[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bezpiecznie ruszysz na poszukiwania domu. Czy tak może być, Lódmile
przez  o z kreską?
- Może być, panie rycerzu, przez  c bez kreski! - odkrzyknął zadowolony
lodorożec.
 Wertepy, mróz i niewygody - pomyślał zrezygnowany biegacz. - Oto, do
czego może doprowadzić nauka ortografii! .
Wkrótce wyruszyli w drogę. Oczywiście zboczyli z głównego szlaku,
kierując się na skróty przez las - prosto ku górom. Darlan miał nadzieję, że
do ich podnóża dotrą za trzy dni, a następne trzy zajmie im wspinaczka ku
wyżej położonym, chłodniejszym obszarom. Jechali więc środkiem lasu,
klucząc między drzewami, czasem przedzierając się przez gęste zarośla,
czasem wykorzystując ścieżki leśnych zwierząt oraz dróżki wydeptane przez
elfy i rusałki.
Lódmił podróżował w małym koszyku przytroczonym do boku biegacza,
tak aby ani przez chwile nie mógł dotknąć człowieka ani wierzchowca.
Drugiego dnia wędrówki jego stan nieco się pogorszył. Lódmił mniej mówił,
jego róg stał się wyraznie krótszy, a wirujące w środku srebrzyste gwiazdki -
przygasły. Darlan próbował rozbawić lodorożca naprędce ułożoną piosenką,
jednak bez większego powodzenia.
Smok trzygłowy ma trzy głowy,
Pięciogłowy ma głów pięć,
Nawet rycerz zawodowy
Musi naciąć dużo cięć,
by te głowy mieć już z głowy
i na dalsze łowy chęć!
Jednak tuż pod wieczór lodorożec wyraznie się ożywił.
- Czuję chłód! - powiedział radośnie. - Wyczuwam coś rozkosznie
mroznego!
- Noc idzie - wyjaśnił Darlan. - Nocą zawsze jest zimniej, prawda?
- Czy uważasz, panie rycerzu, że nie jestem w stanie odróżnić
zwyczajnego nocnego mrozu od pysznego, dobrze przygotowanego chłodu? -
obruszył się lodorożec. - To tak, jakby błędny rycerz nie potrafił odróżnić
zwykłego smoka od bazyliszka.
- Aha! - powiedział Darłan ugodowo, nie chcąc wdawać się w
drakonologiczną dysputę. Po prawdzie, to nie znał ani jednego rycerza,
który odróżniałby smoka od bazyliszka. Wszyscy bowiem dzielni wojacy,
którzy ujrzeli bazyliszka na własne oczy, potem nadawali się jedynie do
postawienia w ogródkach obok klombów i gipsowych krasnali.
- Ten chłód zbliża się do nas - powiedział Lódmil wkrótce potem. - Och,
jakie to przyjemne! Wkrótce się z nim spotkamy!
- Przyjemny jest też obiad z siedmiu dań - powiedział rycerz. - Tyle że
potem przez tydzień boli cię brzuch. Może ten chłód ma coś wspólnego z
twoimi problemami. Lepiej zwiń się na dnie koszyka i siedz cicho. Ja
sprawdzę, co się dzieje, choć na myśl o jeszcze większym mrozie dostaję
gęsiej skórki.
- Nie obawiaj się - uspokoił Darlana lodorożec. - To nie jest zimno, które
wyczuje człowiek lub biegacz. To magiczna koncentracja chłodu, nieróżniaca
się temperaturą od otoczenia. Rozumiesz?
- Jasne, że rozumiem - powiedział szybko Darlan, mając nadzieję, że
Lódmił nie zechce tego sprawdzić. - Teraz nakryję koszyk, bo tu rzeczywiście
ktoś idzie i zaraz się z nim spotkamy. Masz być cicho!
Rycerz zamknął kosz i przykrył go pledem. Po chwili dobiegł go
konspiracyjny szept.
- Tak dobrze, panie rycerzu?
Darlan przyjrzał się wiszącemu u siodła tobołkowi. Lodorożca nie było
widać, więc również szeptem odpowiedział:
- Dobrze! Siedz tam w bezruchu, jakbyś był swoją lodową rzezbą!
- A kto ci powiedział, że nasze lodowe rzezby siedzą w bezruchu...? -
próbował dyskutować Lódmił, ałe Darlan uciszył go cichym syknięciem. Oto
z naprzeciwka dało się bowiem słyszeć ciężkie posapywanie, trzask
łamanych butami gałązek i głośne pobrzękiwanie. Po kilku chwilach
spomiędzy drzew wyłoniła się niska, przygarbiona sylwetka. Darlan
dostrzegł długą, siwą brodę, która jeśli nawet zetknęła się kiedyś z
grzebieniem, to na pewno nie w tym stuleciu. Jej właściciel wyglądał na
takiego, który mógł pamiętać jeszcze dawniejsze czasy. Był niskim
człowiekiem, o pomarszczonej, jakby zeschniętej twarzy, gęstych, żółtych
brwiach i szerokim nochalu poznaczonym siecią żyłek. Włosy też miał żółte,
tyle że jaśniejsze, a po raz ostatni czesał je pewnie wtedy co i brodę. Ubrany
był w szary płaszcz bez kaptura i z dużymi kieszeniami.
- Witaj, jestem rycerz Darlan. Wędruję po świecie w poszukiwaniu
przygód i dobrych uczynków do spełnienia. A ty?
- A ja wręcz przeciwnie - odpowiedział starzec po otrząśnięciu się z
chwilowego zaskoczenia. Zapadło kłopotliwe milczenie. Przerwał je rycerz.
- Co robisz samotnie w środku dzikiego lasu? - spytał.
- Chodzę sobie - dziadek łypnął na Darlana złym wzrokiem.
- Tak bez celu?
- To bez celu, bulwa, nie wolno? Coś ty za jeden, że mnie wypytujesz?
Myślisz, bulwa, że jak miecz wozisz przy boku, to już możesz spokojnych
ludzi zaczepiać?!
- Bardzo cię przepraszam, szanowny panie - ukłonił się Darlan. - Nie
chcesz rozmawiać, to rozejdzmy się w swoje strony. Ja idę tam, a ty tam!
- I jeszcze mi tu będzie pokazywał, gdzie mogę chodzić, bulwa! To ja
pójdę tam! A ty tam! - krzyknął dziadek. Nagle się uspokoił. - Zaraz, w góry
jedziesz, powiadasz? No dobra, niech ci będzie. Tu niedaleko, dla ciebie po
drodze, stoi mój dom. Możesz do mnie zajechać, przenocować.
- Zpieszę się trochę!
- Stare przysłowie centaurów mówi, że kto się śpieszy w podróży, ten
kończy jak... - starzec zawahał się. - Ten jest jak... Ten wygląda jak..
Zapomniałem, bulwa! Ale na pewno jakoś się kończy i wygląda bardzo
mamie! A centaury znają się na życiu. Więc zapraszam do siebie. Tobie
proponuję lipową herbatę, a dla biegacza znajdą się śliwki!
 To był chwyt poniżej pasa - pomyślał Darlan, patrząc na swojego
wierzchowca, który nagle zapragnął jak najszybciej wyruszyć w dalszą drogę.
Wędrowali już pewien czas, kiedy Darlan dostrzegł białą tabliczkę
wiszącą na jednym z drzew. Napis na tabliczce brzmiał:
 CZY KTOZ CI TU ZAPRASZAA?!. .
Odpowiedz pojawiła się na desce przybitej do następnego drzewa:
 NA PEWNO NIE! .
- Ktoś tu nie lubi gości - mruknął Darlan.
- To ja nie lubię gości - staruszek był z siebie wyraznie zadowolony. - Czy
w innym przypadku zamieszkałbym na takim odludziu?
- Czym się tu zajmujesz?
- Myśleniem. Czynność nieznana większości ludzi, niestety. Ty czasem
myślisz, rycerzu? Czy tylko machasz mieczem?
- Nie masz wysokiego mniemania o mojej profesji.
- A o czym, bulwa, tu mieć dobre mniemanie? Rabusie, kłusownicy,
podrywacze! Oto, kim jesteście! I do tego zazwyczaj nieuprzejmi dla
starszych.
Darlan spojrzał na następny napis na drzewie.
- Zaprawdę, z twoją gościnnością niewielu z nas może się równać!
Napis brzmiał:
 WYNOCHA! .
Staruszek znów się uśmiechnął, dostatecznie szeroko i długo, by Darlan
mógł obejrzeć jego trzy zęby.
- Widzę, że nie jesteś w ciemię bity, drogi rycerzu! Jak ty właściwie masz
na imię?
- Darlan.
- A ja jestem doktor profesor Albin Von Klusky, Możesz do mnie mówić:
 Albinie albo  profesorze .
- Dobrze, Albinie.
I tak gwarząc, jechali dalej. Lódmił cicho siedział w koszyku, a biegacz
niecierpliwie wypatrywał obiecanych śliwek. Darlan cały czas próbował
odgadnąć, kim naprawdę jest ów dziwaczny i niemłody posiadacz uzębienia
składającego się głównie z dziur. Minęli wiele kolejnych ostrzegawczych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •