[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to trzy- lub czterokrotnie drożej.
Constance milczała. Nie chciała wierzyć słowom Slatera, lecz kilka razy ojcu wyrwało
się to i owo w jej obecności. Ale kochała go, gdyż był wspaniałym ojcem. Po śmierci matki
otoczył ją troskliwą opieką. Nie dało się jednak ukryć, iż wzorem obywatela raczej nie był.
- Na ostatnią wyprawę zabrał szczególnie ciężki ładunek - ciągnął Slater - przeważnie
małe, kieszonkowe kalkulatory, bardzo popularne w Meksyku. Kiedy statek zatonął,
wszystko poszło na dno.
Constance wciąż czekała, aż Slater przejdzie wreszcie do sedna sprawy.
- W tym wraku utonęło dwadzieścia lub trzydzieści tysięcy dolarów. Tak się składa,
że połowa tych pieniędzy należy do mnie. Byłem partnerem twojego staruszka w tej
transakcji. Kalkulatory leżą sobie teraz na dnie w wodoodpornym pojemniku, a ja nie
zamierzam stracić mojego udziału. Wydobędę wrak i odzyskam towar. A ty mi w tym
pomożesz.
Jego głos o południowym akcencie zabrzmiał teraz groznie.
- Ty oraz ten wieloryb, Fluke, czy jak go tam nazywasz. I co ty na to, Constance?
Pomożecie mi?
Constance dobrze rozważyła słowa, zanim odpowiedziała. Była przekonana, że z
punktu widzenia prawa amerykańskiego, ojciec nie popełnił przestępstwa. Wywożenie za
granicę kieszonkowych kalkulatorów oraz magnetofonów nie było zabronione, o ile zostały
kupione legalnie. Jeśli Slater próbował ją szantażować, grożąc ojcu kłopotami z policją, to
tracił jedynie czas. Władze meksykańskie też niewiele mogły zrobić, skoro nie przyłapały jej
ojca na gorącym uczynku.
Problem polegał jednak na tym, że kapitan Carmel, w swojej niefrasobliwości, nie
zauważył, że wygasło ubezpieczenie łodzi. Nie zadbał też o własne ubezpieczenie i teraz
każdy dzień pobytu w szpitalu kosztował go setki dolarów. Gdyby Constance pomogła w
wydobyciu towarów z wraku łodzi, ojciec odzyskałby swój udział. Mając dziesięć tysięcy
dolarów, mógłby z powodzeniem uregulować wszystkie zaległe rachunki za szpital. A poza
tym, nie robiłaby niczego niezgodnego z prawem. Nie lubiła Slatera. Jej niechęć rosła z każdą
minutą spędzaną z tym człowiekiem. Ale w końcu, co szkodziło wykonać dla niego tę pracę?
- No i zgodziłam się - zakończyła swoją opowieść Constance, podjeżdżając na
wzgórze. - Tak się właśnie sprawy mają. Próbuję przygotować Fluke'a do odnalezienia wraku.
Jupe przez cały czas nie powiedział ani słowa. Wreszcie mruknął:
- A więc po to były te pasy, ta obroża, którą nałożyłaś Fluke'owi na głowę.
Przymocujesz do nich kamerę. Wieloryby potrafią przecież nurkować głębiej i szybciej niż
jakikolwiek nurek. Fluke będzie mógł penetrować dno oceanu szybko i dokładnie, a kamera
na jego głowie być może zarejestruje miejsce, w którym osiadł wrak.
Constance uśmiechnęła się.
- Wiesz, że jesteś całkiem bystry. W każdym razie jak na człowieka.
Jupe też się roześmiał.
- Nie wszyscy mogą być tak inteligentni jak wieloryby.
- No, dobrze. - Constance popatrzyła na Jupe'a przyjaznie. - Teraz chyba twoja kolej.
Może zechcesz wyjawić, czemu tak interesujecie się Flukiem? Czy prowadzicie jakieś
dochodzenie?
Jupe pomyślał o anonimowym telefonie i studolarowej ofercie. Pragnął odwzajemnić
Constance jej szczerość, a poza tym nie sądził, by mówiąc jej prawdę, mógł komukolwiek
zaszkodzić.
- Mamy klienta. Nie mogę podać jego nazwiska, ponieważ sami go nie znamy.
Zaoferował nam całkiem pokazną sumę za odnalezienie wieloryba i przetransportowanie go z
powrotem do oceanu.
- Do oceanu? - zdumiała się Constance. - Ale dlaczego? Po co?
- Tego nie wiem. A przynajmniej, jeszcze nie wiem.
- No cóż, wykonaliście już połowę zadania, odnalezliście Fluke'a. - Constance
zatrzymała samochód przed wystawnym domem Oskara Slatera. - To może teraz mi
pomożecie?
- Oczywiście - odparł Bob. - Co możemy dla ciebie zrobić?
- Czy nurkowaliście kiedykolwiek?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]