[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podziękowanie od jego ciotki.
Zanim zdążył dokończyć tę myśl, Audrey była już w jego ramionach, tuląc policzek do jego piersi.
Tu właśnie było jej miejsce - w jego ramionach.
Było to już coś więcej niż zamierzył. Audrey stała mu się bardzo bliska. Kiedy patrzył, jak czule witała
się z siostrą i szwagrem, ze łzami w oczach, jakim uczuciem darzyła swego siostrzeńca, zapragnął też mieć
rodzinę.
A to było już grozne.
Z miłym uśmiechem, spojrzeniem pełnym ciepła szepnęła:
- Dziękuję ci.
Mark poczuł ucisk w gardle. Nigdy nikt nie był mu tak wdzięczny za tak drobną rzecz. Nie mógł się
powstrzymać -pochylił się i pocałował ją w usta. Był to pocałunek, którym domagał się więcej.
Audrey wyrwała mu się, a on poczuł się tak, jakby wylano nań kubeł zimnej wody.
Głośny chichot małego przywrócił go do rzeczywistości. Stał speszony, skonsternowany, podczas gdy
ona ciągnęła siostrzeńca na górę, pouczając go, by zostawił Marka w spokoju. Ale spokój był ostatnią
rzeczą, o jakiej Mark marzył.
Poszedł do zagrody osiodłać kucyka, w czasie której to czynności rozmyślał o paru przyszłych dniach.
W tym czasie nadjechał John. Zsiadł z konia i stanął opierając się o balustradę.
- Ten siostrzeniec Audrey to dobry numer - rzekł. - Będziesz go uczył jazdy konnej?
- Można powiedzieć, że mały mnie w to wrobił.
John roześmiał się głośno.
Audrey, zła na siebie, że zaspała, robiła kanapki dla Devona. Gdy nie zastała go w swoim pokoju,
zaniepokoiła się, że pewno chłopiec przeszkadza Markowi. Ubawiła się szczerze, gdy zobaczyła kartkę
przyczepioną magnesem do lodówki:  Poszliśmy do miasta, Mark".
Uśmiechnęła się. Nie chciało jej się wierzyć, że Mark kupił Devonowi kucyka. Ale właściwie dlaczego ją
to zdziwiło? Przecież on w ogóle lubił dzieci, nie tylko Devona.
Przypomniała sobie, że wyglądał kiepsko, kiedy pierwszego dnia wrócili razem do domu - stanął w
drzwiach, ręce w kieszeniach, kapelusz zsunięty na tył głowy. Gdyby nie była świadkiem tego, jak kiedyś
przyprowadził na ranczo grupkę dzieci, pomyślałaby, że mały solidnie go zmęczył.
Kiedy wówczas Devon objął chorą nogę Marka, a ten położył mu rękę na ramieniu, serce Audrey zabiło
radośnie. Od tej chwili przestała się łudzić, że to tylko chwilowe zauroczenie.
Była w Marku Malone śmiertelnie zakochana.
ROZDZIAA DZIESITY
Pułapka. %7ładnych nadziei na ucieczkę. Audrey wyprostowała ramiona, starając się rozluznić, zmniejszyć
napięcie.
Mark zabrał Devona do zagrody na lekcję jazdy konnej. Audrey zaś podglądała ich przez okno w kuchni.
Obserwując zabiegi trenerskie Marka, czuła, że kocha go jeszcze bardziej. Puszczała wodze fantazji, że niby są
małżeństwem, a Devon jest ich synem, a ten dom - ich domem.
I że go wcale nie oszukała. .
%7łałosne!
Dzwonek telefonu wyrwał ją z zadumy. Dzwoniła Claire, ze szpitala. Chwała Bogu, Danny miał
niegrozną infekcję, nie zapalenie płuc. Ale pozostanie na obserwacji jeszcze przez parę dni. Więc jeszcze
przez te parę dni ona musi wytrzymać.
Tego wieczoru po kolacji przyniosła z kuchni kilka krzeseł i pomogła Devonowi naciągnąć na nie koc.
Bo jej siostrzeniec chciał rozbić obóz przy ognisku, jak to czasem robili pracownicy rancza. Audrey wpełzła
do namiotu z michą prażonej kukurydzy.
- Jak skończysz chrupać, pójdziesz spać.
- Nie chcę spać.
W tym momencie rozległ się męski głos.
- Masz słuchać ciotki i nie dyskutować.
Mark pochylił się, chwycił Devona i podrzucił go do góry.
Audrey stała wpatrzona w tę scenę, zachwycona pięknem ruchów tego mężczyzny. Podziwiała
także jego usta, jego oczy...
I czułość, z jaką traktował jej siostrzeńca.
Obaj chichotali, przekomarzali się ze sobą. Mark miał dziwnie tkliwy wyraz twarzy, gdy
czochrał żartobliwie czuprynę chłopca.
- A zostawisz mi trochę kukurydzy?
Przyciągnął przed ognisko ten swój ciężki fotel i usadowił się na nim, jakby zamierzał spędzić tu
dłuższy czas.
- Opowiedz mi coś - poprosił Devon, częstując Marka kukurydzą,
- Dobrze, ale właz do namiotu i połóż się.
Devon wykonał polecenie i Mark zaczął opowieść.
- Po raz pierwszy zobaczyłem Jasną, gdy brykała, rżąc głośno, w dużej, pięknie utrzymanej
zagrodzie.
Audrey przysiadła obok, ciekawa opowieści, jak Mark wygrał licytację i wszedł w posiadanie
tego pięknego konia. Gdy Mark skończył, spojrzała na Devona; mały spał.
- Zaniosę go do łóżka - rzekła.
- Dobrze mu tutaj - powiedział Mark. - Masz ochotę na kawę?
O, tak, pomyślała. I na ciebie. Do końca życia.
Mark uniósł się z miejsca, ale ona szybciej podskoczyła.
- Ja się tym zajmę - mruknęła idąc do kuchni.
Po powrocie wręczyła Markowi kubek z kawą i przysiadła obok namiotu.
- Dzięki. - Mark wziął kubek, ale nie pił. Siedział na brzegu fotela i obserwował ją.
Speszona odrobinę, łyknęła kawy. Była gorąca, Audrey syknęła z bólu.
Mark przyłożył dłoń do jej policzka, uniósł jej podbródek.
- Już dobrze? - zapytał.
Pochylił głowę i ustami dotknął jej ust. Im mocniej ją całował, w tym większą wpadała panikę. Sytuacja
jest grozna, myślała przerażona. Może dojść do tego, że ona... ulegnie. Wyjdzie wtedy na jaw, że go
okłamywała. Szarpnęła się gwałtownie, oderwała od niego.
- Claire twierdzi - zaczęła ni stąd, ni zowąd - że Danny wyjdzie ze szpitala za parę dni, więc w czwartek
rano muszę małego odwiezć do domu.
Mark wyprostował się, westchnął.
- Odstawimy go moim samolotem.
Zmusiła się, by wytrzymać jego wzrok.
- Nie ma potrzeby. Dziękuję, że pozwoliłeś mu tu zostać.
Zwietnie się bawił.
Mark wzrok miał utkwiony w chłopcu, ale myślami był daleko stąd.
- Dobrze już jezdzi na kucyku - rzekł. - Przypomina mi mojego brata.
Zapadła cisza. Aha, pomyślała Audrey, chłopiec na fotografii.
- Masz brata? Jak ma na imię?
Mark zamyślił się, patrzył gdzieś w dal. W oczach miał cierpienie.
- Keith.
Chciała wiedzieć o nim wszystko. Czy w końcu powie coś o swojej przeszłości? Audrey musi uzbroić się
w cierpliwość.
- W tym miesiącu skończył dwadzieścia dwa lata - mówił. - Pamiętam, jak Helen upiekła ciasto na jego
siódme urodziny. A potem John zabrał nas na wybieg i jezdziliśmy konno. Ja miałem wtedy czternaście lat.
Tego dnia postanowiłem, że kiedyś będę miał własnego konia.
Helen i John. A rodzice?
- Czy Keith mieszka gdzieś w pobliżu? - zapytała.
- Docierają do mnie wieści o nim - rzekł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •