[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spacerując w ogrodzie, kilkakrotnie widziała go z daleka, ale jeszcze ze sobą nie
rozmawiali. Czasem, gdy nagle odwróciła się za siebie, widziała, że on stoi i
- 35 -
S
R
patrzy na nią z oddali. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy jej nie śledzi. Jednak
w jakim celu miałby to robić? Zresztą wtedy, gdy ktoś włamywał się do domu
ciotki, jego tu nie było.
Rozdział trzeci
- Tamtego ranka miałem szansę i ją straciłem. Zanim zareagowałem, ten
człowiek siedział w łodzi - rzekł Drew, zły, ponieważ francuski statek więcej się
nie pokazał.
- Nie mamy pewności, że to był szpieg - zauważył jego ordynans. - Może
to przemytnik. Co prawda, w jaskini nic nie znalezliśmy, ale sam pan mówił, że
były tam ślady składowania beczek.
- Woda przypływu zalewa tylko pierwszą jaskinię, w głąb ciągną się
następne. Nie poszedłem tam, bo nie wziąłem ani lampy, ani świecy, ale wydaje
mi się, że widziałem tunel wykopany ludzką ręką i że on prowadzi w głąb lądu.
W tych stronach w wielu miejscach są tunele pozostałe po starych kopalniach, z
czasów, gdy odkryto miedz i cynę. Przemytnicy o tym wiedzą i wykorzystują je
do własnych celów.
- Dlatego tak trudno ich złapać. Nie mogą transportować kontrabandy
wozami przez wieś ani zwalać jej po prostu na brzeg. Ktoś by zauważył i
wezwał straż przybrzeżną.
- Być może. Miejscowi niewiele mówią na ten temat. Jestem pewien, że
cały przemyt jest składowany na terenie ziem lady Edgeworthy. Tunel gdzieś
prowadzi. Przenoszą towar do zabudowań znajdujących się na obrzeżach
posiadłości, a potem czekają na stosowny moment, żeby wysłać go dalej.
Przypuszczam, że robią to etapami. Wysyłka od razu na miejsce przeznaczenia
byłaby zbyt ryzykowna.
- Nie przypuszcza pan chyba, że lady Edgeworthy bierze w tym udział?
- 36 -
S
R
- Ktoś używa jej posiadłości do niecnych celów, ale jestem pewny, że ona
o tym nie wie. Celnicy obserwują wybrzeże, a tymczasem przemycony towar
bez przeszkód trafia do odbiorcy - odparł Drew.
- Poprosi ją pan, żeby pozwoliła przeszukać swoją posiadłość? - zapytał
Robbie.
- Przypuszczam, że obecnie niczego tam nie ma. Uważam, że mężczyzna,
którego wtedy widziałem, jest tym, kogo szukamy. Zszedł na brzeg razem z
przemytnikami i zajął się swoimi sprawami. Statek wrócił specjalnie po niego,
więc musi to być ktoś ważny.
- A może tylko ktoś, kto zajmuje się dopilnowaniem, aby przemycany
towar został składowany i następnie rozwieziony - zasugerował Robbie.
- Może. Coś mi jednak mówi, że to był Francuz, z którym kontaktuje się
nasz szpieg. Obserwowałem statek i łódz, a nie podejrzewałem, że ktoś czai się
w grocie. Miałem go okazję złapać, do diabła!
- On wróci. Obojętne, czy zajmuje się przemytem, czy przekazuje
informacje.
- Masz rację. Tym razem będę na niego czekał. Zamierzam śledzić wozy z
towarem.
- Chyba że przemytnicy pierwsi pana zauważą - ostrzegł Robbie. - Taka
akcja w pojedynkę to szaleństwo. Powinien pan poprosić przyjaciół o pomoc.
- Hal Beverley powinien się zgodzić.
- Bez wątpienia - przytaknął Robbie. - Niech pan do niego napisze.
Powinien pan poprosić też kapitana Harcourta czy raczej lorda Harcourta. Mogę
się założyć, że po opuszczeniu armii nudzi się tak samo jak pan. We czterech
damy sobie radę.
- Napiszę zaraz do Harcourta i do Beverleya - zdecydował Drew - ale
wątpię, czy Beverley przyjedzie. Ma teraz mnóstwo obowiązków. Kiedy jego
brat zginął, ojciec zażądał, by Hal porzucił służbę wojskową.
- 37 -
S
R
- Pan też ma obowiązki. - Robbie popatrzył z dezaprobatą na
chlebodawcę. - Człowiek o pana pozycji ma wiele do stracenia. Dobrze pan o
tym wie! Gdyby się wydało, że przebywa pan tutaj pod fałszywym nazwiskiem,
wybuchłby skandal.
- Wiem, że twoim zdaniem przyjazd tutaj to czyste szaleństwo. - Drew
uśmiechnął się do wiernego sługi. - Mnie to bawi, a poza tym wyświadczam
przysługę Jackowi...
- Jack uratował panu życie w Salamance. Zrobi pan to, co uzna za słuszne.
Jak zwykle. Proszę jednak za bardzo nie ryzykować. Wielu ludzi od pana
zależy...
- Wiem, ale mam dobrego rządcę, który umiejętnie zarządza posiadłością.
Lubi swobodę w podejmowaniu decyzji i na razie mu na to pozwalam. Obiecuję,
że nie będę niepotrzebnie ryzykował.
Drew wyszedł z domu, wracając pamięcią do dawnych czasów, kiedy to
razem z przyjaciółmi się bawili, czerpiąc z życia pełnymi garściami... Nagle
przed oczami stanęła mu przepiękna złotowłosa dziewczyna z oczami w kolorze
morza. Przypomniał sobie, jak machała do niego, kiedy urwistą ścieżką schodził
na plażę. Wtedy zirytowała go jej obecność. Obawiał się, że mężczyzna w łodzi
może go zauważyć. Dopiero potem zadał sobie pytanie, czy to ta sama ślicznot-
ka, którą widział w powozie. Uznał jednak, że to niemożliwe. Jakim sposobem
miałaby się znalezć na tym odludziu? Taka dziewczyna powinna bywać w
towarzystwie i szukać odpowiedniego kandydata na męża.
Zmierć wuja uczyniła z niego dziedzica fortuny, odpowiedzialnego za
losy wielu ludzi. Robbie miał rację, mówiąc, że jego obowiązkiem jest troszczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •