[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naszych spraw wewnętrznych.
- No cóż, areszt domowy jest znacznie lepszy od prawdziwego - westchnęła
Eryka z nikłym uśmiechem. - Jak długo to może potrwać?
- Trudno powiedzieć. Może tydzień. Proszę potraktować te doświadczenia jako
nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Wiem, że nie jest to łatwe, ale niech pani spróbuje
się rozerwać w Egipcie. - Bawił się ołówkami i ciągnął: - Jako przedstawiciel rządu
zapraszam panią dziś na kolację. Pokażę pani ten Egipt, który pozostawia miłe
wspomnienie.
- Dziękuję - powiedziała, szczerze poruszona jego troską - ale obawiam się, że
obiecałam ten wieczór Yvonowi de Margeau.
- Ach, tak. - Ahmed odwrócił głowę. - No cóż. Proszę przyjąć przeprosiny od
mojego rządu. Odwieziemy panią do hotelu. Obiecuję, że będę z panią w kontakcie.
Wstał i przez biurko uścisnął dłoń Eryki. Jego dotyk był silny i zdecydowany.
Dziewczyna wyszła z gabinetu zdziwiona tak szybkim zakończeniem rozmowy. Była
wolna.
Gdy tylko zniknęła za drzwiami, Ahmed wezwał Riada, zastępcę dyrektora.
Riad pracował w departamencie od piętnastu lat, ale to Khazzan jak meteor awanso-
wał na dyrektora. Riad był człowiekiem inteligentnym i bystrym, ale fizycznie w ni-
czym nie przypominał Ahmeda. Otyły, wręcz spasiony, wyróżniał się czarnymi i krę-
conymi jak karakuł włosami.
Ahmed podszedł do gigantycznej mapy Egiptu i odwrócił się na głos wchodzą-
cego zastępcy.
- Co o tym wszystkim myślisz, Zaki?
- Nie mam zielonego pojęcia - odparł zapytany, pocierając brwi.
Widok spiętego szefa sprawiał mu sporo radości.
- Nie potrafię znalezć powodu, dla którego zastrzelono Gamala! - wybuchnął
Ahmed, waląc pięścią w otwartą dłoń. - O, Boże. Był młody, miał dzieci. Czy twoim
zdaniem jego śmierć związana była z faktem, że śledził Erykę Baron?
- Nie wiem, w jaki sposób - odpowiedział Zaki - ale taka możliwość zawsze ist-
nieje.
Ta ostatnia uwaga miała zaboleć Ahmeda. Riad włożył w usta zgaszoną fajkę,
nie zważając na popiół opadający mu na ubranie.
Khazzan przykrył dłonią oczy i podrapał się po głowie. Po chwili przesunął rękę
po twarzy i przygładził gęste wąsy.
- To wszystko nie ma sensu. - Odwrócił się i spojrzał na mapę. - Zastanawiam
się, czy coś dzieje się w Sakkarze. Może znów bezprawnie odkopano jakieś grobow-
ce. - Zrobił kilka kroków i usiadł za biurkiem. - Co więcej, władze imigracyjne poin-
formowały mnie, że dziś do Kairu przyleciał Stephanos Markoulis. Jak wiesz, nie jest
on tu częstym gościem. - Ahmed pochylił się nad biurkiem i wbił wzrok w swego za-
stępcę. - Powiedz, co przekazała policja na temat Abdula Hamdiego?
- Bardzo mało - zaczął Zaki. - Najwyrazniej został obrabowany. Policja dowie-
działa się, iż staruszek wzbogacił się ostatnio, przenosząc swój sklep z antykami z
Luksoru do Kairu. W tym samym czasie udało mu się nabyć cenniejsze okazy. Musiał
mieć jakieś pieniądze. Dlatego został obrabowany.
- Czy wiesz, skąd miał pieniądze?
- Nie, ale jest ktoś, kto odpowie na to pytanie. Staruszek miał syna handlują-
cego starożytnościami w Luksorze.
- Czy policja już go przesłuchała?
- Nic o tym nie wiem - oznajmił Zaki. - To zbyt logiczne jak na policję. Tak na-
prawdę, niewiele ich to obchodzi.
- Ale mnie obchodzi - warknął Ahmed. - Załatw mi na dziś wieczór bilet lotni-
czy do Luksoru. Jutro rano złożę wizytę synowi Abdula Hamdiego. Wyślij też kilku
dodatkowych strażników do nekropolii w Sakkarze.
- Pewien jesteś, że to najwłaściwsza pora na opuszczanie Kairu? - upewniał się
Riad, wymachując fajką. - Sam powiedziałeś, że Stephanos Markoulis jest w Kairze. A
to oznacza, że coś się dzieje.
- Być może, Zaki - przytaknął Ahmed. - Ale muszę wyjechać i spędzić jakiś
czas w moim domku nad Nilem. Nic na to nie poradzę, czuję się winny śmierci Gama-
la. A kiedy jestem w depresji, Luksor działa na mnie jak balsam.
- A co z tą Amerykanką, Eryką Baron? - Zaki zapalił fajkę zapalniczką z nie-
rdzewnej stali.
- Nic jej nie będzie. Jest przestraszona, ale da sobie radę. Nie mam pojęcia,
jak bym reagował, będąc świadkiem dwóch morderstw w ciągu dwudziestu czterech
godzin i gdyby jedna z ofiar spadła mi na plecy.
Zaki wypuścił wolno kilka kłębów dymu.
- Chyba mnie nie zrozumiałeś, Ahmedzie. Pytając o pannę Baron, nie miałem
na myśli jej samopoczucia. Chcę wiedzieć, czy ma być śledzona.
- Nie - uniósł się Khazzan. - Nie dziś. Ma spotkanie z Yvonem de Margeau.
Ahmed zmieszał się. Jego złość była co najmniej nie na miejscu.
- Nie jesteś sobą, Ahmedzie. - Zaki przyjrzał się bacznie swemu przełożonemu.
Znał go od kilku lat. Szef nigdy nie interesował się kobietami, a teraz wyglądał
na zazdrosnego. Ta ludzka słabostka ucieszyła Riada. Do tej pory nie znosił jego per-
fekcji.
- Jedz już lepiej na kilka dni do Luksoru. Wszystko pozostanie w Kairze pod
kontrolą, a sprawą Sakkar zajmę się osobiście.
Kair, godz. 17.35
Kiedy rządowy samochód podjeżdżał pod hotel Hilton, Eryka wciąż nie mogła
uwierzyć, że jest wolna. Otworzyła drzwiczki, zanim jeszcze wóz się zatrzymał i gorą-
co podziękowała kierowcy, jakby to on przyczynił się do jej zwolnienia. Powrót do
Hiltona przypominał powrót do domu.
Hall wypełniony był tłumem ludzi. Popołudniowe loty międzynarodowe dostar- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •