[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niż stare wspomnienia wypływające na wierzch. To ostrzeżenie. Nawet jeśli wizje zanikną,
niebezpieczeństwo, przed którym ostrzegają, ciągle gdzieś będzie.
- Czy nie zrobiłeś już dość? - zapytała Bastila podniesionym głosem. - Ocaliłeś Republikę
przed Mandalorianami. Ocaliłeś Republikę przed Malakiem. W zamian zniszczono ci tożsamość, a
Rada skazała cię na ostracyzm. Poświęciłeś już aż za wiele. Masz pełne prawo dożyć swoich dni w
spokoju!
- Jeżeli ja czegoś nie załatwię, nikt inny tego nie zrobi - powiedział, kręcąc głową.
- I co z tego? Najwyżej nie zrobi. Nieważne, jakie zło czai się w Nieznanych Regionach.
Może się nie pokazać przez dziesiątki lat, aż oboje będziemy starzy i siwi. Mamy okazję
szczęśliwie przeżyć resztę życia. Chcesz zaryzykować utratę tego wszystkiego?
Revana kusiło, żeby przyznać jej rację. Tak łatwo byłoby udawać, że wszystko jest w
porządku, i po prostu żyć dalej w błogiej ignorancji, jak biliony innych mieszkańców galaktyki. Ale
w rozumowaniu Bastili był jeden błąd.
- Nie robię tego dla Republiki - wyjaśnił. - Ani dla ciebie. Nie robię tego nawet dla siebie.
Robię to dla naszego dziecka i jego dzieci. My możemy nie dożyć zbliżającej się grozy, ale one tak.
- Objął ją mocniej. - Musimy chronić Republikę dla nich. Musimy zaryzykować utratę własnego
szczęścia, żeby one mogły mieć życie, jakiego myśmy nie osiągnęli.
Bastila nie odpowiedziała. Oparła się tylko o niego, kładąc głowę na jego ramieniu.
Zrozumiał, że żona się z nim zgadza.
- To kiedy ruszamy? - zapytała po dłuższym milczeniu.
- Nie możesz jechać ze mną - sprzeciwił się łagodnie Revan. - Co będzie, jeśli coś znajdę na
Rekkiad? Jakąś wskazówkę związaną z moją przeszłością? I jeśli zaprowadzi mnie to głębiej w
Zewnętrzne Rubieże? Albo nawet w Nieznane Regiony? Może nas nie być całymi miesiącami albo
i dłużej. Naprawdę chcesz urodzić nasze dziecko na jakiejś niezamieszkanej planecie na skraju
galaktyki? I co wtedy zrobimy? Jak w takich warunkach zadbać o niemowlę? Nie zaryzykuję życia
naszego dziecka. I wiem, że ty też nie.
Bastila przycisnęła lekko dwa palce do jego warg.
- Jeśli powiem, że masz rację - wyszeptała - to się wreszcie zamkniesz?
Skinął głową w milczeniu.
- Znam lepsze sposoby na spędzenie ostatniej nocy przed twoim odlotem niż gadanina -
wyjaśniła mu Bastila.
Revan zgadzał się z nią w całej rozciągłości.
Bastila odprowadziła Revana i T3-M4 do portu kosmicznego. Canderous był już na miejscu;
właśnie ładował zapasy na pokład  Mrocznego Jastrzębia .
Ten statek dobrze służył Revanowi podczas jego polowania na Dartha Malaka. Wcześniej
przechodził z rąk, do rąk długiej listy przemytników i piratów; był jednym z najszybszych statków
w galaktyce. Był dość duży, by komfortowo pomieścić ośmioosobową załogę - nawet z zapasami i
ładunkiem na pokładzie - ale w razie potrzeby mogła go pilotować jedna osoba.
Teoretycznie  Mroczny Jastrząb nadal należał do Davika Kanga, wpływowego gangstera z
Taris. Ale nie było szans, by Davik upomniał się o swoją własność: od dawna już nie żył, a jego
ciało przykryły ruiny Taris, gdy Malak rozkazał zbombardować planetę-miasto z orbity.
- Uważaj na siebie - poprosiła Bastila.
- Zawsze to robię - odparł z uśmiechem, wycierając jej łzę z kącika oka.
Nie musieli mówić nic więcej. Pożegnali się już poprzedniej nocy. Lata treningu Jedi, jakie
miała za sobą Bastila, sprawiały, że nie czuła się komfortowo, publicznie okazując emocje, ale
mimo to wspięła się na palce i pocałowała Revana mocno w usta. Potem odwróciła się i szybko
opuściła port kosmiczny.
Canderous uniósł z zaciekawieniem brew, ale był dość dyskretny, by nie zapytać, czemu z
nimi nie leci.
W milczeniu skończyli ładować statek. Dwadzieścia minut pózniej  Mroczny Jastrząb
wystartował.
ROZDZIAA 8
Pomarańczowe słońce Bosthirdy szybko zniżało się ku zachodowi.
Ukryty w cieniu zalegającym wąską uliczkę dzielnicy magazynowej na obrzeżach Jerungi,
stolicy planety, Scourge patrzył, jak znikają ostatnie promienie światła. Z nastaniem ciemności
włączyły się wyposażone w fotodetektory lampy uliczne, napełniając całą dzielnicę bladożółtym
blaskiem.
Choć niezbyt jasne, sztuczne oświetlenie zupełnie wystarczało, by Lord Sithów wyraznie
widział dwupiętrowy budynek po przeciwnej stronie ulicy. Na zewnątrz budowli nie było nic, co
mogłoby wskazywać, że jest ona kryjówką separatystów. %7ładnych automatycznych działek na
dachu, żadnych strażników wokół. Bramy załadunkowe były zrobione ze zwykłej durastali, a nie ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •