[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie teraz - powiedział.
- Być może powinnam poznać prawdę raczej prędzej niż pózniej, żebym niechcący
nie namieszała. Możesz mi wyjaśnić, o co chodziło temu człowiekowi? Wiem, że nie
wyglądam jak materiał na księżniczkę...
- Przestań! - warknął. - To nie ma nic wspólnego z twoim wyglądem. Prawdę po-
wiedziawszy - kontynuował chłodno - to w ogóle nie ma nic wspólnego z tobą.
Otworzywszy drzwi, ruchem brody pokazał jej, aby szła pierwsza. Ale Mia nie
mogła tak tego zostawić.
- Ram, proszę... Rozumiem, że w pewne sprawy nie powinnam się mieszać...
- I pewnych spraw nie zrozumiesz - oświadczył dobitnie i ruszył przed siebie. -
Oddasz mi wielką przysługę, jeśli w przyszłości swoje opinie zachowasz dla siebie.
- Ram, dokąd idziesz? - Rozejrzała się i napotkała jedynie pełne troski spojrzenia
służby. Co ona miała teraz zrobić? Pobiegła za nim, nie zważając na służących, którzy
próbowali ją pokierować w przeciwną stronę. - Ram! - zawołała gniewnie.
Na pewno ją usłyszał, jednak nie zwolnił kroku. Puściła się biegiem i po chwili go
dogoniła.
- Masz rację - powiedziała nerwowo. - Nie rozumiem. Sądziłam, że jestem twoim
gościem, a w moim domu odprowadza się gości do ich pokoju.
- A myślisz, że na co czekają służący? - zapytał ostro Ram.
- Cóż, to ty masz oczywiście rację, nie ja - zgodziła się Mia. - To twój dom i twoje
zasady. Zostaw mnie tutaj, a sama poszukam swojego pokoju. Masz mapę, z której mo-
głabym skorzystać?
- Zachowujesz się niemądrze. - W głosie Rama słychać było zniecierpliwienie. -
Wracaj do holu, czekają tam na ciebie.
- Co się z tobą dzieje, Ram? - Chwyciła go za ramię, gdyż zdążył się już odwrócić
na pięcie, aby odejść. - Co takiego wydarzyło się w porcie, że wszystko zepsuło? Co po-
wiedział ten człowiek, że tak bardzo się zdenerwowałeś? Jak to możliwe, że tak szybko
zmienił się twój stosunek do mnie? I czemu w porcie zachowywałeś się tak obojętnie
względem swoich ludzi, którzy wyraznie cię uwielbiają?
R
L
T
- Ktoś nimi manipuluje.
- Wszystkimi? Tymi tysiącami ludzi, którzy stali wzdłuż całej trasy?
- Tak, ktoś, kto nie chce, aby cokolwiek się tutaj zmieniało. Ktoś, kto uważa, że
popisywanie się i strojne parady są ważniejsze od próby rozwiązania prawdziwych pro-
blemów. Mówię o kimś, kto nabija sobie kabzę kosztem tych ludzi, Mia, o człowieku,
który organizuje to huczne powitanie po to tylko, aby przekabacić mnie na swoją stronę.
Teraz rozumiesz?
- Nie miałam pojęcia...
- Zgadza się, nie miałaś.
Tym razem nie próbowała go zatrzymać, kiedy odwrócił się i zaczął oddalać.
Mia przechadzała się po swoim apartamencie, który był wielkości sali balowej,
czując się niepewnie pośród takich wspaniałości. Nie potrafiła przestać myśleć o tym, co
usłyszała. Miała szczęście, że była gościem w chyba najpiękniejszym pałacu świata, ale
tak naprawdę pragnęła znalezć się w jakimś przytulnym pokoiku i szczerze porozmawiać
z Ramem.
Na myśl o nim zalała ją fala tęsknoty, ale nie miała pojęcia, kiedy go znowu zoba-
czy. Ram nie musiał się przed nią tłumaczyć, a odkąd znalezli się W Ramprakeshu zrobił
się tak nerwowy, że nie była w stanie przewidzieć, kiedy się zjawi. Ale nie zamierzała
kręcić się tu bez celu przez resztę dnia. Nawet jeśli on był zbyt zajęty, aby się z nią spo-
tkać, ona też miała co robić. Aż się paliła, żeby przystąpić do pracy. Nie przyjechała tu
jako turystka i nie była tak naprawdę gościem, a jeśli Ram mówił poważnie o zaprezen-
towaniu przez nią pomysłów dotyczących wystroju zarówno jachtu, jak i nowego pałacu,
wobec tego pierwsze, co powinna zrobić, to udać się na miejsce budowy - co z kolei zna-
czyło, że potrzebowała odpowiedniego ekwipunku.
Uśmiechała się, odkładając słuchawkę telefonu. Zaraz ktoś dostarczy formularz
zamówieniowy. Ramprakesh był uroczo staroświecki, ale i zbiurokratyzowany.
Wypełniwszy formularz, Mia złożyła go starannie i położyła na złotej tacy, pozo-
stawionej właśnie w tym celu.
- Mogłaś przekazać zamówienie drogą...
- Ram! - Zerwała się z krzesła. - Co ty tu robisz?
R
L
T
Ram sprawiał wrażenie równie opanowanego jak zawsze - jakby nie rozstali się w
gniewie. Oparł się o drzwi, skrzyżował ręce na piersi i rzekł:
- Pukałem, ale byłaś zbyt zajęta, żeby zwrócić na to uwagę.
- Myślałam, że to ty jesteś zbyt zajęty, aby się ze mną spotkać - zripostowała.
- Uznałem, że sprawdzę, czy podoba ci się twój apartament.
- W końcu.
- Kiedy przyjechaliśmy, miałem sprawy do załatwienia, musiałem porozmawiać z
ludzmi... A więc podoba ci się - stwierdził.
- %7łartujesz? Nikt tak nie mieszka, Ram.
- Przynajmniej jedna osoba, którą znasz, owszem - odparł cierpko.
- Ale już niedługo. - Mia uśmiechnęła się.
- Tak, jak wiesz mam inne plany. Więc jak będzie, Mia? - Oderwał się od drzwi i
ruszył spokojnie w jej stronę, przypominając jej, nie po raz pierwszy zresztą, pełnego
gracji kota z dżungli. - Napad złości czy chandra?
- Ani jedno, ani drugie - odparła. - Ale przydałoby się tobą porządnie potrząsnąć.
- Co więc myślisz o moim pałacu? - zapytał.
- Jako o domu dla ciebie? Zbyt dużo przepychu, tak jak i na jachcie, ale to oszała-
miająca wizytówka kraju.
Ram wziął do ręki formularz zamówieniowy.
- Skoro potrzebowałaś czegoś, powinnaś była do mnie zadzwonić.
- Czemu miałabym to robić - odparła z urazą - skoro nie starczyło ci czasu nawet
na to, aby mnie zaprowadzić do mojego apartamentu?
- Przyjmij, proszę, moje przeprosiny. - Ale mówiąc to, uśmiechał się i w jego gło-
sie nie było słychać skruchy.
- Czy mogę cię o coś poprosić?
- O cokolwiek tylko chcesz, Mia - wymruczał, podchodząc do niej.
- Mogę dostać z powrotem mojego dawnego przyjaciela?
Ram zaśmiał się, ale ona miała dość zmian jego nastroju i nie chciało jej się gła-
skać teraz jego ego.
- Po co przyszedłeś? - zapytała.
R
L
T
- Nie domyślasz się?
Jego słowa zaszokowały ją i podekscytowały. Naprawdę sądził, że jest na każde
jego skinienie? Sekundę pózniej uświadomiła sobie, że odpowiedz na to pytanie jest
twierdząca. Uczyniła parę kroków w tył, odsuwając się od Rama, który stopniowo
zmniejszał dzielącą ich odległość.
- Ty nie możesz...
- Czego nie mogę, Mia?
- Tego, co ci chodzi po głowie. - Czując za sobą stół, zaczęła go okrążać.
- Nie zrobię niczego, na co nie będziesz miała ochoty - zapewnił ją Ram.
- Czy to nie może poczekać do jutra? - Miałaby czas, aby umocnić swoje postano-
wienie.
- Naprawdę tego chcesz? - Na jego ustach błąkał się uśmiech.
- Ram, nie możesz tak po prostu...
- Pocałować cię? Przytulić?
Jak to możliwe, że znalazła się w jego ramionach?
- Zawsze możesz odejść. Nie? Nie chcesz?
- Wiesz, że nie - odparła schrypniętym głosem.
- Uważaj na to, co mówisz - ostrzegł ją, patrząc jej prosto w oczy. - Zciany pałaców
mają uszy.
I usta do szeptania sekretów, pomyślała, czując, jak jej puls przyspiesza.
- Chyba rzuciłaś na mnie urok - mruknął, przyciągając ją jeszcze bliżej.
- Chciałabym.
- Co byś chciała, Mia?
Aby Ram posiadł ją teraz - tutaj, na jednym z tych miękkich kobierców pod sufi-
tem pokrytym lustrami. Ale to tylko na chwilę pozwoliłoby jej zapomnieć o tym, że Ram
jest poza jej zasięgiem.
- Nie - szepnęła, gdy musnął ustami jej wargi.
- Nie? Chcesz mi powiedzieć, że nie chcesz tego? Och, tak, bardzo...
Ram potrafił być taki czuły. Kochał się z nią tak, jakby czas nie istniał. A ona od-
powiadała tak jak zawsze, jakby nie była w stanie nasycić się jego ciałem.
R
L
T
ROZDZIAA CZTERNASTY
Kochanie się z Mią było niczym powrót do domu. %7łałował jedynie tego, że nie
może ona uczestniczyć w jego przyszłym życiu w Ramprakeshu. Nie potrafił jednak po-
zwolić jej już teraz odejść.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]