[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co prawda nie o tym myślałam, ale jeśli już zaczęłaś, chętnie posłucham.
Na przykład Francja... rozmarzyła się na chwilę Olga, po czym jakby oprzytomniała
i spojrzała na przyjaciółkę. A ty o czym myślałaś?
O tym, czy Filip wytłumaczył ci, dlaczego wcześniej tak się zachowywał.
A, drobnostka. Olga machnęła ręką i uśmiechnęła się. Po prostu był zmęczony. Razem
z Maksem pisze o jakichś fałszerzach. Mówiłam ci, kiedyś razem pracowali. Nie wdawałam się
w szczegóły. Przeprosił mnie, że ta sprawa tak go pochłonęła i obiecał, że będzie poświęcał mi
więcej czasu. Westchnęła i upiła jeszcze łyk. Mówię ci, kochaniutka, już zapomniałam, jak
to jest. Nie spaliśmy ze sobą całe wieki.
Zuza nigdy wcześniej nie widziała Olgi w takim stanie i podświadomie zazdrościła jej tych
błyszczących oczu.
Mówiłam ci, że wszystko będzie dobrze. A jeśli Maks miał z tym coś wspólnego, to
rzeczywiście powinien częściej do was wpadać. Zachichotała, dolewając Oldze wina.
Zmiejesz się, a to naprawdę fajny facet. Pasujecie do siebie.
Może i fajny, tylko nie dla mnie. Zuza pociągnęła spory łyk. Choćby dlatego, że ilekroć
z sobą rozmawiamy, zawsze wychodzę na idiotkę.
Nie gadaj bzdur powiedziała Olga z przekonaniem. Słyszałam, jak rozmawiał o tobie
z Filipem. Podobasz mu się.
Zuza chciała napomknąć, że Filip nie powinien opowiadać koledze o jej przeszłości, ale
ugryzła się w język. To już nie miało znaczenia.
Powiedziałam mu dzisiaj, że ja i on to nie jest dobry pomysł. Sięgnęła po butelkę i dolała
wina do obu kieliszków. %7łe to się nie uda.
Nie rozumiem cię, kochaniutka. Olga spojrzała na nią z niedowierzaniem. Sama
przyznałaś, że to fajny facet. Czemu nie chcesz dać mu szansy?
Bo nie.
No dobra, jeśli nie on, to kto? Ten twój klient od opery? Mnie chyba możesz powiedzieć?
Ani jeden ani drugi, ani żaden.
Nastało krótkie milczenie.
Nie wierzę. Chcesz być sama przez całe życie? Olga zmarszczyła brwi. Pomyślałaś
o sobie? O Aukaszu? Czy twoje dziecko nie będzie potrzebowało ojca?
Już potrzebuje. Zuza przypomniała sobie rozmowę z synkiem w przedszkolu i posmutniała.
Nie umiem zapomnieć o ojcu Aukasza. Spuściła oczy. Zwłaszcza gdy kogoś poznam.
Kiedy zaczynam coś czuć, ogarniają mnie dręczące wspomnienia. I wtedy przypomina się
Patryk. Jego twarz, uśmiech, czuły dotyk i... blade, martwe ciało. Poczuła ucisk w gardle.
Niekończące się pytania i żal. Kochałam kiedyś i ta miłość mnie zraniła. A teraz po prostu boję
się jej zapłakała.
Zuziu... Olga podeszła do przyjaciółki, przełożyła laptop na stół i usiadła obok niej. Patryk
na pewno chciałby, abyś była szczęśliwa. A szczęście jest tam, gdzie je widzimy. To naturalne,
że naszym uczuciom towarzyszy strach. Czujemy go, gdy kochamy, nienawidzimy, gdy
cierpimy i gdy się cieszymy. Nie da się od niego uciec, dlatego trzeba go zaakceptować.
Aatwo ci mówić. Zuza chlipnęła. Do ciebie los się uśmiechnął, a ze mnie się śmieje.
Nie możesz tak na to patrzeć, bo już na zawsze utkniesz w kolejce do szczęścia, tylko że ta
kolejka nie będzie posuwała się dalej. Przecież tego nie chcesz. Olga objęła przyjaciółkę
i mocno ją przytuliła. Mówię ci, kochaniutka, nic tak nie leczy, jak uczucia.
I nic tak nie rani, jak właśnie uczucia.
ROZDZIAA XIII
Klienci to idioci. Młoda dziewczyna żaliła się szefowej. Gość spompował kartę kredytową,
a teraz ma do mnie pretensje, że nie działa. Tłumaczę człowiekowi, że najpierw musi ją zasilić,
żeby odnowił się limit kredytowy, a on gapi się na mnie jak na kretynkę.
Może po prostu cię nie zrozumiał powiedziała Zuza, nie podnosząc oczu znad klawiatury.
Spróbuj mu to jeszcze raz wyjaśnić.
A co ja mówię, nie po polsku? żachnęła się dziewczyna. Idiota i tyle.
Malwinko. Zuza oderwała wzrok od komputera i spojrzała na młodą doradczynię, którą
niedawno zatrudniła. Wiem, że masz wiedzę, ale do klientów trzeba czasem mówić
najprościej, jak się da. Wytłumacz mu to jak pięcioletniemu dziecku. To zawsze działa.
Malwina nie zdążyła odpowiedzieć, bo właśnie trzasnęły drzwi i do biura z impetem wpadła
Gośka.
Nie widzieliście gdzieś mojego telefonu? wydyszała. Musiałam go tu wczoraj zostawić.
Rzuciła niedbale torebkę na krzesło i ruszyła do stojących pod ścianą szaf.
Zadzwoń do siebie, to się znajdzie burknął Marek pochylony nad stertą papierów.
Gośka najwyrazniej nie słyszała kolegi, bo uparcie kłapała drzwiczkami szaf w poszukiwaniu
zguby, tworząc wokoło doskonały galimatias.
A sprawdzałaś w torebce? Zdenerwowany hałasem Marek spojrzał na koleżankę.
Nosicie tam tyle rzeczy, że same nie wiecie, co tam macie.
To wcale nie jest śmieszne. Jechałam na spotkanie z klientem, a przez ten cholerny telefon
musiałam wrócić do banku. Teraz się spóznię.
Mówię ci, zadzwoń nalegał.
Pewnie schowałam go do szuflady. Dziewczyna ignorowała kolegę. Głupia blondynka ze
mnie. Gdzie ten pieprzony klucz?
Marek nie wytrzymał. Chwycił słuchawkę na swoim biurku i wystukał numer telefonu Gośki.
Zabrzęczało.
Słyszysz? Mówiłem ci! ogłosił z satysfakcją. Masz go w swoim damskim tobołku.
Chrzanisz! Uparcie przerzucała szpargały przy swoim komputerze. Przecież wiem, że
tam go nie ma. Szukałam.
Zuza i Malwina obserwowały ich z rozbawieniem.
Ale ty jesteś uparta, kobieto. Marek ciężko westchnął, odłożył słuchawkę na biurko,
i podniósł się z wdziękiem, na jaki tylko pozwolił mu jego wielki brzuch. Wziął torebkę
i przyłożył koleżance do ucha. Z daleka ją słychać.
Gośka gwałtownie wyrwała mu z ręki swoją własność, po czym w pośpiechu przeszukała jej
zawartość. Z ulgą wydobyła brzęczący telefon i spojrzała na wyświetlacz.
O kurczę! Ktoś do mnie dzwoni. Wcisnęła zielony guzik. Małgorzata Maroń, dzień dobry.
Marek parsknął najgłośniej.
Cholera, aż się zaplułem. Spojrzał na spodnie i wyjął chusteczkę. Normalnie zaraz się
poleję. I wyszedł.
Zdziwiona Gośka próbowała dowiedzieć się, skąd ta reakcja. Bezskutecznie. %7ładna
z chichoczących dziewczyn nie potrafiła jej pomóc, bo żadna nie mogła wydusić z siebie ani
słowa.
Marek o dziwo wrócił szybko. Jeśli był w toalecie, chyba mu siał z niej skorzystać w locie. Minę
nadal miał rozbawioną, zwłaszcza gdy spojrzał z ukosa na Gośkę. Podszedł do Zuzy i pochylił
się nad nią.
Przyszedł ten twój goguś szepnął jej do ucha. Zawołać go tu, czy wolisz z nim pogadać
na zewnątrz?
Nie mógłbyś go spławić?
A co ja, rybak jestem? Marka nie wzruszyła prośba szefowej. Poza tym on chyba wie, że
jesteś.
Policzę ci to jako minus na twoim koncie. Zuza wstała, uśmiechnęła się i szturchnęła go
łokciem. Za to, że nie wykonujesz poleceń służbowych.
Aleś sobie wybrał porę, Maks pomyślała, wychodząc na korytarz.
Tym razem to nie był Maks. Sama się zdziwiła, że właśnie on przyszedł jej do głowy, skoro
przecież nikt w banku nie kojarzył go z jej gogusiem. A ona sama?
Już wróciłeś? Wyciągnęła rękę na powitanie. Byłam pewna, że jesteś we Włoszech. Ale
ten czas zasuwa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]