[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jak pani myśli, czyja? - zapytał Poirot.
- Najpewniej Lucii. To nie mogła być sukienka Barbary, ponieważ ona siedziała tuż obok mnie,
tutaj.
- Dziwne - mruknął Poirot w zamyśleniu.
- To naprawdę już wszystko - zakończyła panna Amory. - Czy mogę teraz otworzyć oczy?
- Och tak, oczywiście, mademoiselle. Kto nalewał kawę sir Clau-dowi? Pani?
- Nie. Lucia.
- Kiedy dokładnie to było?
- Najpewniej zaraz po naszej rozmowie na temat tych strasznych lekarstw.
- Czy pani Amory sama zaniosła kawę sir Claudowi? Karolina zastanawiała się przez chwilę.
- Nie... - powiedziała w końcu.
- Nie? - zapytał Poirot. - A zatem, kto to zrobił?
- Nie wiem... nie jestem pewna... chwileczkę. Och, tak, teraz sobie przypominam! Filiżanka z
kawą sir Clauda stała na stole koło filiżanki Lucii. Zapamiętałam to, gdyż pan Raynor chciał
zanieść sir Claudowi kawę do gabinetu, ale Lucia zatrzymała go, mówiąc, że wziął niewłaściwą
filiżankę - to było bardzo niemądre, gdyż w obydwu filiżankach kawa była dokładnie taka sama
- czarna, bez cukru.
- A zatem - zauważył Poirot - to monsieur Raynor zaniósł kawę sir Claudowi?
- Tak... to znaczy, chyba... nie, racja, Richard wziął od pana Raynora filiżankę, gdyż Barbara
chciała z nim zatańczyć.
- Och! Monsieur Amory zaniósł więc kawę swojemu ojcu.
- Tak, dokładnie tak było - potwierdziła panna Amory.
- Ach! - zawołał Poirot. - Proszę mi powiedzieć, co robił przedtem pan Amory? Tańczył?
- Och, nie. Porządkował lekarstwa. No wie pan, wkładał je z powrotem do pudełka.
- Rozumiem. Sir Claud wypił kawę w swoim gabinecie?
- Chyba zaczął - wspominała Karolina. - Ale wrócił tu z filiżanką w ręku. Pamiętam, jak
narzekał na smak kawy, twierdząc, że jest gorzka. Ale zapewniam pana, monsieur Poirot, że to
była wyśmienita kawa. Specjalna mieszanka, którą osobiście zamówiłam w sklepie armii i
marynarki w Londynie. Zna pan chyba ten wspaniały dom
towarowy na Victoria Street. Jest tak dogodnie położony, niedaleko stacji kolejowej. Zawsze...
Urwała, gdyż otworzyły się drzwi i wszedł Edward Raynor.
- Przeszkadzam? - zapytał. - Najmocniej przepraszam. Chciałem pomówić z monsieur
Poirotem, ale mogę przyjść pózniej.
- Nie, nie - rzekł detektyw. - Już skończyłem torturowanie tej biednej damy!
Panna Amory wstała.
- Obawiam się, że nie dostarczyłam panu żadnych użytecznych informacji - przepraszała,
kierując się do drzwi.
Poirot wstał i wyprzedził ją.
- Powiedziała mi pani bardzo dużo cennych rzeczy, mademoiselle. Być może nawet pani sama
nie zdaje sobie sprawy, jak wiele - zapewnił Karolinę, otwierając przed nią drzwi.
XIII
Odprowadziwszy pannę Amory, Poirot zajął się Edwardem Rayno-rem.
- A teraz, monsieur Raynor - rzekł, wskazując sekretarzowi krzesło - posłuchajmy, co też ma mi
pan do powiedzenia.
Raynor usiadł i spojrzał z powagą na detektywa.
- Pan Amory właśnie przekazał mi wiadomość o przyczynie śmierci sir Clauda. To niesłychane,
monsieur.
- Czy to było dla pana szokujące? - zapytał Poirot.
- Oczywiście. Nigdy bym czegoś takiego nie podejrzewał. Poirot zbliżył się do Raynora i
wręczył mu znaleziony przez siebie klucz, obserwując z uwagą jego reakcję.
- Widział pan już kiedyś ten klucz, monsieur Raynor? - zapytał. Raynor zdziwiony obracał
klucz w ręku.
- Wygląda to na klucz od sejfu sir Clauda - zauważył. - Ale słyszałem od pana Richarda
Amory'ego, że klucz sir Clauda znajduje się na swoim miejscu, na łańcuszku. - Zwrócił go
Poirotowi.
- Tak, to jest klucz od sejfu w gabinecie sir Clauda, ale tylko duplikat - poinformował go
detektyw, dodając wolno, z naciskiem. - Duplikat, który leżał na podłodze koło krzesła, na
którym wczoraj wieczorem pan siedział.
Raynor popatrzył na Poirota niezmieszany.
- Myli się pan, jeżeli sądzi, że to ja go upuściłem - oznajmił. Poirot obrzucił go badawczym
spojrzeniem, po czym skinął głową, zadowolony.
- Wierzę panu - powiedział. Podszedł szybkim krokiem do kanapy i usiadł, zacierając ręce. - A
teraz do roboty, monsieur Raynor. Był pan zaufanym sekretarzem sir Clauda, nieprawdaż?
- Zgadza się.
- Wiedział pan zatem dużo o jego pracy?
- Tak. Mam pewne przygotowanie naukowe i niekiedy pomagałem mu w doświadczeniach.
- Czy wie pan o czymś, co mogłoby rzucić trochę światła na tę nieszczęsną sprawę? - zapytał
Poirot.
Raynor wyjął z kieszeni list.
- Mam tylko to - odparł. Wstał, podszedł do Poirota i wręczył mu list. - Moim zadaniem było
między innymi otwieranie i porządkowanie korespondencji sir Clauda. To przyszło dwa dni
temu.
Poirot odczytał na głos: -  Hodujesz żmiję na swoim łonie". Aonie? - powtórzył, odwracając się
w stronę Hastingsa, po czym czytał dalej: -  Strzeż się Selmy Goetz i jej dzieci. Twój sekret się
wydał. Miej się na baczności". Podpisane:  Obserwator". Hnim, bardzo barwne i dramatyczne.
Hastings, to ci się spodoba - powiedział Poirot, podając list przyjacielowi.
- Czy wolno wiedzieć, kim jest ta Selma Goetz? - zapytał Edward Raynor.
Poirot, rozsiadając się wygodnie na kanapie i składając razem koniuszki palców, oświadczył:
- Chyba mogę zaspokoić pańską ciekawość, monsieur. Selma Goetz była najsłynniejszym
międzynarodowym szpiegiem, jakiego znał świat. Na dodatek była to bardzo piękna kobieta.
Pracowała dla Włoch, Francji, Niemiec i na koniec, jak sądzę, także dla Rosji. Tak, Selma
Goetz była niezwykłą kobietą.
Raynor postąpił krok do tyłu i zapytał krótko:
- Była?
- Nie żyje - powiedział Poirot. - Zmarła w listopadzie w Genui. - Zabrał list Hastingsowi, który
z zakłopotaną miną kręcił głową.
- A zatem ten list musi być prowokacją - wykrzyknął Raynor.
- Tak się zastanawiam - mruknął Poirot. - Jest tam napisane:  Selma Goetz i jej dzieci". Selma
Goetz miała córkę, monsieur Raynor, bardzo piękną dziewczynę. Po śmierci matki wszelki
słuch o niej zaginął. - Schował list do kieszeni.
- Czy to możliwe, żeby... - zaczął Raynor.
- Tak? Chciał pan coś powiedzieć, monsieur? - zachęcił go Poirot.
Zbliżając się do detektywa, Raynor przemówił z zapałem:
- Włoska pokojówka pani Amory. Bardzo ładna dziewczyna, Lucia przywiozła ją ze sobą z
Włoch. Nazywa się Vittoria Muzio. Czy to możliwe, żeby była córką Selmy Goetz?
- Ach, to jest jakiś pomysł. - Wydawało się, że Poirot jest pod wrażeniem.
- Pozwoli pan, że ją tu przyślę - zaproponował Raynor, zbierając się do wyjścia.
Poirot wstał.
- Nie, nie, chwileczkę. Przede wszystkim nie powinniśmy budzić w niej podejrzeń. Najpierw [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •