[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byli wtedy w domu. Ky po powrocie znalazł tylko wypalone, poczerniałe szkielety.
Od tego czasu zmienił się zupełnie. Niedługo potem przystał do bandy Khonga. Na
początku zabijał ze złości i dziwił się, jak inni członkowie bandy mogli być tak okrutni, ale po
pewnym czasie przyzwyczaił się. Zabijał dla przyjemności, zastanawiając się, kiedy przyjdzie
jego kolej.
- Właśnie usłyszałem, że amerykański konwój będzie jutro rano przejeżdżał przez Hoa
Phu - powiedział Ky. - Od kilku dni chłopcy skarżą się, że nie mają dość amunicji,
przydałoby się też trochę więcej broni. Poza tym sam mówiłeś, że czas zabrać się za wioskę.
- Można ufać twojemu człowiekowi? - zapytał Khong.
- Wiadomość pochodzi prosto z ust porucznika Xonga - upewnił go Ky.
Xong był oficerem Armii Południowego Wietnamu i stacjonował ze swym oddziałem
w Lai Khe. Khong i Ky wiedzieli, że szpiegował także na rzecz Wietkongu. Xong bynajmniej
się z tym nie krył, gdy po raz pierwszy zaoferował Khongowi sprzedaż informacji.
Ky usłyszał szmer za plecami Khonga. Dziewczyna, którą widział wcześniej,
odzyskała świadomość. Wstała i rozejrzawszy się po namiocie dostrzegła bagnet Khonga
leżący obok karabinu i pistoletu w kaburze. Chwyciła go i z krzykiem rzuciła się na Khonga.
Khong odwrócił się na czas. Lewą ręką złapał dziewczynę, podłożył jej nogę i
przewrócił na ziemię, po czym sam wylądował na niej. Wyrwał jej bagnet z dłoni i zaczął na
oślep wbijać go w ciało dziewczyny. Jego szorstki, urywany oddech sprawiał wrażenie, że
przeżywa chwile największej rozkoszy.
Dziewczyna krzyknęła jeszcze raz, coś w niej zabulgotało i znieruchomiała.
Khong zadał jej jeszcze kilka ciosów i pozostawił bagnet tkwiący w jej lewej piersi.
Wstał, splunął na ciało i odwrócił się do Ky. Całe spodnie z przodu ociekały mu krwią.
- Zabierz ją.
Ky wszedł do namiotu, wyciągnął bagnet z ciała i podniósł bezwładne ciało zarzucając
je sobie na ramię.
- Kurwa - skomentował Khong. - Jeszcze nie miałem dosyć. Gdzie jest ta druga?
- Trzymamy ją tutaj. Powiedziałeś, że będziemy się mogli z nią zabawić.
- Przyprowadz ją do mnie. I powiedz chłopakom, żeby się przygotowali na jutro.
Zaatakujemy konwój i Hoa Phu.
6
Tunel, nad którym ludzie Tsinga pracowali przez kilka ostatnich tygodni, zaczynał się w
małej rozpadlinie sporo oddalonej od pasa śmierci otaczającego bazę. Oddział liczył sześć
osób, mężczyzn i kobiet w wieku po dwadzieścia parę lat. Byli ubrani na czarno i uzbrojeni w
karabiny AK-47.
Tuż po zapadnięciu zmierzchu Quang i resztki jego oddziału odnalezli kopaczy.
%7łołnierze odsłonili wejście i korytarz, który pod ostrym kątem zmierzał do bazy. Potem jeden
za drugim weszli do tunelu i nie odzywając się prawie do siebie, kontynuowali pracę przy
światłach latarek. Pracowali bez wytchnienia. Quang zauważył, że przyjęli go za swego
dowódcę.
Gdy zobaczył, co udało im się zrobić do tej pory, aż zatrząsł się z niecierpliwości.
Zostało im już tak niewiele! Tsing mówił prawdę - znajdowali się pod samą bazą.
Jeden po drugim napełniali koszyki ziemią. Stojący z tyłu wynosili je i przynosili
puste, pozostali zajmowali się umacnianiem ścian tunelu drewnem, bowiem tunel musiał być
na tyle szeroki, by mogli zabrać ze sobą długą broń.
Gdy zaczęli kopać pionowy szyb - bezpośrednie wejście do bazy, zwolnili tempo.
Pracowali teraz bardzo cicho nie chcąc, by jakiś nieostrożny ruch zdradził komuś na
powierzchni ich zamiary.
Quang odpoczywał przy wejściu do tunelu, gdy usłyszał dzwięk przypominający ptasi
świergot. Nasłuchiwał przez moment, potem sięgnął po karabin wsparty nie opodal o pień
balsy. Wcześniej rozstawił czterech ludzi na straży wokół wejścia. Ich pozycje, ukryte w
zaroślach, tworzyły rogi kwadratu, tak by wejście do tunelu znajdowało się mniej więcej w
środku figury. Poświstywanie, które usłyszał, było ostrzeżeniem od jednego ze strażników,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]