[ Pobierz całość w formacie PDF ]
walizkę. Nie zauważyła, że przez tłum przeciska się do niej wysoki mężczyzna.
Stanęła na miękkich nogach przy ławce - i nagle wszystko zawirowało jej w
oczach.
Poczuła znajomy zapach wody kolońskiej. W ostatniej chwili jakiś
mężczyzna ją podtrzymał. Osunęła się na jego tors. Straciła przytomność.
- Ianthe!
Słyszała swoje imię i znajomy głos, ale wydawało jej się to
niemożliwością. Nie mogła zmusić się do otwarcia oczu. Nie chciała się
przekonać, że nadal jest sama, a upragniony głos Lysandra to tylko złudzenie.
Słyszała jakieś słowa po grecku, potem po angielsku: czy można prosić o wodę.
Lysander!
Poczuła przyjemny zimny płyn na ustach i otworzyła oczy. Lysander!
Patrzyła na mężczyznę, bojąc się mrugnąć okiem, żeby ten piękny sen się
nie rozwiał. Widziała jak przez mgłę, jak zebrany tłum rozstępuje się. Mogła
zaczerpnąć powietrza. Potem zdała sobie sprawę, że Lysander klęczy przy niej.
- 90 -
- Co ty tu robisz?
Nie odpowiedział na pytanie. W jego oczach widać było zatroskanie i...
miłość.
- Jak się teraz czujesz? - zapytał z czułością, głaszcząc ją po włosach. -
Czemu stałaś tu w tym upale?
- Czekałam... czekałam na prom - wyjąkała.
W tym momencie nawet dla niej samej to, co chciała zrobić, nie miało
żadnego sensu.
Wiedziała tylko, że kocha tego mężczyznę ponad wszystko na świecie i
zadawała sobie pytanie, czy naprawdę zamierzała go opuścić.
- Dlaczego? Chciałaś wracać do Anglii, nawet się ze mną nie żegnając?
Czy tak mało dla ciebie znaczę, Ianthe? - Choć nadal trzymał ją w ramionach,
czuła, jak Lysander sztywnieje i odsuwa ją od siebie.
- Nie! Jest dokładnie na odwrót!
- Więc dlaczego?
- Bo... bo zachowałam się wczoraj wobec ciebie tak okropnie, że
myślałam, że już nie będziesz chciał mnie nigdy widzieć.
Lysander nie mógł się oprzeć, żeby jej nie przytulić. Przycisnął ją mocno
do siebie.
- Wszystko jest już dobrze, Ianthe. Rozumiem. Wiesz chyba, że nigdy
bym nie kazał ci zrobić niczego podobnego, gdybyś nosiła moje dziecko,
Ianthe? Nigdy.
- Wiem - szepnęła Ianthe.
- Gdybyś zaszła w ciążę, byłoby to dla mnie wielkie święto. Muszę ci
wyjaśnić jeszcze jedno. Usiądźmy. - Lysander wziął ją za rękę i posadził tuż
obok siebie na ławce. - Nie powiedziałem ci od razu o mojej rodzinie ani o tym,
czym się zajmuję, ponieważ moja pozycja, moje nazwisko, są na wyspie
doskonale znane, i często sprawiają, że staję się celem dla kobiet. Popełniłem
już raz w życiu katastrofalny błąd, nie domyślając się, dlaczego Marianna
- 91 -
chciała zostać moją żoną. Nie chcę zresztą mówić o tym związku. Zawsze trak-
towałem małżeństwo ze śmiertelną powagą, dlatego zgodziłem się, kiedy
poprosiła mnie o nową szansę. Marianna zaszła w ciążę. Wiedziałem, że nie
stanowimy pary, która mogłaby się razem zestarzeć, ale liczyłem na to, że
dziecko jakoś nas scali. Niestety Marianna miała wypadek samochodowy,
zaczęła przedwcześnie rodzić. Umarli oboje...
- Bardzo mi przykro, Lysandrze. To straszne, przez ile musiałeś przejść. -
Ianthe była zszokowana i dopiero teraz zaczynała go w pełni rozumieć.
Lysander milczał przez dłuższą chwilę. Wiedział, że Ianthe jest
niezwykła. Zupełnie inna niż zmarła żona - uczciwa, uczuciowa, bezintereso-
wna. Byłby głupi, gdyby pozwolił jej odejść.
- Ianthe, zostań ze mną w Grecji.
- Ale...
- Nie proszę cię o to, żebyś została tu na wakacje. Chcę prosić cię, żebyś
za mnie wyszła.
- Wyszła za ciebie?
Jej oczy zaokrągliły się ze zdziwienia i radosnego pomieszania.
- Czy to jest dla ciebie aż tak trudne do wyobrażenia?
- Nie, wręcz przeciwnie. Po prostu kompletnie mnie zaskoczyłeś,
Lysandrze! - Ianthe objęła go i mocno przytuliła. Ale na jej czole pojawiła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]