[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sługom...
Perynis puścił się w poszukiwanie, aż znalazł Tristana i Kaherdyna. Przekazał im poselstwo królowej.
– Bracie – wykrzyknął Tristan – co wyrzekłeś? Jakoż mógłbym uciekać przed Bleherim, skoro, widzisz sam, nie
mamy nawet swoich koni? Gorwenal ich pilnował, nie znaleźliśmy go w umówionym miejscu i szukamy
jeszcze.
W tej chwili wrócił Gorwenal i giermek Kaherdynowy; opowiedzieli przygodę.
– Perynis, miły, słodki przyjacielu – rzekł Tristan – wracaj żywo do swej pani. Powiedz, że jej przesyłam cześć i
miłość, że nie chybiłem wierze, którą jej jestem dłużen, że jest mi drogą nad wszystkie kobiety w świecie; proś,
aby cię przysłała ku mnie z powrotem, iżbyś mi przyniósł jej łaskę; zaczekam tu, aż wrócisz.
Perynis pognał tedy do królowej i powtórzył, co widział i słyszał. Ale ona nie uwierzyła.
– Ha, Perynis, byłeś mym bliskim i wiernym i ojciec mój przeznaczył cię, dzieckiem jeszcze, iżbyś mi służył.
Ale snadź Tristan–czarownik opętał cię przez kłamstwo i podarki. Ty także zdradziłeś mnie! Idź sobie!
Perynis ukląkł przed nią.
– Pani, słyszę twarde słowa. Nigdy nie zaznałem w życiu takiej zgryzoty. Ale mało dbam o siebie: żal mi ciebie,
pani, iż czynisz zniewagę panu memu, Tristanowi, i że zbyt późno pożałujesz tego.
– Idź precz, nie wierzę ci! Ty także, ty, Perynis, Perynis Wierny, zdradziłeś mnie!
Tristan czekał długo, aż Perynis przyniesie mu przebaczenie królowej. Perynis nie przybył.
46
Rankiem Tristan okrył się wielką postrzępioną burką. Umalował miejscami twarz cynobrem i łupką z orzecha,
iżby podobny był choremu zżartemu trądem. Wziął do ręki misę drewnianą dla zbierania jałmużny i grzechotkę
trędowatego.
Wchodzi w ulice grodu Świętego Łubina i zmieniając głos prosi jałmużny każdego przechodnia. Czy zdoła
bodaj ujrzeć królowę?
Wreszcie Izolda wychodzi z zamku; Brangien i inne dworki, słudzy i strażnicy towarzyszą jej. Kieruje się drogą,
która wiedzie do kościoła. Trędowaty bieży w trop za służbą, hałasi grzechotką, błaga żałośliwym głosem:
– Królowo, okaż mi łaskę, nie wiesz, jak mi tego trzeba!
Po jego pięknym ciele, po wzroście Izolda poznała go. Dreszcz przebiegł całą, ale nie raczy zniżyć spojrzenia ku
niemu. Trędowaty wciąż błaga; doprawdy, litość była słuchać; wlecze się za nią.
– Królowo, jeśli śmiem zbliżyć się do ciebie, nie gniewaj się; ulituj się nade mną, zasłużyłem na to wielce!
Ale królowa woła swoich sług i strażników:
– Pędźcie precz trędowatego! – rzekła. Słudzy odpychają go, biją. Opiera się i krzyczy:
– Królowo, miej litość!
Wówczas Izolda wybuchnęła śmiechem. Śmiech jej brzmiał jeszcze, kiedy wchodziła do kościoła. Skoro
trędowaty usłyszał jej śmiech, odszedł. Królowa uczyniła kilka kroków w nawie kościoła; potem członki jej
ugięły się – upadła na kolana, głową o ziemię, z rozkrzyżowanymi ramionami.
Tegoż samego dnia Tristan pożegnał Dynasa z taką rozpaczą, iż zdawało się, że postradał zmysły. Wnet okręt
jego rozwinął żagle ku Bretanii.
Niestety! Niebawem królowa pożałowała tego. Skoro dowiedziała się przez Dynasa z Lidanu, iż Tristan odjechał
w takiej żałobie, zaczęła wierzyć, iż Perynis powiedział prawdę; iż Tristan nie uciekł, zaklęty na jej imię; iż
wygnała go precz bardzo niesłusznie. „Jak to – myślała – ja ciebie wygnałam, ciebie, Tristanie, przyjacielu!
Będziesz mnie nienawidził odtąd i nigdy cię już nie ujrzę! Nigdy nie dowiesz się nawet o mym żalu ani o tym,
jaką karę chcę sobie nałożyć i ofiarować ci jako drobny zakład mej skruchy.”
Od tego dnia, aby się ukarać za swój błąd i szaleństwo, Izold Jasnowłosa przywdziała włosiennicę i nosiła ją na
ciele.
47
48
XVIII
SZALEŃSTWO TRISTANA
El beivre fu la nostre mort.17
Thomas
Tristan ujrzał z powrotem Bretanię, Karheń, diuka Hoela i żonę swą, Izoldę o Białych
Dłoniach. Wszyscy przyjęli go wdzięcznie, ale Izold Jasnowłosa wygnała go: nic mu już nie
ważyło. Długo usychał z dala od niej; wreszcie jednego dnia pomyślał, że chce ją widzieć,
chociażby miał jeszcze raz być szpetnie obitym przez sługi i strażników. Z dala od niej czuł,
iż śmierć jego jest pewna i bliska; raczej umrzeć od jednego razu niż konać dzień po dniu.
Kto żyje w męczarni, jest jakby umarły. Tristan pragnie śmierci, żąda śmierci; ale niech
królowa dowie się bodaj, że zginął z miłości dla niej; niech się dowie, a lżej mu będzie
umrzeć.
Wyrusza z Karhenia nie uprzedzając nikogo, ani krewnych, ani przyjaciół, ani Kaherdyna, drogiego towarzysza.
Ruszył nędznie odziany, pieszo; nikt bowiem nie zwraca uwagi na biednych łazików wędrujących po
gościńcach. Szedł póty, aż doszedł do brzegu morza.
W porcie wielki statek kupiecki gotował się do odjazdu; już majtkowie naciągali żagiel i podnosili kotwicę, aby
pomknąć na pełne morze.
– Boże was chroń, panowie, obyście mogli żeglować szczęśliwie! Ku jakiej ziemi płyniecie?
– Do Tyntagielu.
– Do Tyntagielu? Ach, panowie, weźcie mnie z sobą!
Dopada statku. Wiatr pomyślny wzdyma żagle, statek pomyka przez fale. Pięć nocy i pięć dni żeglował prosto
do Kornwalii, zasię szóstego dnia zarzucił kotwicę w porcie Tyntagielu.
Poza portem zamek wznosił się nad morzem, dobrze zamknięty ze wszystkich stron; można doń było wejść tylko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]