać go
zachwyca, przykuwa, ta postać jest dla niego pierwszym objawieniem
piękności i miłości, owego das ewig Weibliche*,[das ewig Weibliche
(niem.) wieczna kobiecość.] co go kiedyś ma zbawić. A jednak w
jaskini oprócz ohydnej czarownicy nie ma żadnej innej kobiety; jest to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]