[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapałem dziewczętom i facetom, którzy go otaczali, i pozostawać w pobliżu Raiły. Muzyka
pędziła naprzód w tempie mogącym wywołać atak serca, dopóki na chwilę przed północą nie
zabrzmiała przyjemna melodia grana na pianinie. Jakby to był sygnał, skinheadzi ukłonili się
sobie i połączyli się w pary. Raiły odnalazła Jamesa, dygnęła przed nim, złapała go za ręce.
- Ale numer - powiedział James.
- To Doiły Parton - wyjaśniła Raiły. - To Herę You Come Again . Ja poprowadzę.
James poruszał niezdarnie stopami, rumieniąc się. Muzyka była rozkoszna, cekiny Raiły
absurdalne. To szaleństwo, pomyślał.
- Half Stack puszcza to co piątek o północy - dodała Raiły. - To tradycja w Minotaurze.
James naśladował kroki Raiły. Obracała go w walcu. Wszędzie wokół nich pary -
mężczyzni z mężczyznami, mężczyzni z kobietami, kobiety z kobietami - zataczały
eleganckie łuki. Gwałtowniejsze ruchy jak na razie zniknęły. Kilkoro z nich przy tym
śpiewało. Byli ubrani w podarte skóry i mieli okropnie poprzekłuwane ciała, ale mrugali do
Jamesa, jakby był nowym rekrutem.
- To szaleństwo - szepnął James.
Raiły opierała swój policzek o jego twarz. Przernierzał cały parkiet pod jej kierunkiem.
- To tradycja - powiedziała.
James tańczył dalej. Nie pytał Raiły, gdzie ostatnio była, nie pytał jej o Patricka. Tańczył
i wdychał zapach jej włosów. Na jej policzku była kropelka potu. Blizniacze guzy za jej
uszami znajdowały się tylko parę centymetrów od niego.
- Ciągle o tobie myślę - szepnął James.
- Już prawie północ - zauważyła Raiły. - Szczęśliwego Nowego Roku.
- Czy mnie słyszałaś ? Ja... ciągle o tobie myślę. Raiły odsunęła się od niego i spojrzała
mu w oczy.
- Więc pocałuj mnie, głuptasie. Piosenka prawie się skończyła. James przechylony do tyłu
pocałował Raiły, której twarz unosiła się nad jego głową. W czasie tego udanego - nie
wspaniałego - pocałunku lekko zetknęły się ich języki i mocno stuknęły o siebie ich przednie
zęby. Taniec dobiegł końca i James się zarumienił, czekając, aż się dowie, jak mu poszło.
- Czy... ty też o mnie myślałaś ? - zapytał. Raiły wzięła go za rękę.
- Jestem głodna - powiedziała. - Chodzmy na pizzę. Pociągnęła Jamesa w stronę drzwi
pożarowych. Oglądał jej strój kowbojki, patrzył, jak spódniczka przywiera do jej ud. Raz
widział ją nago, ale to było bardziej seksowne.
- Czekaj - upierał się James. - Myślałaś ?
- Wyjść, wyjść, wyjść. - Raiły wypchnęła Jamesa przez drzwi. - Potrzebujemy pokrojonej
pizzy. Dwuwarstwowej.
Byli w bocznej uliczce; na ziemi leżał śnieg, a w górze, na wycinku nieba, świeciły
gwiazdy. James pomyślał o swoim płaszczu, który wciąż był w Minotaurze, w szatni. Drzwi
pożarowe zamknęły się z lekkim trzaskiem, pozostawiając ich na zewnątrz.
- Jezu - powiedział - jest strasznie zimno.
- Umieram z głodu - oświadczyła Raiły.
Stali i patrzyli na siebie. Para unosiła się z ich ramion.
- Założę się, że jesteś facetem, który lubi pepperoni - stwierdziła Raiły.
- Szaleję za tobą - powiedział James.
Raiły zakołysała biodrami, skrzyżowała ramiona.
- Nawet mnie nie znasz.
Powiedziałem to, pomyślał. Stoję tutaj. Naprawdę to powiedziałem.
- Jestem facetem, który lubi pepperoni - potwierdził jej przypuszczenia.
Raiły rzuciła mu się na szyję i nastąpił pocałunek numer dwa. 214
Czasami może się coś takiego zdarzyć. Miasto może okazać wspaniałomyślność,
pozwolić, by dwoje ludzi zupełnie się nawzajem zauroczyło. Tego wieczoru James i Raiły nie
tylko poszli na pizzę, ale też odbyli przejażdżkę taksówką po wyspie. Kierowca proponował
im tabliczki LSD, żeby uczcili Nowy Rok, ale odmówili. Siedzieli z tyłu i wystarczały im ich
języki. Delikatnie się całowali, mało mówili.
0 trzeciej w nocy byli już w mieszkaniu Raiły w SoHo, w jej łóżku, 1 powoli poznawali
swoje ciała. Pieścili się, dokuczali sobie, uśmiechali się, odwlekali moment fizycznego
zjednoczenia. Szeptali i doprowadzali się do orgazmu. Raiły zaśpiewała Jamesowi piosenkę,
którą pamiętała z czasów, kiedy była dziewczynką. O wschodzie słońca stanęli w oknie, na
schodach pożarowych, owinięci kocami i patrzyli na światło.
Nastał tydzień idyllicznego szczęścia, podczas którego prawie się nie rozstawali. James
wziął pięć dni wolnego w pracy, a Raiły zadbała, żeby nic nie odwracało jej uwagi. Szamotali
się w łóżku Raiły całymi popołudniami. Pojechali metrem na Coney Island i spacerowali po
chrzęszczącym zimowym piasku. James ugościł Raiły we Fiat Michael s, gdzie nigdy nie
była, a Raiły zaznajomiła Jamesa z niezrównanymi hamburgerami w Corner Bistro. Trzymali
się za ręce w teatrze Angelika, obejrzeli dwie sztuki, eksperymentowali z bielizną, spali do
dziesiątej. Byli zakochani i po północy w czwartek, gdy spędzali razem szósty wieczór, James
usiadł na podłodze w łazience Raiły i zaczął szlochać ze szczęścia. Raiły spała, a James został
w łazience przez pół godziny, nie zapalając światła. Tęsknił za Otisem, tęsknił za tą częścią
samego siebie, która bez emocji obserwowała poszczególne wydarzenia w jego życiu, ale
nowy nurt w jego wnętrzu był wszechogarniający, nieodparty. Zapach skóry Raiły utkwił w
jego płucach, a słuchanie jej głosu stało się dlań koniecznością. Morris w Minnesocie i
Anamaria, i historia jego długoletniego milczenia zniknęły tak całkowicie, jakby zniszczył je
atak nuklearny, i James widział tylko ramiona, uda i gardło Raiły. Kiedy szedł z nią przez
SoHo, trzymając ją za rękę, sprawdzał, czy ludzie ich zauważają, żeby zobaczyć, czy on i
Raiły nadal są fizycznymi bytami, czy też może szczęście uczyniło ich niewidzialnymi. James
i Raiły nie zgadzali się tylko, kiedy chodziło o to, jakie filmy obejrzą, jakimi ulicami powinni
spacerować, jakie miejsce na świecie powinni najpierw odwiedzić.
- Nowa Zelandia-powiedział James.
Raiły pocałowała jego łydki. Leżeli nago w łóżku.
- Wyspa Skye - zaproponowała.
- Serengeti.
Raiły uklękła między jego nogami. Przesunęła wargi w górę po jego udach.
- Wyspa Skye.
James położył się na plecach, zamknął oczy.
- Tokio - wyszeptał.
. - Hmm. Czy naprawdę możesz się spierać?
- Nie - wydyszał James.
Unikali mieszkania Jamesa przez cały tydzień. James wpadł tam parę razy po ubrania, ale
zawsze robił to póznym rankiem w dni powszednie, kiedy Patrick był w pracy. James
właściwie nie bał się spotkania ze swoim współlokatorem, ale ani on, ani Raiły nie chcieli
jeszcze mieć do czynienia z Patrickiem. Nie wiedzieli, jak zareaguje na to, że są razem, i nie
chcieli wyjaśniać Patrickowi ani nikomu innemu, czym są dla siebie. Dlatego nie wiedzieli,
jak skończyła się wojna błyskawiczna w ostatnim dniu Hulanki, i nie obchodziło ich to.
Wydawało im się, że Walter i Henry pozostaną kumplami, i mieli nadzieję, że Nicole Bonner
wyjdzie za Douglasa Kercheka, ale poza tym nie wspominali o wcześniejszych dziesięciu
dnia|ch. Raiły ku swojej radości zdała sobie sprawę, że Patrick nie ma pojęcia, gdzie jej
szukać. Zawsze to ona była w jego mieszkaniu w Preemption, nigdy on u niej. Nikt więc nie
przeszkadzał jej i Jamesowi. Manhattan, świat, cały czas zdawały się rozpościerać przed nimi
jak miesiąc miodowy.
Jezdzili na łyżwach w Centrum Rockefellera. Poszli do Cloisters, stali w miejscu, w
którym, jak teraz wiedzieli, spotkali się po raz pierwszy. Pili kawę, zajadali się ciastkami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]