[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kaczki w piecyku masz dobre słowo, a dla mnie nic.
 Kocham ciÄ™, niemÄ…dra.
 Też wymyśliłaś!  powiedziała Ala i położyła słuchawkę.
Podeszłam do pani Rozalii, żeby z bliska zobaczyć, jak jej idzie z tym kotem, kiedy
zadzwonił telefon.
 Niech pani przyjmie, złociutka, ja skorzystam z tego, że pani tu jest, i obetnę mu
pazury, bo strzępi kanapę.
To była Ala.
 Oooo!  ucieszyła się.  Tak myślałam, że może jeszcze jesteś!
 A co się stało?
 Nic się nie stało.
 To dlaczego dzwonisz?
 Przypomniałam sobie jedną rzecz o Tinie. Wiesz, kiedy ona zjadła tę zupę szcza-
wiową z jajkiem i pierogi ruskie, to pózniej pocałowała mnie w policzek.
 Na do widzenia?
 Nie. Podziękowała mi, powiedziała, że od lat nie jadła takiego pysznego domo-
wego obiadu.
 Pewnie siÄ™ odchudza.
 Nie. Najczęściej jada w szkole, czasami w domu na chybcika, w soboty i w nie-
dziele często na mieście.
 Dlaczego?
 Nie wiem.
 Słuchaj... widziałaś jeszcze kiedyś Marcina?
 Nie, ale mówiłam ci przecież, że Olo z nim rozmawiał i nawet mu powiedział, że
jesteś w Osadzie. Może przyjedzie do ciebie!  roześmiała się.  Lecę do mojej kacz-
ki, bo spłonie.
 Leć.
29
Pani Rozalia mocno trzymała swojego kota. W końcu jednak zaczął się wyrywać,
wyraznie lubił czyszczenie uszu, jednak nie znosił obcinania pazurów.
 A idz, ty cholerny kocie!  zdenerwowała się wreszcie pani Rozalia i puściła go.
Nerwowo machając ogonem, podszedł do mnie i miauknął. Podrapałam go za
uchem, ciągle myślałam o rozmowie z Alą. Dlaczego nawet w soboty i w niedziele na
mieście? Najpierw Tina powiedziała mi, że lubi tylko te kobiety, które nie płaczą, wie-
dzą, czego chcą, i że sama do takich należy. Potem, że nie ma żadnych planów ani ma-
rzeń. Jak może nie mieć planów kobieta, która dobrze wie, czego chce?
Alka złapała ją na szczawiową z jajkiem i pierogi ruskie, w ten prosty sposób zasłu-
gując sobie na gest serdeczności z jej strony. Jaka ta Tina jest wobec tego? A to już kło-
pot Kacpra, zdecydowałam niechętnie. I nieszczerze, bo to był również mój kłopot.
Sięgnęłam po książkę, otworzyłam ją na przypadkowej stronie, bo musiałam odna-
lezć miejsce, w którym przerwałam czytanie. Spojrzałam...W pierwszej chwili pomyślał,
że to z powodu jakiejś dolegliwości, potem, że od łez nieustannie płynących z jej oczu...
Rzeczywiście, kobiety Iris Murdoch bardzo są płaczliwe. Uświadomiłam sobie, że teraz,
czytając jej książki, również zacznę polować na łzy. Gorzej, zawsze płacz tych kobiet bę-
dzie mi przypominał Tinę, o której przecież rada bym była jak najprędzej zapomnieć.
Kacper wrócił bardzo pózno, w podartych spodniach, poranione kolana miał prze-
wiązane kawałkami hinduskiej apaszki Tiny.
 Co ci się stało?
Był wściekły.
 Nie mi się nie stało, po prostu wywaliłem się na rowerze.
 Potrącił cię samochód?
 Oj, mamo, nie panikuj, zaraz samochód...
 A co?
 Wywaliłem się w lesie.
 Nocą jezdziłeś po lesie?
 Jezdziłem. I tak dobrze, że Tinie nic się nie stało, bo miałem ją na ramie.
 Zgłupieliście chyba.
 Może.
Wyjęłam z sza4ài wodÄ™ utlenionÄ… i plastry z opatrunkiem.
 Najpierw wezmÄ™ prysznic.
Zdjął spodnie, stał przede mną w kolorowych slipach, w powyciąganej bawełnia-
nej koszuli z rozdartym rękawem. Na kolanach wisiały mu smętne strzępki szyfonowej
chustki. Kacper, metr osiemdziesiąt dwa, a dla mnie mały Kacper z poranionymi kola-
nami, któremu nie umiem pomóc. Co robić? Milczeć, oczywiście. Głupia dziewczyna,
dokąd ona go wlokła nocą po lesie? Dlaczego mu pozwoliła? Nie wytrzymałam.
 Musiałeś?
30
 Nic nie musiałem. Chciałem. Nie masz pojęcia, jak pięknie jest nocą nad jeziorem,
jechaliśmy z pola namiotowego skrótami przez las.
Komu on to mówi, myślałam, kiedy już brał prysznic, komu? Mam pojęcie, jak pięk-
nie jest nocą nad jeziorem, bo przecież kiedyś płynęliśmy po nim z Marcinem i oto-
czona ciszą spokojnej wody niemal słyszałam, jak biją nasze serca, więc naprawdę wiem.
Nagle uświadomiłam sobie, że za czasów Marcina płakałam równie często jak kobiety
Iris Murdoch.
Jesienny dzień, kolejny mojej samotności w Osadzie, a tu nagle niespodzianka. Od
rana niebo błękitne i chociaż ziemia pełna już martwych liści, ciepło i miło. Czyżby
babie lato? Och, daleki zrobiłam spacer tego ranka! Zamiast zabrać się do tłumacze-
nia, poleciałam obejrzeć stare kąty. Zajrzałam do rosarium, ale stamtąd uciekłam, bo
nawet słońce nie uratowało smętnego wyglądu kwiatów. Za to wesoło było na kortach,
gdzie piszcząc bawiły się teraz dzieci z pobliskiego przedszkola. I cudownie na molo, bo
słońce rozświetlało wodę i wdzierało się między szuwary, zawsze poszarzałe o tej porze
roku. Gena zatrzymała mnie, kiedy już wracałam  Pod Kołatkę .
 Jeszcze nie wyjechałaś?
 Jak widzisz. Co masz w tej torbie, na pewno kupiłaś sobie jakiś nowy ciuch,
pokaż!
 To nie dla mnie. Kupiłam dla dzieciaków ciepłe skarpetki na zimę.
Zawsze mówiła o swoich synach i córce  dzieciaki , chociaż cała trójka wyrosła jej
ponad głowę, ale to akurat rozumiałam. Odchyliła torbę, rzeczywiście wyładowaną
skarpetkami.
 Maryla wyrzuci mnie na zbity pysk z tymi czerwonymi. Ty wiesz? Zawsze była dla
nas Marysią, a teraz każe nam mówić Maryla. Po tej Rodowicz. Jak ją wołam Marysia,
to ona w ogóle nie odpowiada, nie ma żadnej Marysi w domu, masz pojęcie? Przyjechał
do ciebie ten facet?
 Jaki facet? Nikt tu do mnie nie przyjeżdża, zostałam w Osadzie, żeby spokojnie
pracować.
 No to widzę, że znowu coś mi się chrzani w tej głowie, mówiłam ci już, że mam
kiepską. Zrozumiałam, że to do ciebie ten gość.
Musiało coś być w moim spojrzeniu, bo Gena zauważyła.
 Albo nic nie wiesz.
 Nic nie wiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •