[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bez względu na wszystko.
Dobiegła końca walka wewnętrzna, którą toczył
ze sobą bezustannie przez kilka dni, i czuł się teraz
tak, jakby zdjęto mu z ramion olbrzymi ciężar.
Ogarnęła go fala radości, euforii i ulgi.
113
Przez całe popołudnie Anna to budziła się, to
znów zapadała w niespokojny sen. Ward kilka razy
chodził do niej sprawdzać, jak się czuje, i badał
jej puls.
Kolację zjadł samotnie. W domu panowała ci�
sza. Mgła na dworze zaczynała się podnosić.
Zrobiło się pózno i Ward, nucąc pod nosem,
wszedł znowu do sypialni. Anna obudziła się, kie�
dy łóżko ugięło się pod jego ciężarem. Nagle zna�
lazła się w jego silnych, męskich ramionach. Przy�
ciągał ją do siebie i był całkiem nagi, co stwier�
dziła wstrząśnięta.
Chciała go odepchnąć, powiedzieć mu, by jej
nie dotykał, żeby przestał już kłamać i oszukiwać,
ale Ward zaczął ją całować i pieścić z taką czu�
łością, że oczy wypełniły jej się łzami.
- Nie płacz, nie płacz - szeptał jej cicho. - Jesteś
ze mną bezpieczna, Anno. Wszystko w porządku...
A jednak nie wszystko było w porządku i Anna
o tym wiedziała, lecz jej ciało reagowało w spo�
sób zdradziecki, w miarę jak pocałunki Warda sta�
wały się coraz gorętsze i coraz bardziej namiętne.
Próbowała mu się opierać i może nawet by jej się
to udało, lecz nie była w stanie oprzeć się samej
sobie. Pragnęła go tak bardzo... serce drżało jej
jak przerażony ptak.
- Ty masz znowu dreszcze - zauważył Ward
z troską. - Zimno ci? Jak się czujesz?
114
Drżenie, jakie teraz ogarnęło Annę, nie było jed�
nak skutkiem błądzenia w deszczu po wrzosowi�
skach. Jego przyczyna była dużo bardziej osobista
i leżała tuż przy niej, obejmując ją z fałszywą czu�
łością, którą tak łatwo było wziąć za prawdziwą.
Dlaczego mężczyzni zachowywali się całkiem
inaczej niż kobiety? Dlaczego Ward pieścił ją tak,
jakby ją naprawdę kochał, podczas gdy w rzeczy�
wistości nawet jej nie lubił? On przecież był w peł�
ni świadom tego, co robi, nie cierpiał na amnezję...
Tylko duma powstrzymała Annę przed wykrzy�
czeniem mu w twarz całej prawdy - że odzyskała
pamięć i doskonale wie, jak podle ją wykorzystał.
Bała się jednak, że się rozpłacze i będzie cierpiała
jeszcze bardziej. Zdawała sobie jednak sprawę, że
bez względu na to, o jakie przestępstwo ją posą�
dzał, to ukarał ją bezwzględnie i niesprawiedliwie.
A jednak pragnęła go, jej ciało zgłodniałe było
bliskości Warda, jego dotyku i czułości. Chciała
miłości i ta prawda wołała w niej wielkim głosem,
wbrew wszelkiej logice.
Dlaczego zresztą miała się opierać? Może lepiej
byłoby poddać się pożądaniu, ukarać samą siebie
za własną naiwność i głupotę i jeszcze to jedno,
ostatnie wspomnienie dołączyć do wszystkich in�
nych?
Z cichym, bolesnym westchnieniem odwróciła
się do Warda.
115
- Tak za tobą tęskniłem przez ostatnie noce -
powiedział do niej cicho.
Nie wypomniała mu, że była to jego decyzja,
iż spali oddzielnie.
Nie broniła się już przed pieszczotami, przeciw�
nie - syciła się nimi, jak ktoś skazany na stracenie.
W ich dotychczasowym  związku" to przede
wszystkim ona czerpała rozkosz, do której nie mia�
ła prawa, a teraz zapragnęła wyrównać ten dług.
Pod jej dotknięciem Ward jęczał cicho w ciemno�
ści, ona bowiem przejęła kontrolę.
- Dość, Anno, już nie... - prosił, kiedy dopro�
wadziła go prawie do orgazmu; łagodnie odsunął
jej rękę. Teraz przylgnęła do niego i zaczęli się
kochać w coraz szybszym, gwałtownym tempie,
odnajdując swój wspólny rytm, w którym na chwi�
lę stawali się jednością.
Gdzieś w głębi świadomości Anna wiedziała, że
chwilowe poczucie pełni i piękna, które razem
przeżywają, to tylko pozór i oszustwo.
Ekstaza w głosie Warda i słowa miłości, jakie
jej szeptał, były tylko kolejnym kłamstwem z jego
strony.
- Kocham cię, Anno - szeptał, całując ją. -
Tak bardzo cię kocham.
Odczekała, aż usnął mocno, i wtedy ostrożnie
wyślizgnęła się z łóżka. Wiedziała, co ma zrobić.
116
Na dole w kuchni Missie i Whittaker spali spo�
kojnie w swoich koszykach, a kluczyki od samo�
chodu Warda leżały na stole. Anna miała poczucie,
że los nareszcie zaczął jej sprzyjać.
Załadowała cały swój bagaż i zwierzaki do sa�
mochodu, lecz zanim odjechała, wyjęła jeszcze
książeczkę czekową i wypisała czek dla Warda na
pięć tysięcy funtów. Stanowiło to dla niej znaczącą
sumę, wziąwszy pod uwagę, że był to zwrot długu,
którego nigdy nie zaciągnęła. Uznała jednak, że
sprawa jest tego warta.
Zostawiła czek na kuchennym stole, a wraz
z nim krótki liścik:
 Wszystko sobie przypomniałam. Samochód
zostawię przed stacją w Yorku, a kluczyki prze�
ślę ci pocztą. Ten czek to zwrot pieniędzy, któ�
re, jak sądzisz, winna jestem twojemu bratu. Ostat�
nia noc wyrównuje dług, jaki mogłam mieć u cie�
bie".
Wskoczyła do samochodu i włączyła silnik,
uszczęśliwiona, że prawie nie robił hałasu.
Wracała do Rye i do swojego normalnego ży�
cia, gdzie czekało ją jeszcze spotkanie z przyja�
ciółkami i znajomymi. Jednak czuła, że gorszy od
tego będzie jej własny ból i wstyd.
117
Ward obudził się i odruchowo wyciągnął rękę,
szukając Anny. Odczekał jeszcze chwilę, myśląc,
że może jest w łazience, lecz kiedy się nie poja�
wiała, wyskoczył z łóżka i popędził na dół.
Natychmiast zauważył na stole jej list i uświa�
domił sobie, że nie ma zwierzaków i znikły też
ich koszyki.
Zbladł, czytając liścik Anny, i ręce mu drżały,
kiedy brał ze stołu czek.
Zegar wskazywał wpół do siódmej. Skoro poje�
chała do Yorku, znaczyło to, że zamierzała wracać
do Rye pociągiem. Szybkim samochodem mógłby
ją jeszcze dogonić. Nie miał jednak ani szybkiego
samochodu, ani w ogóle żadnego innego.
Zaklął pod nosem i zamarł, bo nagle rozległ się
dzwonek telefonu. O tej porze mogła to być tylko
Anna. Serce biło mu jak oszalałe, kiedy podnosił
słuchawkę. Czyżby zmieniła decyzję?
Jednak zapłakany głos kobiecy w słuchawce nie
należał do Anny, lecz do jego matki.
- Ward, chodzi o Alfreda; leży w szpitalu z po�
dejrzeniem zawału. Strasznie się o niego martwię...
- Mamo, postaram się przyjechać jak najszyb�
ciej - zapewnił ją natychmiast.
Teraz musiał wezwać taksówkę i jechać do Yor�
ku po samochód. Dobrze, że miał zapasowe klu�
czyki.
Zanim wyszedł, podarł list Anny i jej czek.
ROZDZIAA DZIESITY
Dee, Kelly i Beth siedziały razem w mieszkan�
ku nad sklepem. Dee zaledwie ubiegłego wieczoru
wróciła od ciotki, zaalarmowana telefonicznie
przez Kelly, że Anna zniknęła bez wieści. Teraz
wspólnie omawiały tę sytuację. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •