[ Pobierz całość w formacie PDF ]
basenu, opalona skóra sina i woskowata, fioletowe usta. Pogrzeb. Przyznanie się
do winy przed rodziną. Myślała o wszystkim, co chciała mu powiedzieć i czego
nie zdążyła. Zcisnęło ją w żołądku i zaszumiało w głowie. Nie lubiła Dillona, ale
nie pragnęła jego śmierci.
A jeśli nikt nie uwierzy, że to był wypadek? Już widziała nagłówki gazet.
Autorka bestsellera morduje byłego męża po tym, jak zniesławiła go w swojej
książce.
Dillon był nadal pod wodą i nie ruszał się. Czas płynął. Nikt nie może tak
długo wstrzymywać oddechu.
Ivy zrzuciła sandały i wskoczyła na główkę do chłodnej wody, która
pochłonęła ją jak głodna bestia, znieczulając wszystkie zmysły. Czuła jedynie
wszechogarniającą panikę ściskającą jej płuca i słyszała coraz głośniejsze
pulsowanie w uszach. Otworzyła oczy i zaczęła mrugać powiekami od
piekącego chloru. Rozpaczliwie się rozglądała, szukając dryfującego ciała
Dillona. Będzie musiała wyciągnąć go z basenu i zrobić sztuczne oddychanie.
Wiele lat temu zaliczyła kurs pierwszej pomocy, ale nigdy dotychczas nie
- 56 -
S
R
musiała jeszcze wykorzystywać nabytej wiedzy. Miała tylko nadzieję, że będzie
pamiętała co robić.
Ale najpierw musi go znalezć. Gdzie on zniknął? Został wessany do
innego wymiaru? Rozpuścił się? Dotknęła dna przy linii odznaczającej
głębokość trzech metrów i odbiła się do góry. Przy powierzchni dostrzegła
fragment nóg w dżinsach i torsu. Reszta ciała była ponad wodą. %7łył! Usłyszała
przytłumiony głos i zdała sobie sprawę, że to śmiech. Zmiał się z niej. Był cały i
zdrowy. Nic mu się nie stało, po prostu zakpił z niej. Odepchnęła się od dna i
popłynęła do góry. Brakowało jej powietrza. Przed chwilą jedyne, o czym
myślała, to jak ocalić mu życie, teraz miała ochotę go zamordować.
Dillon usiadł na brzegu basenu tuż przy drabince. Przetarł oczy i odsunął
włosy z twarzy. Dżinsy i koszulka przykleiły mu się do ciała jak druga skóra.
Bolały go piekielnie płuca od zbyt długiego wstrzymywania oddechu. Ale
widok miny Ivy, która wynurzyła się z wody, wart był poświęcenia.
Czy ona się nigdy niczego nie nauczy? Niezależnie od tego, do jakich
chwytów się zniży, on i tak posunie się o krok dalej. Zawsze wygrywał.
Ivy wynurzyła się z wody, mrugając powiekami.
Kasztanowe włosy związane w koński ogon zwisały jej na ramieniu, z
którego zsunęło się ramiączko podkoszulki. Wyglądała jak mokra mysz.
- Mam cię! - zawołał, śmiejąc się.
Ivy nie odezwała się. Nawet na niego nie spojrzała. Dopłynęła do drabinki
kilkoma długimi ruchami i chwyciła się poręczy. Przez chwilę się obawiał, że
będzie chciała ponownie wepchnąć go do basenu, ale ona wyszła na brzeg.
Spódnica, bardziej przezroczysta niż gdy była sucha, przykleiła jej się do nóg.
Chyba miała różowe stringi.
Miała zaciśnięte usta i zaczerwienione oczy.
- Hej! - Chwycił ją za ramię, ale wyszarpnęła się. Bez słowa, ociekająca
wodą, ruszyła przez patio do domu, zostawiając za sobą mokre ślady. Dillon
- 57 -
S
R
doskonale znał każdy wyraz jej twarzy i był pewny, że była bliska płaczu. Tylko
dlaczego? Mogła być zła, ale żeby płakać?
A może to dlatego, że się nie utopił? Nie, wtedy nie wskoczyłaby za nim
do wody. Pewnie czuła się upokorzona, że znów ją przechytrzył. Jako
dżentelmen powinien ją przeprosić, nawet jeśli to ona zaczęła, a zaraz potem
znowu utrzeć jej nosa.
Podniósł się i ruszył za nią, skrzypiąc mokrymi butami.
- Ivy! Zaczekaj.
Ale ona się nie zatrzymała, tylko przyspieszyła kroku. Otworzyła drzwi i
weszła do domu. Dillon wydłużył krok, doganiając ją tuż za progiem.
- No już, nie złość się. - Ujął ją za nadgarstek, ale ona ponownie się
wyszarpnęła i poszła do salonu. Nie była zdenerwowana, była prawdziwie
wściekła.
- To był tylko żart. Rozchmurz się.
Zatrzymała się niespodziewanie i odwróciła do niego twarzą. Jej oczy, w
których kręciły się łzy, rzucały jednocześnie błyskawice i była bardzo blada.
- %7łart? - spytała z niedowierzaniem. Drżała jej dolna warga i trzęsły się
ręce. - Nazywasz to żartem?
- Wygłupiałem się.
- Tak? - Zrobiła krok w jego kierunku, unosząc do góry ręce z
zaciśniętymi pięściami. Przez chwilę obawiał się, że uderzy go sierpowym albo
zaciśnie mu dłonie na gardle i zacznie go dusić. Ale ona położyła mu ręce na
torsie i mocno go pchnęła. Ponieważ był przygotowany na cios i dwa razy od
niej cięższy, nawet się nie zatoczył.
- Wygłupiałeś się? - powtórzyła, po czym mocniej go pchnęła. Dillon,
tracąc równowagę, cofnął się o krok. - Przeraziłeś mnie na śmierć, kretynie!
Myślałam, że się utopiłeś! Bałam się, że nie żyjesz.
Po policzkach popłynęły jej łzy, co zmąciło Dillonowi całą radość ze
zwycięstwa.
- 58 -
S
R
- Nie chciałem cię przestraszyć.
W oczach Ivy zaiskrzył gniew, pomieszany z lękiem. Chwycił ją mocno
za nadgarstki, tym razem nie pozwalając jej się wyrwać.
- Puszczaj! - Wykręciła ręce, żeby się uwolnić.
- Uspokój się. Naprawdę nie chciałem cię przestraszyć. - Objął ją mocno
ramionami i przytulił. Była zimna, mokra i drżała. - Przepraszam.
ROZDZIAA ÓSMY
Twój były mąż doprowadził cię do furii, przekraczając granice twojej
wytrzymałości? Przemoc fizyczna, choć kusząca, jest złym rozwiązaniem.
Wypróbuj worek treningowy lub zrób lalkę voodoo.
Ivy Madison Rozwodowy poradnik nowoczesnej kobiety.
Radość bycia singlem"
Ivy przez chwilę walczyła, usiłując mu się wyrwać, po czym zamarła w
jego ramionach.
- Przepraszam - powtórzył, przyjmując nową taktykę, która wydawała mu
siÄ™ skuteczna.
Ciało Ivy zmiękło, jakby się w niej wypaliły resztki energii. Oparła się na
nim bezwładnie, objęła rękoma w pasie i wtuliła się w niego mokra i drżąca.
Nie tak miało być. Sytuacja wymknęła się nieco spod kontroli. Przesadził.
Czy nie wystarczajÄ…co siÄ™ skrzywdzili?
- Wybacz mi - wyszeptał, a ona objęła go mocniej. Powtórzyłby to jeszcze
tysiąc razy, gdyby to pomogło wymazać to, co zrobił.
- Myślałam, że nie żyjesz - wychlipała, czkając i przyciskając policzek do
jego piersi. Dillon poczuł ściskanie w sercu.
- 59 -
S
R
Może to szalone, ale podobała mu się taka. Aagodna, słodka, bezbronna.
Normalnie była niezależna, zorientowana na cele. Rzadko kiedy mógł grać przy
niej bohatera. Opiekuna.
Pogładził jej mokre splątane włosy i przypomniał sobie, dlaczego się w
niej kiedyś zakochał. Jak to możliwe, że pozwolił jej odejść?
Trudno jest zatrzymać kogoś, kto nie chce zostać.
- Pożałujesz, że nie utonąłeś, bo jak tylko przestanę drżeć, zamorduję cię!
- ostrzegła go, ale nie wyrwała się z jego objęć. Nie rozluzniła nawet uścisku.
Dlaczego tak się zdenerwowała, skoro rzekomo jej na nim nie zależało?
Może gdzieś w głębi serca jeszcze coś do niego czuła?
Zresztą i tak nie miało to większego znaczenia. Mieli już swoją szansę i
nie wykorzystali jej. Kochali się, ale to nie oznaczało, że potrafili ze sobą żyć.
Były i szczęśliwe chwile. Pogładził ją po szyi i uniósł jej twarz ku swojej.
Spojrzała na niego wilgotnymi oczyma. Rozmazał jej się tusz do rzęs i Dillon
nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Pewnie wyglądam okropnie - fuknęła.
- Wcale nie - zaprzeczył, wycierając kciukiem łzy z jej policzków.
Nie pamiętał, kiedy widział ją tak piękną i pociągającą jak w tym właśnie
momencie. Pogłaskał palcami jej pełne usta, które były takie słodkie i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]