[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pochwaliła Trenta, gdy wszedł do środka. Musiała mówić
bardzo głośno.
- Dziękuję. - Przeniósł wzrok z jej oczu na usta, po czym
umknął spojrzeniem w bok.
Ona z kolei starała się nie patrzeć na jego tors, który jawił
się w jej nocnych fantazjach.
- Chyba muszę siadać do pracy.
- Do pracy. - Skinął sztywno głową. - Jak widzisz, udało
mi się przemycić własny komputer.
Usiedli naprzeciwko siebie przy stole. Prądnica huczała.
Rusty nie byłaby zdziwiona, gdyby nawet w domu mogli ją
usłyszeć. Uniosła wzrok na Trenta, \eby mu to powiedzieć i
przyłapała go na gorącym uczynku - wpatrywał się w nią. W
mgnieniu oka przeniósł wzrok na komputer i czytał coś z
ekranu z taką uwagą, \e się nie odezwała.
Usiłowała o nim nie myśleć. W ka\dym razie niezbyt
często. Teraz, kiedy wyznali sobie prawdę i ustalili nowe
zasady postępowania, wcale nie powinna o nim myśleć. On
miał swoje cele, ona swoje. śadne z nich nie chciało, by
romans zamącił im spokój.
Niestety, Rusty trudno było nie zwracać uwagi na
mę\czyznę, siedzącego po przeciwnej stronie zdezelowanego
stołu.
Przyzwoity. Prawy. Zasługujące na uznanie cechy, których
brakowało wielu znanym jej mę\czyznom. Poruszyła się
niespokojnie na twardym, drewnianym krześle. Zamiast
napisów na ekranie widziała Trenta bez koszuli, otwierającego
przed nią drzwi sypialni. Widziała jego usta zbli\ające się do
jej warg. Czuła...
Wyłączyła gwałtownie komputer.
- Coś nie w porządku? Zupełnie jakby głośno
wypowiedziała swe myśli.
- Nie mogę się skupić. To przez ten hałas. Popatrzył na
nią spod przymru\onych powiek i wstał od stołu.
- Sprawdzę w teczce. Mo\e mam zapasowe opakowanie
zatyczek do uszu.
- W teczce?
- Na budowie hałas czasami przekracza przyjęte normy. -
Wyjął saszetkę i rozsunął zamek błyskawiczny. - Są te\
znakomite w czasie lotu. - Poło\ył na dłoni Rusty dwa \ółte
cylinderki. Czubkami palców musnął jej skórę, a ona poczuła
przyjemny dreszczyk, biegnący a\ do łokcia. Dłoń jej zadr\ała
i jedna zatyczka upadła na podłogę.
- Ostro\nie. - Podniósł cylinderek i poło\ył na jej otwartej
dłoni.
- Dzię...ękuję. On wrócił do swego komputera, a ona
wło\yła zatyczki do
uszu. Mo\na wytrzymać. Zdecydowanie lepiej. Patrzył na
nią, więc uniosła kciuk i włączyła komputer.
To, co napisała przez pół godziny, mo\na by nazwać
bełkotem, ale chciała zrobić na Trencie wra\enie pogrą\onej
w pracy, odpornej na jego obecność. Gdyby wiedział, co jej
się marzyło!
Wyobra\ała sobie, \e czuje ciepło jego ciała. Chciała go
dotykać i być przez niego dotykana. Wyrywały się do tego jej
palce. Jej wargi. Niebyła w stanie pracować. Ponownie
wyłączyła komputer.
Trent podniósł na nią wzrok.
- Zrobię parę zdjęć. Mo\na?
- Nie wchodzę ci w kadr?
- Nie, sfotografuję miejsce koło kuchni i kominek.
Powiedz, je\eli będę ci przeszkadzać.
Oderwał się od rozło\onych papierów i obserwował
Rusty. Zawieszała i układała koce w kratę. Do starego
czajnika wło\yła bukiecik sztucznych stokrotek. Okna
ozdobiła zasłonami. Najwięcej czasu zajęło jej ustawianie
pustych opakowań reklamowanych produktów. Pochylona nad
siedzeniem krzesła, które miało być częścią ekspozycji,
komponowała najlepszy jej układ. Trent wstrzymał oddech,
gdy sweter obsunął się i odsłonił rowek między piersiami.
Nie był młodzikiem, ale nie mógł oderwać oczu od tego
widoku. Miała taką jasną karnację, bez cienia opalenizny na
szyi i karku. Złotobrązowe blondynki, które go poprzednio
pociągały, wydały mu się teraz pospolite. Rusty nie
wystawiała swej jasnej, delikatnej skóry na słońce... i na pokaz
mę\czyznom.
Zaschło mu w ustach. Rusty wyprostowała się, wzięła
aparat i zaczęła fotografować produkty pod ró\nym kątem,
pozy, jakie przy tym przybierała, nie przywróciły Trentowi
spokoju ducha.
Miała niewiarygodnie gibkie ciało i Trent ju\ nawet
przestał udawać, \e pracuje. Patrzył na nią. Ona zaś ani razu
na niego nie spojrzała, tylko nadal, zmieniając co chwila
kompozycję, pstrykała najrozmaitsze ujęcia. Od czasu do
czasu odrzucała włosy z twarzy lub poruszała ramionami,
\eby rozluznić mięśnie.
Trentowi robiło się słabo z po\ądania. To istna tortura.
Wspólna praca nie była mo\liwa. Nie mógł ju\ tego dłu\ej
wytrzymać. Gwałtownie wyłączył komputer i pokazał
kciukiem drzwi.
- Pójdę sprawdzić, co z końmi. Rusty, zaró\owiona i
potargana, skinęła z roztargnieniem głową.
Trent odczekał, a\ podniesie aparat do oczu, i dopiero
wtedy wstał z krzesła i odmierzonym krokiem wyszedł z
chaty.
Rusty z radosnym uśmiechem przysiadła na piętach.
Wszystko poszło nadspodziewanie dobrze. Zwłaszcza \e w
filmie zostało jeszcze tylko sześć zdjęć.
- Przed Bo\ym Narodzeniem? George przekonał pana
Dearsinga, \e prezentacja projektów ma się odbyć przed
Bo\ym Narodzeniem?
- Tak.
- On nie mo\e podjąć takiej decyzji!
- No có\, ju\ podjął. - Alisa znała reakcje Rusty na złe
nowiny. Trzeba było poczekać, a\ się wykrzyczy.
- Jestem na wakacjach i on o tym wie! - Rusty przysiadła
na kłodzie. Znowu była w chacie z Trentem, lecz wyszła
przeprowadzić rozmowę z dala od tego piekielnego
generatora. To idiotyczne urządzenie nieprzerwanie huczało i
przeszkadzało w rozmowach telefonicznych i odbiorze faksu,
więc zwykle telefonowała, spacerując na zewnątrz.
- Czy Dearsing nie dostrzega, \e to podstęp? - Rusty
zerwała się z kłody i wzburzona maszerowała po zeschłych
liściach i sosnowych igłach. - Czy ten człowiek nie wie, \e
mam wakacje? - powtórzyła.
- O, George ju\ zwrócił mu na to uwagę - odrzekła
ostro\nie Alisa.
- Nie mów mi, \e on powiedział coś w rodzaju:  Nie
mogę uwierzyć, \e Rusty wybrała akurat ten przełomowy
moment na urlop".
Cisza.
- No?
- Uprzedziłaś, \eby ci nie mówić. Rusty opuściła telefon i
wydała dziki okrzyk, a\ echo rozniosło się po lesie. Ul\yło jej.
- Rusty? Przyło\yła telefon do ucha.
- Słucham.
- Zdjęcia są wspaniałe. Powiedz mi tylko, kim jest ten
facet z siekierą?
Rusty uśmiechnęła się na wspomnienie wyprawy po
choinkę.
- Trent?
- Nic dziwnego, \e nie wróciłaś.
- Wybiera się na narty! Mo\esz to sobie wyobrazić?! -
Trent uderzył pięścią w kierownicę. Wracali samochodem z
chaty do domu. - Mówię człowiekowi, \e będę miał dla niego
gotowe zamówienie, a on oświadcza, \e wyje\d\a na święta
na narty i wróci po pierwszym stycznia. Tłumaczę, \e nie
zdą\ę z papierkową robotą przed końcem grudnia, a on
oznajmia, \e mu przykro, ale wyje\d\a. Przykro mu!
Rusty siedziała cicho. Dopiero co sama skrzyczała Bogu
ducha winną Alisę, więc i on powinien móc wyładować złość.
Poza tym nie była w nastroju do rozmowy. Trent, widząc,
\e Rusty nie reaguje, ograniczył się do pomruków, uderzania
dłonią w kierownicę i potrząsania głową.
- Trent.
- Wiem, Rusty, ja ciągle o tym samym.
- Rozumiem cię, wierz mi. Dearsing ustalił datę
prezentacji projektów na rano dwudziestego czwartego.
Spojrzał na nią zaskoczony.
- To znaczy na...
- Wigilię. Wymyślił sobie, \e prezentacja odbędzie się
rano, potem będzie biurowy świąteczny obiad i wszystkich
zwolni trochę wcześniej z pracy.
Milczeli do samego domu. Opony zazgrzytały na \wirze,
gdy Trent hamował przy podjezdzie. Siedzieli jeszcze w ciszy,
którą Trent przerwał pytaniem:
- Co masz zamiar teraz zrobić? Potrząsnęła głową.
- Nie wiem. A ty?
- Jeszcze coś poobliczam i zobaczę, na czym stoję. A
jutro jest niedziela. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •