[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To dobrze.
Zeerid kiwnął głową.
- Do luku medycznego musisz iść prosto i potem skręcić w prawo.
Aryn się uśmiechnęła.
- Kolto na rany.
- Kolto na rany - powtórzył żołnierskie powiedzenie, dotyczące medycznej opieki na polu
bitwy. - W kambuzie jest jedzenie - dodał. - Głównie proteinowe batony i suplementy z glukozą.
Poczęstuj się.
- Nadal jadasz jak żołnierz.
- Wiele rzeczy robię nadal jak żołnierz.
Tylko nie te najważniejsze.
Aryn odeszła, a on ruszył w stronę ładowni. Wszedł i ostrożnie zbliżył się do skrzyń, jakby
miał do czynienia z łatwymi do spłoszenia zwierzętami. Skrzynie były nieduże, najwyżej
jednometrowe, i zajmowały niewiele miejsca w pustym poza tym luku. Nie wiedział, czego się
spodziewał. Prawdopodobnie czegoś większego. Aadunek przysparzał zbyt wielu kłopotów jak na
swoje małe gabaryty. Przesunął ręką po skrzyniach i postanowił, że jednak nie chce oglądać
przyprawy. Wrócił do kabiny, aby przejąć sterowanie statkiem. Sygnał przywoławczy Orena już
migotał. Zeerid włączył komunikator.
- Gadaj - powiedział.
- Nasi hakerzy mają nagranie z portu. Widziałem całe zajście.
- Zajście? Postrzelili mnie. Dwukrotnie.
- Nazwisko przywódcy grupy uderzeniowej, uzyskane na podstawie rozpoznania twarzy,
brzmi Vrath Xizor. - Oren zachichotał. - Podobno jest nauczycielem szkoły podstawowej z Core.
- Możemy chyba spokojnie założyć, że to fałszywe dane. Kim on jest naprawdę, Oren?
- Naszym zdaniem, wolnym strzelcem. Prawdopodobnie pracuje dla Huttów. Huttowie nie
życzą sobie, żeby syntprzyprawa dotarła na Coruscant. Mają... na pieńku z naszym klientem.
Huttowie. Wychodzi na to, że mieszają się do wszystkiego.
- Masz tylko to? - spytał Zeerid.
- Tylko. Jak zamierzasz dostarczyć przyprawę na Coruscant, Zet?
- Uważaj, bo ci powiem, Oren. Macie przeciek w organizacji. Dostarczę przyprawę. Tylko
tyle musisz wiedzieć.
Oren znów zachichotał.
- Do zobaczenia, Zet.
Stojąca za plecami Zeerida Aryn odchrząknęła. Zeerid nie potrafił się zmusić do spojrzenia
jej w oczy, zaczął więc wklepywać współrzędne do nawigacyjnego komputera, a Aryn opadła w
fotel drugiego pilota. Już dawno nie dzielił z kimś kabiny. Zauważył, że Aryn obandażowała łydkę.
- Aadnie ci z tym opatrunkiem - zażartował.
- Dzięki. - Aryn zerknęła na obliczenia w komputerze nawigacyjnym. - Te współrzędne nie
zaprowadzą nas na Coruscant.
- Nie - zgodził się. - Zabiorą nas do układu Kravos.
- Przecież to martwy układ - zauważyła. - Na obrzeżach imperialnej przestrzeni.
Skinął głową.
- Konwoje dostawcze zatrzymują się tam, by zebrać wodór z gazowych olbrzymów.
- Nie rozumiem. Na czym polega twój plan dotarcia na Coruscant?
- Myślałem, że to ty masz jakiś plan - odparł.
- Słucham?
Uśmiechnął się.
- %7łartuję.
- To nie jest śmieszne. Mów, jaki masz plan, Zeerid.
- Jest niebezpieczny - powiedział.
Aryn nie wyglądała na przejętą. Czekając na wyjaśnienia, przez iluminator kabiny
przyglądała się aksamitnej przestrzeni, przez którą lecieli. Zeerid podjął wyzwanie.
- Mam zamiar podłączyć się Tłuściochem do statku Imperium.
- Co to dokładnie znaczy?
- To, co mówię. Słyszałem o czymś takim w szkole latania, jeszcze gdy byłem na służbie.
- Słyszałeś o czymś takim?
Zeerid kontynuował, jakby Aryn nic nie powiedziała:
- Wieki temu szmuglerzy mieli zwyczaj wskakiwać do nadprzestrzeni i wyskakiwać z niej
milisekundy za statkiem Republiki, powiedzmy za jakąś dużą jednostką dostawczą lecącą na
Coruscant. Przemytnik wychodzi z nadprzestrzeni i wyłącza wszystkie silniki oprócz
manewrowych.
Aryn zadumała się nad tym, co usłyszała.
- Taki przyczajony statek trudno wykryć czujnikami.
- Owszem, ale tylko wtedy, gdy wychodzi się z nadprzestrzeni w cieniu statku dostawczego.
I gdy natychmiast wyłączy się silniki.
- Trzeba wiedzieć, w którym dokładnie punkcie statki dostawcze się wyłonią.
- Szmuglerzy wiedzieli to w tamtych czasach, a my wiemy to teraz.
Zeerid znał każdy szczegół dotyczący nadprzestrzennych szlaków Core. Gdyby wiedział, w
którym miejscu statek imperialny wejdzie w nadprzestrzeń i znał cel jego podróży, wiedziałby, w
jakim punkcie statek wyłoni się z nadprzestrzeni.
- A potem co?
- Potem się doczepiasz.
Oczy Aryn zrobiły się wielkie jak oczy Rodianki.
- Doczepiasz się?
- Za pomocą elektromagnetycznej plomby. Ta część to łatwizna.
- Załoga statku dostawczego to wyczuje.
Zeerid skinął głową.
- Dlatego to musi być duży statek i trzeba się podłączyć do przedziału ładunkowego lub
czegoś podobnego. Czegoś, co może być puste w środku. Pózniej, po przejściu atmosfery,
dezaktywuje się plombę i odlatuje w czyste niebo.
Brzmiało to niedorzecznie, gdy mówił o tym głośno. Sam nie mógł uwierzyć, że się nad
czymś takim zastanawia.
Aryn westchnęła i znów spojrzała w iluminator kabiny.
- To jest ten twój plan?
- Tak. Masz lepszy?
- Czy ktoś to kiedykolwiek wykonał?
- Nikt, kogo bym znał. Kiedy Republika dowiedziała się o tym procederze, dostosowała
skanery sensoryczne, by wyszukiwały doczepione statki. Od wieków nikt tego nie próbował.
- Ale Imperium nie będzie wiedziało, że to zrobiliśmy?
- Taką mam nadzieję.
Starał się nie widzieć wyrazu powątpiewania w oczach Aryn, chociaż było odbiciem jego
zwątpienia.
- To mój jedyny pomysł, Aryn. Albo to, albo nic.
Aryn wpatrywała się w przestrzeń za oknem kabiny, a w jej zielonych oczach widać było
intensywny namysł.
Tłuścioch prawie kończył przelot przez studnię grawitacyjną.
- Jest jeszcze czas, żebym cię gdzieś podrzucił - odezwał się Zeerid, mając w duchu
nadzieję, że przyjaciółka nie skorzysta z propozycji. - Nie musisz ze mną lecieć.
Aryn się uśmiechnęła.
- Mam tylko to, Zet.
- No to dobrana z nas para.
Aryn parsknęła śmiechem, który jednak szybko się urwał.
- Aryn? Wszystko w porządku?
- Mam wrażenie, jakbym opuściła Alderaan całe wieki temu, a przecież minęło tylko kilka
godzin - wyznała.
- Wiele się może zdarzyć w ciągu kilku godzin - zauważył.
Skinęła głową i odpłynęła w zadumę.
- Aryn?
Wróciła do niego z miejsca, w którym przebywała.
- Jestem z tobą - zapewniła. - I chyba mogę ci pomóc przeprowadzić tę akcję z sukcesem.
ROZDZIAA 8
Vrath włączył komputer nawigacyjny Brzytwy , który wygenerował kurs na Coruscant.
Nawet jeśli Zeerid natychmiast umknął w nadprzestrzeń - w co Vrath wątpił - zmodyfikowany
imperialny statek dostawczy Vratha i tak by prześcignął Tłuściocha i dotarł na Coruscant
szybciej. Vrath ze względu na swoje zajęcia musiał dużo podróżować. Jego Brzytwa miała
najlepszy hipernapęd, jaki można kupić za kredyty.
Gdy komputer pokładowy zakończył przeprowadzać wyliczenia, uaktywnił hipernapęd i
statek wystrzelił w nadprzestrzeń. Potem przygasił światła w kabinie i wbił wzrok w zamontowany
na grodzi chronometr, odliczając sekundy i minuty. Po jakimś czasie odłączył hipernapęd i czerń
kosmosu zastąpiła błękitny wir nadprzestrzeni. W oddali na tle ciemności połyskiwała dzienna
strona Coruscant.
Planeta, którą w całości pokrywały durabeton i metal, nieodmiennie kojarzyła się Vrathowi
z gigantycznym kołem zębatym, sprężyną napędową Republiki. Zastanawiał się, co się stanie z
Republiką teraz, gdy sprężyna uległa zniszczeniu.
Przez moment pozwolił sobie na nostalgiczne wspomnienia z czasów służby w Armii
Imperialnej, gdy z odległości trzystu metrów zamieniał żołnierzy Republiki w szmaciane lalki.
Zanim go wyrzucono ze służby, miał na koncie pięćdziesiąt trzy potwierdzone zabójstwa i żadnego
nie żałował. Nienawidził służby, nie licząc zabijania i tego, jak się czuł po wygranej bitwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]