[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z szuflady biurka wyjął kopertę. Była otwarta.
Proszę powiedział pan Watson. Otworzyłem ją, byłem zbyt ciekaw. Nie zro-
zumiałem ani słowa.
Jupiter wziął kartkę, przeczytali ją razem z Pete em. Zawierała następującą treść:
Wez motylkowi, zabij jego przyjaciela Mowi.
Z pewnością numer pierwszy.
Odczuwasz niepokój? Odtrąć nie i zgódz się na tak.
Udajesz się w podróż, o co każdy pyta?
Nie chwila, nie dzień, nie miesiąc, nie rok.
Dzwoni? Buczy? Bzyczy? Prawie, ale niezupełnie.
Czyż to nie śliczna wiadomość? spytał pan Watson, kiedy czytali. Próbowałem
rozszyfrować, co ona oznacza, ale nie doszedłem do niczego. Nigdy nie znałem przyja-
ciela Berta o imieniu Mowi. Brzmi to tak, jakby chciał, żeby zabić Mowi bronią którą ma
motylek zaśmiał się. Daj to każdemu, kto przyjdzie i spyta o wiadomość na-
pisał. Ponieważ wy przyszliście, wam ją daję. Nawiasem mówiąc, nie mam zielonego po-
jęcia, kim jesteście.
Och, przepraszam. Oto nasza wizytówka Jupiter podał mu ją troszkę zmie-
szany. Pan Watson przestudiował karteczkę uważnie, po czym wymienił z chłopcami
uścisk dłoni.
Miło mi was poznać powiedział. Jeśli interesujecie się Bertem Zegarem,
może chcielibyście posłuchać któregoś z jego starych słuchowisk radiowych? Może
tych, które robiliśmy razem? Na przykład tego, które zaczyna się jego krzykiem. Mroził
krew w żyłach. Za każdym razem krzyczał inaczej. I co za akcja! Nie piszą teraz takich
widowisk dla telewizji. Wszystkie te pudełka z taśmami, które tu widzicie, zawierają słu-
chowiska, które robiliśmy z Bertem Zegarem.
Dla Pete a i Jupitera była to kusząca propozycja. Wiedzieli, że niektóre stare słucho-
wiska były bardziej intrygujące niż to, co obecnie pokazuje telewizja. Nie mieli jed-
43
nak wiele czasu. Wrócili do samochodu, zastanawiając się nad zagadkową wiadomo-
ścią. Jupiter poprosił Worthingtona o odwiezienie ich do składu, pózniej zwrócił się do
Pete a:
Mam nadzieję, że Bob i Harry będą na miejscu, kiedy dojedziemy. Jeśli im także
udało się uzyskać jakieś wiadomości, złożymy je wspólnie i spróbujemy je rozszyfro-
wać.
Jednakże Boba i Harry ego nie było w Kwaterze Głównej w każdym razie nie
w Kwaterze Głównej Trzech Detektywów. Byli natomiast w Głównej Komendzie Policji
Rocky Beach. Policjant, który aresztował Harry ego za przekroczenie szybkości, prowa-
dził ich do biura komendanta Reynoldsa.
Komendant powiedział, że cię zna rzekł policjant do Boba. Ale nie myśl, że
ujdzie wam to na sucho. Takie jeżdżące po wariacku dzieciaki są zagrożeniem dla po-
rządnych obywateli.
Wprowadził ich do pokoju, gdzie komendant Reynolds, potężnie zbudowany męż-
czyzna, siedział za dużym, pokrytym papierami biurkiem. Podniósł głowę i powie-
dział:
Bob, przykro mi widzieć cię tutaj. To, co usłyszałem od porucznika Zeberta, wy-
gląda dość poważnie. Urządzanie wyścigów po górach mogło się skończyć dla was obu
tragicznie, stanowiło też zagrożenie dla innych osób.
Przepraszam, panie komendancie powiedział Bob. Myśmy nie urządzali wy-
ścigów. Byliśmy ścigani przez drugi samochód. Dopadł nas, a kiedy pojawił się porucz-
nik Zebert, uciekł.
Zcigani, co? oficer uśmiechnął się drwiąco. Szkoda, że nie widział pan, sze-
fie, jak brali te wszystkie zakręty, a potem pędzili w dół Mountain Road. Gdyby ktoś je-
chał z naprzeciwka, zabilibyście się wszyscy.
Dlaczego ktoś miałby was ścigać? zapytał komendant Reynolds. Nie podej-
rzewał chyba, że macie przy sobie dużo pieniędzy.
Jesteśmy na tropie wyjaśnił Bob. Prowadzimy dochodzenie w sprawie ta-
jemniczego zegara.
Tajemniczy zegar! wykrzyknął porucznik Zebert. Słyszał pan coś podob-
nego?
To prawda upierał się Bob. Tropiliśmy raz zielonego ducha, komisarzu,
pamięta pan? Prosił nas pan wtedy o pomoc. Nas, to znaczy Jupitera Jonesa, Pete a
Crenshawa i mnie. Mówił o sprawie, w której komendant Reynolds, jak sam twier-
dził, był zupełnie zbity z tropu.
To prawda przyznał Reynolds. Powiedzcie, gdzie jest ten zegar i co w nim
jest takiego tajemniczego.
Został w samochodzie odparł Bob. Jeżeli pozwoli nam pan go przynieść, po-
44
każemy, dlaczego jest niezwykły.
Zwietnie! zgodził się komendant. Poruczniku Zebert, proszę przynieść tutaj
zegar.
Jest na przednim siedzeniu, w torbie zamykanej na zamek błyskawiczny wytłu-
maczył Bob i oficer wyszedł.
Wiesz, że chcę ci wierzyć powiedział komendant, kiedy czekali. Ale mamy
tyle wykroczeń związanych z lekkomyślną jazdą nastolatków, że musimy coś z tym zro-
bić. No, jest porucznik Zebert. Znalezliście zegar?
Oficer potrząsnął głową.
Nie, tam nic nie ma odrzekł. Przednie siedzenie jest puste. Ani zegara, ani
torby, nic.
Bob i Harry spojrzeli na siebie.
Och, nie! Skradziono zegar! wykrzyknął Bob.
ROZDZIAA 12
Pytania bez odpowiedzi
Ciekaw jestem, co ich zatrzymuje zastanawiał się Pete, podczas gdy Jupiter
pochylony nad karteczką od pana Watsona siedział przy biurku w Kwaterze Głównej.
Wyjrzę na zewnątrz.
Podszedł do kąta, gdzie z dachu schodziła cienka rura od pieca. Jupiter zbudował
z niej peryskop, nazwał go Wszystkowidzącym. Ponieważ wokół przyczepy leżała sterta
różnego rodzaju złomu, osłaniając ją od świata zewnętrznego, Wszystkowidzący był
niezbędny, by mogli widzieć, co dzieje się wokół. Pete spojrzał przez peryskop i zauwa-
żył samochód Harry ego, wjeżdżający właśnie na podwórko. Kilka minut pózniej roz-
legło się umówione stukanie w klapę prowadzącą do Tunelu Drugiego. Pete podniósł
klapę i Bob z Harrym, wyglądający na dość znękanych, wspięli się na górę.
Macie jakieś wiadomości? zapytał Jupiter.
Tak odpowiedział Bob, ale minę miał nieszczęśliwą.
Jupiter rzucił mu ostre spojrzenie.
Zgubiłeś zegar?
Został skradziony! wybuchnął Harry. Z samochodu zaparkowanego przed
komendą policji.
Co wyście robili na policji? zdziwił się Pete. Czy wpadliście na coś, z czym
nie mogliście sobie poradzić?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]