[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Snow wyobraziła sobie, jak na twarzy matki pojawia się pionowa
zmarszczka, jak zwykle gdy ktoś, kogo kocha, ma kłopoty i nie
postępuje jak należy. Nagle zapragnęła ją zobaczyć.
- Mam na imię Snow.
- Tak. Kochanie... Ojciec jest na dole. Lepiej się pospiesz.
W jednej chwili zerwała się z łóżka, potykając o coś po drodze.
Nie zwróciła jednak na to uwagi. Coś się musiało stać. Ojciec nigdy
nie przychodził do tego domu, chyba że przyjeżdżał po nią lub
odwoził. Może jakimś cudem dowiedział się o kocie i odebrał go ze
schroniska? Minęła matkę, nawet na nią nie patrząc, choć
234
najwyrazniej chciała jej coś powiedzieć, i zbiegła po wielkich
marmurowych schodach, jakie czasami widzi się w filmach. Stojący
na dole Julian wskazał jej drzwi do biblioteki.
- Tato! - zawołała, wpadając jak burza do pokoju. - Oni zabrali
Doktora Darrowa do schroniska.
- Kochanie. - Położył jej dłonie na ramionach i spojrzał głęboko
w oczy. Tylko raz widziała to spojrzenie.
- Co się stało?
W tej jednak chwili zobaczyła Sarę. Siedziała na kozetce pod
portretem dziadka Juliana. Snow wolno do niej podeszła. - Cześć,
Saro.
- Cześć, Snow.
- Słyszałaś, co się stało z Doktorem Darrowem? - spytała,
zniżając głos. - Moja mama uważa, że mam na niego uczulenie. Ale to
nieprawda. Zamierzam go odzyskać.
- Susan, miewasz okropne ataki duszności - odezwał się Julian
tonem gospodarza domu. - Wszyscy o tym wiemy.
- Testy nie wykazały, że jest uczulona na koty -odpowiedział
Will- - Nie pozwoliłbym jej wziąć kota, gdyby tak było.
- Odzyskam go - powiedziała Snow do Sary, ignorując obu
mężczyzn. Chciała ją uspokoić, że kotek z wyspy będzie kochany jak
należy, choć tak zle został potraktowany. Nagle dotarło do niej, że w
bibliotece zebrały się wszystkie ważne dla niej osoby- Uśmiechnęła
się i spojrzała Sarze w oczy.
- Czy to nie dziwne? -spytała.
Sara pokręciła głową.
- Nie sądzę.
- Dlaczego?
- Bo jesteśmy tu z twojego powodu - odrzekła Sara.
Rzeczywiście. Zebrali się tu, bo ona ich wszystkich łączyła. Miała
ochotę się roześmiać, lecz uświadomiła sobie, że jeszcze chwila, a
wpadnie w histerię. Coś jednak było nie tak.
- To nie chodzi o Doktora Darrowa, prawda? - spytała, siadając
obok Sary.
Sara pokręciła głową. Dopiero teraz Snow zauważyła, jaka jest
blada. Miała białą skórę i zamglone spojrzenie, co było u niej
235
niespotykane. Nie mogła też skupić wzroku. Nadal jednak się
uśmiechała.
- To o co chodzi? - spytała Snow.
- Przyjechałam, żeby się z tobą pożegnać.
- A dokąd wyjeżdżasz?
- Wracam na wyspę.
- Sama?
Długo nie odpowiadała i wtedy ojciec przyszedł jej z pomocą.
- Ze mną - powiedział.
- Co? Mogę jechać z wami? Jeśli ty jedziesz, to ja też. Powiedz
mu, że mi pozwalasz, mamo...
Sara ścisnęła ją za rękę. Snow kątem oka dostrzegła, że matka
robi krok w ich stronę, lecz nie odezwała się.
- Nie, Snow - powiedziała Sara. - Nie możesz jechać z nami.
- Nie rozumiem. To po co tam jedziesz?
- Susan... - zaczęła matka drżącym głosem, a Julian otoczył ją
ramieniem.
- Znowu jestem chora -wyjaśniła Sara.
- Nie...
Snow przycisnęła dłonie do ust. To niemożliwe. Tak dobrze się
czuła. Przecież jeszcze niedawno jezdziły na nartach, modliły się za
Mike'a, gdy wpadł do stawu. Sara miała różowe policzki, nosiła
drewno, miała apetyt.
- Chcę być z Mikiem i twój ojciec zawiezie mnie do niego.
- To niesprawiedliwe - powiedziała Snow.
Tylko Sara zrozumiała, co ma na myśli. Pozostali podeszli bliżej,
przekonywali, że powinna zostać w Fort Cromwell, bo szkoła, bo
dom, bo matka. Słyszała każde zdanie, lecz wyrzucała je ze
świadomości. Nie mówiła o wyjezdzie na wyspę. Uważała, że to
niesprawiedliwe, że Sara znowu jest chora.
Sara wzięła ją za rękę. Jej włosy nadal wyglądały wspaniale.
Trudno uwierzyć, że przed dwoma tygodniami były takie okropne,
żółtoszare, a teraz miały taki piękny białozłoty odcień.
- Masz wspaniałe włosy - powiedziała, splatając palce z palcami
Sary.
- Dzięki tobie.
236
Schyliła głowę, czując w ustach słony smak łez. Dłoń Sary była
taka drobna i ciepła. Czuła, jak emanuje energią. Ta energia
wypełniała pokój i otaczała wszystkich obecnych.
- Zobaczę cię jeszcze? - spytała tak cicho, że tylko Sara mogła ją
usłyszeć.
- Nie sądzę.
Snow skinęła głową. Zamknęła oczy i chłonęła obecność Sary.
Jest przy mnie, myślała. Wkrótce odejdzie, ale teraz jest. Nie miała
okazji przeżyć tego z Fredem. Nie doświadczyła tego momentu
odejścia, kiedy zniknął jej z oczu i z życia. Zcisnęła mocno dłoń Sary.
- Mam kilka rzeczy po moim bracie -powiedziała.
- Na przykład skarpetki -podsunęła Sara.
Snow kiwnęła głową, podciągnęła spodnie i pokazała
ciemnobrązowe skarpety.
- Imiona były dla mnie bardzo ważne - dodała bezosobowym
głosem. Alice jęknęła. Snow usłyszała ból w głosie matki, mówiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]