[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lat, i nic się od tamtej pory nie zmieniło.
- Nie chcę, żeby musiał się ze mną żenić.
- Musisz wziąć odpowiedzialność, dobrze wiesz - wtrąciła Patsy ze swojego miej-
sca na kanapie.
L R
T
Ronan spojrzał na Laurę, która zagryzała wargi, jakby z trudem powstrzymywała
się od zabrania głosu.
- Odpowiedzialność to nie powód do oświadczyn - zwróciła się do matki Sinead.
- Przecież nie dlatego ci się oświadczam. - Michael wyrwał się wreszcie Seanowi i
podbiegł do niej.
Ronan stanął między nimi. Miał wielką chęć podbić chłopakowi drugie oko. Nie-
chby się kochali, ale przecież są zabezpieczenia. Przypomniał sobie jednak, że Laura za-
szła w ciążę, mimo że się zabezpieczali.
Sean odciągnął Michaela od Sinead, Patsy kłóciła się z córką, Sinead płakała. Ro-
nan stał bezradnie, zagubiony we własnym domu. Widział, jak Laura wymyka się z po-
koju.
Miała dość. Uznała, że jej obecność w tym gronie jest zbędna, wyszła więc na taras
przylegający do salonu.
Owiał ją lodowaty irlandzki wiatr, ale i tak było jej tam przyjemniej niż w salonie,
gdzie rozgrywały się dramatyczne sceny. Pomijając wszystko, ów dramat był zanadto
podobny do jej własnego.
Zeszła z tarasu, nie bardzo wiedząc, dokąd idzie. Kamienne schody prowadziły w
dół poprzez pogrążony w zimowym śnie ogród. Laura potrafiła sobie wyobrazić, jak roz-
kosznie musiał wyglądać wiosną czy latem. Za ogrodem porośnięty trawą teren obniżał
się w kierunku klifu, skąd dobiegał huk rozbijających się o brzeg fal.
Dotarła tam i patrzyła w milczeniu na morze, czekając, aż wyparuje z niej wście-
kłość, która wygnała ją z domu. Ale to nie następowało.
Odwróciła się w przeciwną stronę, gdzie na szczycie łagodnego pagórka stała stara
kamienna wieża. Bez namysłu ruszyła w jej stronę, przyciągnięta samotnością i niewzru-
szonym spokojem tej budowli.
Nie była odpowiednio ubrana na taki spacer. Wiatr przewiewał ją na wskroś, obca-
sy zagłębiały się w miękkim gruncie. Było trudno iść, postanowiła jednak, że dotrze na
szczyt. W połowie wzniesienia zorientowała się, że wieżę otacza stary cmentarz.
L R
T
Nie powstrzymało jej dobiegające z daleka szczekanie Deirdre. Potknęła się, więc
zdjęła buty. Długa trawa była miękka i jedwabista, ale w niej były również kamienie. De-
irdre dogoniła ją, radośnie obszczekując. Mimo rozdrażnienia Laura uśmiechnęła się.
- Zmarzniesz - usłyszała za plecami znajomy głos.
Ronan złapał ją za rękę.
- Nic mi nie będzie. - Wyrwała mu się.
- Co się stało, Lauro?
- Musiałam wyjść.
- I pójść na cmentarz? - Zdjął marynarkę i okrył nią jej ramiona. - Na bosaka?
- Obcasy mi się zapadały.
- Lauro...
- Zostaw mnie, Ronan. Chcę być sama. Proszę.
- Nie. - Ujął jej twarz. Ciepło jego dłoni ogrzało jej wyziębione policzki. - Nie zo-
stawię cię. Jeśli tak bardzo zależy ci na dotarciu do wieży, pójdę z tobą.
Deirdre pognała trawiastym zboczem ku cmentarzowi, na którym chyliły się ku
ziemi stare kamienie nagrobne. Laura odnosiła wrażenie, że miejsce to zostało wyłączone
spod działania czasu. Setki lat temu, kiedy zbudowano tę wieżę, ludzie niewiele różnili
się od niej i Ronana. Mieli takie same nadzieje, rządziły nimi takie same namiętności, i
obawy, przeżywali takie same rozczarowania.
Nie pozostało po nich nic oprócz tych kamieni. Jaki znak pozostawi ona?
Ronan otoczył ją ramieniem i przytulił. Jego gruby wełniany sweter był ciepły, co
sprawiło, że zapragnęła wtulić się w niego na przekór wszystkiemu. Nie chciała mu za
nic dziękować. Była niezadowolona, że potrzebuje tej bliskości i że dobrze jej w cieple
jego marynarki, ale nie potrafiła tego ukryć, przynajmniej przed sobą.
- Aadnie cię powitaliśmy - powiedział, opierając brodę na czubku jej głowy.
Nie chciała komentować sceny, jaka rozegrała się w salonie, gdyż musiałaby roz-
począć rozmowę na temat, którego podjęciem nie była zainteresowana.
- Po co wznoszono te wieże? - zapytała.
- Nikt nie wie. W starym narzeczu celtyckim nazywają się dzwonnicami. Podobno
służyły obronie. Na ich szczycie stał obserwator i jeśli zauważył nadciągających wikin-
L R
T
gów, dzwonił na alarm, żeby ludzie z wioski mogli uciec w bezpieczne miejsce, a pozo-
stali w niej tylko wojownicy.
- A ta dlaczego jest na wpół zrujnowana?
- Najprawdopodobniej została uszkodzona podczas bitwy, a reszty zniszczenia do-
pełnił czas.
- Nie ma na niej żadnych graffiti - zauważyła. W Ameryce taki obiekt byłby wy-
mazany farbą.
- Nie, bo my w Irlandii szanujemy przeszłość i walczymy o przyszłość.
- Tak jak Sinead.
Zacieśnił uścisk, jakby się bał, że Laura mu się wyrwie. Pomyślała, że Ronan do-
brze ją zna, bo właśnie chciała to zrobić.
- To nie to samo, Lauro. Sinead wiedziała, że jeśli będzie dziecko, skończy się ślu-
bem. Michael też zdawał sobie z tego sprawę.
- Zmuszanie ich do ślubu jest nie w porządku. Mogą być nieszczęśliwi w takim
małżeństwie.
- Większość małżeństw jest nieszczęśliwa, z tego, co widzę.
- I tego życzysz Sinead?
- Nie jesteśmy w Ameryce, lecz w Irlandii. Chociaż w ostatnich dziesięcioleciach
odbyliśmy długą drogę, samotną kobietę z dzieckiem czeka ciężkie życie. Michael wie-
dział, co ryzykuje. Sinead również.
- Seks nie powinien wiązać się z karą.
- Ale się wiąże i każdy o tym wie. Zresztą, już ci mówiłem, że tu jest inaczej.
- Ty wciąż jesteś taki sam. Wydajesz rozkazy i oczekujesz posłuszeństwa.
- Nie rozumiesz. No ale dlaczego miałabyś rozumieć. - Sprawiał wrażenie ziryto-
wanego, ale opanował się. - Nieważne, jak to wygląda, Sinead wcale nie jest zmuszana
do ślubu. Ona kocha się w Michaelu od najmłodszych lat i wreszcie go uziemiła. Tylko
czekała, żeby ktoś powiedział  nie", a wtedy zrobiłaby to, o czym zawsze myślała. Zaw-
sze była przekorna.
- Więc po prostu idziesz jej na rękę?
- W pewnym stopniu tak.
L R
T
- A Sean, który podbił oko Michaelowi, zrobił dobrze?
- Ten idiota, Michael, spał z dziewczyną, którą my z Seanem uważamy poniekąd
za siostrę. Nie rozumiesz, że trudno nam się z tym pogodzić?
- To akurat rozumiem. - Laura uśmiechnęła się do siebie.
- To już przynajmniej coś.
- Pragniesz jej szczęścia?
- Jasne.
- W małżeństwie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • granada.xlx.pl
  •