[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozwój wydarzeń był z góry ustalony.
- Tak, tak, stary, my, chłopcy z Południa, nigdy się nie poddajemy! Nie zapominaj o tym! -
krzyknął jego przyjaciel Bili na pożegnanie. - Co to? Komórka na polu bitewnym? - zaśmiał się. -
Czy ty przypadkiem nie przesadzasz?
- Po takiej wygranej mamy prawo do odrobiny luksusu - zażartował Matt. - A tak na serio,
zawsze noszę ją przy sobie, na wszelki wypadek. Na razie!
- Odjechał kawałek w bok i zatrzymał konia.
- Tak, słucham?
- Matt! Nareszcie, już od dłuższego czasu próbuję się do ciebie dodzwonić.
- Cześć, Randy, i co, masz jakieś wieści?
- Czuł, jak w jednej chwili cały sztywnieje, jak napinają mu się wszystkie mięśnie. - Mów, co z
tymi kośćmi?
- Tego jeszcze nie wiem, ale pamiętasz, pytałeś mnie kiedyś o kobiety zaginione w naszej
okolicy.
- Tak, pamiętam. - Ogarnął go dziwny chłód. - Mam przyjechać?
- Nie, nie ma takiej potrzeby, wszystko ci prześlę faksem. Ale posłuchaj tego! %7ładna z nich nie
była tak naprawdę stąd, wszystkie przyjezdne, a jedna z nich, Susan Howell, która miała
dwadzieścia sześć lat, to prawdziwa bizneswomen. Ostatni raz widziano ją, jak wyjeżdżała ze stacji
benzynowej przy Stoneville i kierowała się w stronę autostrady. Albo inna, Catherine Argsley,
która po raz ostatni widziana była przy aptece na granicy miasta i pochodzi ze Stanford w
Connecticut. Była naukowcem, biochemikiem. Mam tu jeszcze niejaką Tammy Silverę. Słyszałeś
kiedykolwiek o którejś z nich?
- Tak, umawiały się z Carterem Suttonem, przyjacielem naszej rodziny. - Rozejrzał się nerwowo
dokoła, lecz nie widział nic prócz kurzu i pyłu. Darcy miała tu przyjechać z Carterem i Clintem, ale
do tej pory nikogo z nich nie spotkał. Zaraz, Clinta musiał przecież widzieć, bo kuzyn miał do
odegrania rolę poległego żołnierza. Ale gdzie się teraz podziewal? - Randy, muszę kończyć. Znajdz
mi, proszę, wszystko na temat Car-tera, a ja spróbuję z nim zaraz porozmawiać. - Nie czekając na
odpowiedz Randy ego, zakończył rozmowę. Czuł, jak zaczyna go ogarniać panika. Próbował się
wyciszyć, uspokoić, ale tym razem nie było to takie proste. Fakt, że Carter spotykał się z tymi
kobietami, nie musiał przecież oznaczać...
Odkąd go znał, Carter przebierał w kobietach jak w ulęgałkach. Zresztą Clint wcale nie był od
niego lepszy. Na samą myśl, że jedną z tych zaginionych kobiet mogłaby być Darcy, zrobiło mu się
słabo. Gdzie też oni są, gdzie się podziali? W tych tumanach kurzu nic nie było widać.
Tędy, jedz tędy!
Z wrażenia omal nie spadł z konia. Coś pchało go w stronę łąk i pól, jakaś siła, której nie
pojmował, ale którą zdążył już wcześniej poznać. Znowu słyszał ten natrętny, naglący szept...
Jedz, jedz już, ruszaj!
Szept stawał się coraz głośniejszy. Nie wahając się ani chwili dłużej, Matt ruszył z kopyta
wprost przed siebie.
- Czyżbym pomylił drogę? - Clint rozejrzał się wkoło. - Nie, nie wierzę, przecież znam tę
okolicę jak własną kieszeń. Nie mogłem zabłądzić. Zaczekaj chwilę. - Zsunął się z konia i zniknął
w pobliskim zagajniku.
Mola zaczęła głośno warczeć, gdy z zarośli ponownie wyłoniła się męska postać. Ale to nie był
Clint, lecz Carter. Darcy nic z tego nie rozumiała.
- Hej, panienko, chyba pomyliłaś drogę! - zawołał wesoło, jak zwykle skory do żartów. Mola
znowu zawarczała.
- Mola, daj spokój, przecież to tylko Carter! - zrugała ją Darcy. - A gdzie się podział Clint?
- Dałem mu mojego konia, już pojechał. Bardzo mu się spieszyło, bo marzył o gorącym
prysznicu i czystych ciuchach. - Znowu głośno się roześmiał. - Obiecałem, że odstawię cię do
domu. Zrobisz mi miejsce? Odwróć konia...
Darcy wykonała polecenie.
- Aż tutaj dotarł ten dym, strasznie szczypie mnie w oczy - poskarżyła się po chwili Darcy. - Ale
zaraz, dokąd my właściwie jedziemy? - zapytała, gdy zbliżyli się do dużego mostu nad rzeką.
- Jak to gdzie? Do domu. Mamy się tu niedaleko spotkać ze wszystkimi. Chciałem się jeszcze
rozejrzeć, bo zgubiłem po drodze rękawice. Tylko minutkę, jak sądzę, pewnie nie masz nic
przeciwko? A może byś mi pomogła? - zapytał, ześlizgując się z konia. - Byłoby szybciej. - Podał
jej rękę i pomógł zsiąść. - Przywiąż Nellie do któregoś z tych drzew - zaproponował i poszedł w
stronę mostu.
Gdy Darcy ruszyła w ślad za nim. Mola najpierw ostro warknęła, pokazując zęby, a potem
zaczęła zajadle szczekać. Darcy spojrzała na nią zaniepokojona.
- Bądz już cicho! - ofuknęła psa zirytowana i ruszyła przed siebie.
Po chwili stała już na moście. Wtedy usłyszała skowyt psa.
- Carter, co tu się dzieje? Co jest z psem, dlaczego tak wariuje?
- Nie mam pojęcia, może nadepnęła na coś ostrego i teraz boli ją łapa. - Jego oczy zwęziły się
nagle nie do poznania. - Chodz tu, Darcy!
Nie zdążyła się nawet poruszyć, gdy w jednej chwili leżała na ziemi. Gdyby nie rzucił się na nią
tak nagle, tak niespodziewanie, może udałoby się jej jeszcze coś wymyślić.
- O co ci chodzi, Carter? Czego chcesz? - zapytała przerażona.
- Nie byłaś na tyle mądra, żeby stąd wyjechać. - Nisko nad nią pochylony, tuż nad jej twarzą,
wyrzucał z siebie słowa, które wprawiały ją w osłupienie. - Chodzisz tu i węszysz jak policyjny
pies. Tym razem przesadziłaś, nie będę dłużej czekał, aż wykopiesz kolejne szczątki. Uprzedzałem
cię, prosiłem, ale jesteś uparta jak muł. Nigdy się nie poddajesz, co?! Ty nie dajesz za wygraną, nie
słuchasz też dobrych rad. Wydaje ci się, że jesteś taka mądra...
Z całej siły przyciskał ją do ziemi, nie mogła nawet drgnąć. Wyglądał teraz jak prawdziwy
bandzior, zniknął gdzieś bez śladu miły, wesoły i zawsze uprzejmy Carter. Pod jedną z dłoni
poczuła piach i podjęła natychmiastową decyzję. Zgarnęła ukradkiem tyle piachu, ile tylko jej się
zmieściło w rękę i sypnęła Carterowi w oczy. Zaklął paskudnie, poderwał się i przykrył dłońmi
twarz, wypuszczając tym samym Darcy z żelaznego uścisku. Bez zastanowienia z całej siły
wpakowała mu kolano pomiędzy uda. Zawył z bólu, a ona, nie myśląc wiele, zerwała się na równe
nogi. Nie udało jej się jednak uciec, bo w ostatniej chwili chwycił ją za kostkę i szarpnął tak mocno,
że znowu upadła na ziemię. Czuła, jak uderza głową o coś twardego, wszystko zaczęło wokół niej
wirować i zapadła się w ciemność. Wiedziała, jaki Carter ma plan, już wszystko zrozumiała, pojęła,
o co mu chodzi. Chciał zrzucić ją z mostu w przepaść i tym samym raz na zawsze zakończyć jej
niebezpieczne śledztwo. No cóż, plan był niezły, każdy pomyśli, że to nieszczęśliwy wypadek, że
Nellie poniosła ją na most i Darcy zsunęła się z konia, a spadając w przepaść, zginęła.
- To ty jesteś mordercą! - szepnęła półprzytomnie, gdy się ocknęła. Zorientowała się, że Carter
trzyma ją na rękach. A więc jeszcze chwila i poszybuję w dół, pomyślała z przerażeniem. - Ta
dziewczyna w wędzarni to też twoja sprawka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]